Maciej Słomiński, INTERIA: Mówił mi pan kiedyś o planach budowy własnego gabinetu psychologicznego po zakończeniu kariery sportowej. Czy to miejsce, w którym się znajdujemy to jest właśnie to, o czym pan marzył? Mariusz Wlazły, mistrz świata z 2014 r., 9-krotny mistrz Polski oraz najlepszy zawodnik 20-lecia Polskiej Ligi Siatkówki, dziś koordynator przygotowania psychologicznego w Treflu Gdańsk: - To jest wstęp do czegoś większego, krok w kierunku własnego gabinetu. Jestem obecnie studentem II roku psychologii, co oczywiste, nie mam prawa wykonywać jeszcze zawodu, dlatego działam pod okiem dr Marty Witkowskiej. Przestrzeń, w której się znajdujemy powstała dzięki naszym partnerom. Powstało miejsce, gdzie możemy zapewnić komfort pracy zawodnikom Trefla Gdańsk i zawodnikom innych dyscyplin, którzy chcą współpracować z psychologiem sportu. Ta dziedzina nauki wchodzi w sport coraz szerzej. Na poziomie profesjonalnym widoczna jest bardziej w sportach indywidualnych niż drużynowych, jednak i to się powoli zmienia. Teoretycznie, gdyby chciał tu przyjść jakiś piłkarz to drzwi dla niego nie są zamknięte? Wlazły: - Priorytetem dla nas jest dobro pierwszej drużyny Trefla Gdańsk, aby być dla nich dostępnym wtedy, gdy potrzebują naszego wsparcia. Marta współpracuje też z zawodnikami innych dyscyplin. Marta Witkowska, dr nauk społecznych, psycholog: - Dobre wieści szybko się rozchodzą. Dostajemy dużo zapytań, w związku z przeszłością Mariusza pochodzą one przede wszystkim ze świata siatkówki - o terminy pytają siatkarze, trenerzy, prezesi i managerowie. Czy pan jest dziś bardziej zajętą osobą niż w czasie kariery siatkarskiej? Wlazły: - To zupełnie inny charakter pracy. Życie sportowca jest stosunkowo proste - wszystko jest podporządkowane jak najlepszemu przygotowaniu do konkretnego wydarzenia: zawodów, mistrzostw czy meczu. Najważniejsza jest przestrzeń sportowa, inne dziedziny są zepchnięte na dalszy plan, muszą czekać na swój czas. W chwili obecnej nie ma tej warstwy sportowej, na pierwszym planie jest działalność psychologiczna. Muszę się do tego przyzwyczaić, nie mnie oceniać, jednak myślę, że idzie mi całkiem nieźle. Zupełnie inny czas, inaczej są rozłożone akcenty. Czy tak właśnie wyobrażał sobie pan ten rok, od kiedy jest pan koordynatorem przygotowania psychologicznego w Treflu Gdańsk? Wlazły: - Gdy patrzę za siebie i analizuję decyzje, które podjąłem na przestrzeni ostatnich 2-3 lat, to są one dla mnie dość zaskakujące. Moje wyobrażenie o tym jak będzie wyglądać ta praca odbiega od rzeczywistości, powiedzmy w 50 procentach. Część rzeczy przewidziałem, a część kompletnie nie. Sporo jest sytuacji zaskakujących, tzw. "pożarów", gdy nagle musimy rzucić wszystko i się tym zająć. To jest bardzo nieoczekiwane, bo wyobrażałem sobie pracę bardziej cykliczną i uporządkowaną. Witkowska: - Ogień bywa większy i mniejszy. Czasami "pożary" są potrzebne i konstruktywne. Musimy rozpoznać skąd wzięła się iskra, jaka jest przyczyna. Trudno, żeby ich nie było, gdy przez cały sezon razem ze sobą jest 14 mężczyzn i jeszcze sztab. Same mocne charaktery. Wlazły: - Marta jest w trudnym położeniu, bo psychologowie przeważnie pracują według określonego kalendarza, aby zaplanować konkretne działania. Tymczasem nasz kalendarz bardzo zależy od terminarza ligowego, są mecze, wyjazdy, są dni wolne, zdarza się że nie widzimy się z zawodnikami przez 2-3 tygodnie w kontekście oddziaływania na nich, bo nie ma na to przestrzeni. Wówczas zostaje kontakt on-line, przez WhatsApp itd. A czy panią coś zaskakuje w tej pracy? Witkowska: - Są takie sytuacje, gdy przewidujemy sekwencję zdarzeń, która się zadzieje. Wiemy, że to się wydarzy i nie możemy z tym nic zrobić, jest to frustrujące. Jesteście wtedy bezradni? Trochę jak z małym dzieckiem, które musi wsadzić rękę w parę, żeby się przekonało, że boli. Witkowska: - Ja się ciskam, a Mariusz mówi: zostaw, to się musi wydarzyć. Dlatego w psychologii, nie tylko sportu, ważna jest praca długofalowa, wiedząc o czymś dzisiaj, możemy temu przeciwdziałać, aby nie zadziało się w przyszłym sezonie. Wlazły: - To co robimy jest zupełnie nowe. Wcześniej żadna drużyna PlusLigi nie była tak zaopiekowana psychologicznie, nie mamy precedensów, którymi moglibyśmy się zasugerować. Zajmujemy się zupełnie nową materią, dlatego wiadomo, że będziemy popełniać błędy. Staramy się stwarzać takie sytuacje, aby pomyłki był jak najrzadsze. Zdobywał mistrzostwa trzech krajów. Wielki powrót do PlusLigi po 14 latach Czy po tym roku jest pan zadowolony z obranej drogi? Wlazły: - Mam poczucie, że wypełniam przestrzeń, która powstała dużo wcześniej. Zawodnicy nie boją się dziś mówić o swoich uczuciach, zmienia się nastawienie do psychologii, które było kiedyś zupełnie inne, gdy mylono ją z psychiatrią. Zresztą psychiatrzy też nie są źli, tylko inaczej pracują. Człowiek choruje na grypę, złamie sobie kości, wtedy idzie do specjalisty. Jeśli psychika nie pracuje na tych zasobach co powinna, też można poszukać pomocy. To nie znaczy, że ktoś jest gorszy, a bardziej świadomy, że może sobie pomóc. Myślę, że gdyby psychologia wcześniej funkcjonowała w wyczynie, moglibyśmy wynieść sport na wyższy poziom o wiele wcześniej. Albo inaczej: wchodzenie na szczyt byłoby mniej bolesne dla kilku mistrzów. Witkowska:- Jest taki cytat, bardzo popularny w psychologii sportu, mocno go sparafrazuję: "mistrzowska drużyna pokona drużynę składającą się z mistrzów". Chodzi o to, że najlepsza drużyna nie musi składać się z samych mistrzowskich zawodników, a o to, by członkowie drużyny utworzyli kolektyw. Nie chodzi wyłącznie o połączenie ich umiejętności technicznych, a o to, że działają razem. Jeśli mamy w drużynie samych mistrzów i każdy myśli o sobie, to nie zafunkcjonuje. Oni muszą stworzyć jeden organizm. Czy pani ma zajęcia na uczelni ze studentem Wlazłym? Witkowska:- Ten temat był wielokrotnie poruszany, jako że teoretycznie mógłby nastąpić konflikt interesów z racji naszej wspólnej pracy w Treflu. Miałam z tym studentem zajęcia na pierwszym semestrze, wtedy nie miał u mnie żadnych forów. Obecnie widujemy się tylko tutaj. Czy jeśli chodzi o drużynę Trefla państwo bardziej zajmujecie się zawodnikami młodymi, jeszcze nie w pełni ukształtowanymi jak Aleks Nasewicz, czy rozmawiacie głównie ze starszyzną z Lukasem Kampą na czele? Witkowska: - Nie ma "złotej zasady". Bywa, że bardziej doświadczony boiskowo zawodnik ma z czymś problem, a młody w ogóle nie. Każdy sportowiec ma innego rodzaju tematy, które wymagają przepracowania. Wlazły: - Doświadczeni zawodnicy potencjalnie powinni mieć więcej rozwiązań danej sytuacji, bo ją już kiedyś przeżyli. To nie oznacza, że nie mogą rozwijać się w poszczególnych płaszczyznach. To nie jest tak, że my rozwiązujemy problemy życiowe. Od tego są inne osoby. Marta jest psychologiem sportu, pracujemy na umiejętnościach, którzy zawodnicy posiadają. Staramy się wydobyć te umiejętności i podnieść je na wyższy poziom. W niektórych przypadkach uświadomienie sportowcom, że sami wypracowali sobie skuteczne techniki, np. radzenia sobie w stresie, tylko nie zdają sobie z tego sprawy. Przez