Sebastian Staszewski, Interia: - W czwartek - wraz z ministrem sportu Kamilem Bortniczukiem i prezesem PZPS Sebastianem Świderskim - ogłosił pan, że Polska będzie współorganizatorem siatkarskich mistrzostw świata, które w tym roku miały się odbyć w Rosji. Kiedy zapadła ostateczna decyzja, że turniej zostanie przeniesiony do naszego kraju? Mateusz Morawiecki, premier RP: - Rosja dostała prawa do organizacji mundialu w 2018 roku. Ale po ataku na Ukrainę wszystko się zmieniło. I FIVB podjęła decyzję o odebraniu turnieju Rosjanom, między innymi dzięki twardej postawie Polski. Nie akceptowaliśmy Rosji jako gospodarza turnieju, stworzyliśmy więc blok państw chcących bojkotować te mistrzostwa. To przemówiło siatkarskim działaczom do rozsądku. Później zaczęto szukać nowego organizatora. Kiedy tylko pojawiła się taka informacja, minister Bortniczuk zapowiedział, że Polska jest gotowa przejąć mistrzostwa. My oczywiście poparliśmy ten pomysł. Natomiast zdradzając kulisy mogę powiedzieć, że finalna decyzja zapadła dopiero w ostatnich dniach. Rozmawiałem z premierem Słowenii Janezem Janšą i ustaliliśmy, że zorganizujemy mundial. Dlaczego turniej zorganizujemy właśnie ze Słowenią, która nie jest przecież geograficznym sąsiadem Polski? - W ostatnich dniach dyskutowałem z premierem Janšą bardzo konkretnie. I muszę przyznać, że podjął on błyskawiczną decyzję, że przyjmuje naszą propozycję. Po pierwsze: bo Słoweńcy, tak jak my, kochają siatkówkę. I po drugie: bo pan premier stoi po stronie daleko idących sankcji. Mogę zdradzić, że między innymi o sankcjach sportowych rozmawialiśmy już w marcu, gdy udaliśmy się do Kijowa na spotkanie z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Trudno było namówić działaczy FIVB, aby zabrali prawa do organizacji turnieju Rosji i przekazali je Polsce oraz Słowenii? - FIVB wzięła pod uwagę przede wszystkim kryteria logistyczne i finansowe. My mieliśmy ten atut, że jak kraj organizowaliśmy w przeszłości wiele siatkarskich mistrzostw, łącznie z mistrzostwami świata w 2014 roku. Jednocześnie nikt nie wyobrażał sobie, że rosyjscy kibice będą patrzeć na powiewającą flagę, śpiewać hymn i krzyczeć "Rasija, Rasija", gdy rosyjscy żołnierze mordują ludzi w Ukrainie. Dlatego uważam, że FIVB podjęła jedyną słuszną decyzję. Jaki będzie koszt organizacji turnieju? I skąd będą na to pieniądze? - Jesteśmy w trakcie ustalania różnych szczegółów. Ale pieniądze, kilkadziesiąt milionów, na pewno się znajdą. Takie imprezy rozsławiają imię Polski, pokazują nasze zdolności organizacyjnie. To część tak zwanego "soft power". Uważam, że polska marka zasługuje dziś na porządne promowanie, szczególnie w tak trudnych czasach, gdy stajemy na wysokości zadania. Walczymy o lepszy świat i pracujemy na to na wszystkich możliwych frontach. Dlatego mistrzostwa - zabrane atakującej Ukrainę Rosji - będą w pewnym sensie symbolem. Polska jest dwukrotnym mistrzem świata. Wierzy pan, że jako trzecia w historii drużyna - obok Włoch i Brazylii - zdobędzie tytuł po raz trzeci? - Nasi zawodnicy przez lata odnosili sukcesy na międzynarodowych zawodach. Nie ma w tym przypadku, że będą bronić mistrzostwa świata po raz drugi. Mamy bardzo dobrych siatkarzy, świetnego trenera i wierzę, że po raz kolejny będziemy najlepsi. Osiem lat temu szczęśliwe były dla nas Katowice. Oglądałem ten mecz. I mam nadzieję, że znów będę miał taką okazję. Nie wiem czy w Katowicach - ta decyzja jeszcze nie zapadła - ale finał odbędzie się w Polsce. Rozmawiał Sebastian Staszewski, Interia