wszystkie przypadki odmieniamy słowo "stres". Witkowska: - Mieliśmy warsztaty z całą drużyną. Okazało się, że każdy z zawodników ma swój sposób na stres, każdy z nich czerpie z innej metody. Każdy z nich bardziej lub mniej świadomie wykształcił własny mechanizm. My jesteśmy właśnie od tego uświadomienia. Jesteście od tego, aby podać łopatkę, którą można odkopać to i owo. Witkowska: - Sportowcy przychodzą z jakąś trudnością, jednak ja nie podaję im gotowego rozwiązania. Moje zadanie jest inne - staram się tak pokierować rozmową, żeby zawodnik sam je znalazł. Niejednokrotnie on je ma i stosuje, ale nie robi tego świadomie. Ja ten proces usprawniam. Moją rolą jest zadać właściwe pytanie, aby sportowcy odnaleźli w sobie rozwiązanie. Wlazły: - Psycholog nie daje gotowych rozwiązań. Jeśli je dostaniesz, wówczas starasz się stosować pewien powtarzalny schemat działania. Ale następnym razem będzie inny problem i wtedy to nie zadziała. Marta prowadzi do procesu, w którym zawodnicy odnajdują pewną drogę. Witkowska: - Nie dajemy ryby, a wędkę. A nawet nie to - przypominamy im, że wędka istnieje i mogą po nią sięgnąć. Jak radzić sobie ze stresem w sporcie? Witkowska: - Stres jest zawsze. Mocno upraszczając, na stres możemy zareagować dwojako: walką lub ucieczką. Jest to oczywiście jeden z głównych tematów, ponieważ on generuje różnego rodzaju trudności. My chcemy, aby stres stał się motywujący i mobilizujący, dał pozytywnego kopa i nie był deprymujący. Stres może objawić poprzez np. zblokowanie ręki. Ktoś nie jest w stanie wykonać zagrywki, którą trenował. Jeszcze inna osoba ma problem z decyzyjnością w ataku. Reakcja jest wolniejsza, ciało się nas nie słucha. Plusem Mariusza jest to, że wnosi do naszej pracy wiedzę czysto siatkarską. On jako pierwszy zauważa rzeczy niewidoczne dla siatkarskiego laika. No właśnie, pani już chyba nie jest siatkarskim laikiem pracując już od jakiegoś czasu w Treflu Gdańsk. - Na pewno nauczyłam się siatkarskiej terminologii (śmiech). Chociaż przyznaję, że cały czas mam problem, gdy jakaś rzecz nazywana jest na cztery sposoby: po polsku, angielsku, włosku i w tzw. łacinie siatkarskiej. Na przykład słynne "dyszelki". Jaką rolę wy pełnicie w Treflu Gdańsk, jak się pozycjonujecie? Jesteście częścią sztabu? Jesteście łącznikiem między sztabem, a drużyną? A może pełnicie funkcję doradczą dla zarządu? Witkowska: - To zależy od trenera w jaki sposób chce korzystać z wiedzy jaką my posiadamy. Wlazły: - Priorytetem naszej pracy jest dobro zespołu. Jesteśmy częścią sztabu. Kiedyś w klubie nie było na pełnym etacie fizjoterapeutów, lekarzy czy trenerów przygotowania motorycznego. W pewnym momencie ewolucji danej dyscypliny to zaczęło być istotne i konieczne dla stworzenia lepszych warunków dla sportowców. Psychologia sportu w najlepszym jego wydaniu w dyscyplinach uprawianych indywidualnie jak tenis, lekkoatletyka, pływanie, tak popularne w Polsce skoki narciarskie, jest na porządku dziennym. Bardziej świadomi sportowcy, wiedzą że trzeba przygotować się pod względem mentalnym, żeby przejść na wyższy poziom wykonania i skuteczności. Na najwyższym poziomie różnice są minimalne, mogą decydować detale, w tym mentalne. Wlazły: - Nie jest tak, że psychologia sportu gwarantuje wynik. Że ktoś będzie lepszy. Nie o to chodzi. Chodzi o to, że w przygotowaniu mentalnym tkwią spore rezerwy i mogą dać różnice, jeśli pozostałe dziedziny są odpowiednio zaopiekowane. Jeśli przygotowanie fizyczne, motoryczne, taktyczne i zdrowie dopisuje. My w Treflu tworzymy nową przestrzeń, coś czego do tej pory w siatkówce nie było. Była praca z doskoku. Wlazły: - Jeśli była praca z psychologiem czy trenerami mentalnymi, to bardziej indywidualna, jeśli z drużyną to krótkie, celowe warsztaty. Nie było ciągłej pracy przed dwa, trzy albo pięć lat. Bardziej działania interwencyjne. Tak jak mówi Marta: my jesteśmy trenerowi do pomocy. Jeśli on chce z tej pomocy skorzystać, proszę bardzo. Jeśli nie - my się nie mieszamy. Nie zajmujemy się częścią sportową, nie mamy kompetencji ku temu. Trochę dziwnie brzmi, gdy mistrz świata mówi, że nie ma kompetencji sportowych. Kto ma mieć, jeśli nie pan? Wlazły: - Jeśli padnie bezpośrednie pytanie do mnie w kwestii sportowej - oczywiście, mogę podzielić się swoją opinią. Jednak jestem jak najdalszy od mieszania się w sprawy stricte siatkarskie - od tego są ludzie, z trenerem na czele - oni podejmują decyzje. Mogę wyrazić swoją opinię, a co trener z nią zrobi to już jego sprawa. Działa to również w drugą stronę - raczej nie oczekuję, że ktoś nie pytany będzie się wtrącał w nasz obszar. Witkowska: - Zdarza się tak, że warto by było, żeby sztab poznał pewne informacje z życia zawodnika, ale mnie obowiązuje poufność relacji. W takich sytuacjach, gdy jest to moim zdaniem konieczne, odsyłam zawodnika do trenera, sugerując że warto o tym porozmawiać. Być może te informacje są ważne dla drużyny jako całości. Chcę zapytać o panią. Ktoś złośliwy mógłby zaznaczyć, że to praca z dużymi chłopcami w krótkich rajtuzach. Czy pani kariera naukowa na tym nie cierpi? Witkowska: - To co jest potrzebne w psychologii to praktyka. Studenci od razu wyczuwają, gdy ktoś mówi o temacie, który zna jedynie z książek. Przez długie lata pracowałam jako neuropsycholog, zajmowałam się cierpiącymi na choroby somatyczne, które wpływają na centralny układ nerwowy, to jest zajęcie bardzo obciążające. Psychologia sportu to praca bardzo pozytywna, pracuję z osobami, które mają wysokie zasoby funkcjonowania, staramy się, aby one były jeszcze wyższe. Praca w Treflu bardzo dużo mi daje patrząc z punktu widzenia także naukowego, jest dużo materiału do badań. Plus patrząc czysto ludzko, daje mi dużo energii do codziennego funkcjonowania i pracy. Nadal prowadzę zajęcia ze studentami, nadal prowadzę badania naukowe, nadal piszę artykuły. Na pewno mam dużo więcej pracy. Jednak wszystko jest kwestią organizacji, sezon siatkarski jest stosunkowo krótki, poza nim mam czas do nadrobienia innych rzeczy. Na szczęście z ERGO ARENY, gdzie znajduje się nasz gabinet do Kampusu Oliwa nie jest daleko więc krążę między tymi dwoma obiektami. Czy Mariusz Wlazły będzie dobrym psychologiem sportu? Witkowska: - Mocno liczę na to, że skończy studia. Przez 20 lat bycia siatkarzem, Mariusz zdobył duże umiejętności psychologiczne, to co robi teraz to nabywanie warsztatu. Jeśli zdecyduje się na uprawianie tego zawodu, to myślę, że bardzo dużo doń wniesie. Proszę być ostrożnym ze słowami, student słucha. Witkowska: - Spokojnie, są obszary, których Mariusz jeszcze nie zna. To nie jest tak, że ktoś kto nie ma umiejętności społecznych, takich jak nawiązywanie relacji, słuchania, pójdzie na studia i przez pięć lat się tego nauczy. Myślę, że tu obecny Mariusz ma te umiejętności. Bycie absolwentem psychologii, nie oznacza bycia psychologiem. Może to nie jest do końca obiektywne, ale gdy patrzę na jego relacje z zawodnikami, czy też juniorami naszego klubu widzę coś czego nie można się nauczyć na studiach. Gdy skończy studia nie będzie absolwentem wydziału, a będzie psychologiem. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA