- To, że nie wygraliśmy czwartego seta, było efektem tego, co decyduje o naszych tak częstych - niestety - porażkach w lidze. Zabrakło trochę zimnej głowy, trochę szczęścia, nie opanowaliśmy emocji. Sada to zrobiła i wygrała tę odsłonę. Dziwna sytuacja w tym secie polegała na tym, że obie drużyny traciły najwięcej punktów przy swoim idealnym przyjęciu. Jestem bardzo dumny i zadowolony z tego, że w końcu udało nam się przełamać tę niemoc. Mimo że piątego seta zaczęliśmy nie najlepiej, to wyszliśmy z tego obronną ręką i to w pięknym stylu - cieszył się kapitan rzeszowian. - Z tyłu głowy każdy wierzył, że jesteśmy w stanie wygrać tego tie-breaka, ponieważ bardzo dobrze w tym meczu serwowaliśmy. Wykonaliśmy założenia trenera praktycznie bezbłędnie. Cały czas trzymaliśmy rywali pod presją. I to mimo sporej liczby błędów, która wynikała z dużego ryzyka, jakie włożyliśmy dziś w zagrywkę. Ale jak widać, opłaciło się. Biorąc pod uwagę sytuację, w jakiej się znajdujemy, zawirowania kadrowe w naszym klubie i to jak gramy, naszym celem w tych KMŚ jest granie jak najlepszej siatkówki. Tak, żeby kibice byli z nas zadowoleni, żebyśmy w końcu pokazali tę radosną, na wysokim poziomie siatkówkę i żebyśmy mogli się odbudować. Ten turniej traktujemy jako takie oczyszczenie, złapanie oddechu, swojego rodzaju przełamanie, które jest nam niezmiernie potrzebne - dodał Marcin Możdżonek. Damian Schulz, atakujący Asseco Resovii Rzeszów, cieszył się z dobrej postawy swoich kolegów. - Mogliśmy wygrać to spotkanie w czterech setach, ale mieliśmy mały kryzys w ataku. Ja osobiście się tak męczyłem w tym elemencie... Dobrze, że czasem choć ta zagrywka była i w obronie udało się coś podbić, bo w ataku było naprawdę dziś ciężko. Cieszymy się, że bierzemy udział w tych KMŚ, bo nie ma co ukrywać, że w lidze mamy kryzys i tutaj możemy się odbudować. Nam te mecze naprawdę są potrzebne - przyznał mistrz świata. - Zagraliśmy cierpliwie. Mimo że popełnialiśmy drobne błędy, to zagraliśmy do końca. Jakiś jeden blok, potem obrona pozwoliły ten mecz wygrać. Podsumowując całe spotkanie, to największą różnicę zrobiliśmy na zagrywce, bo udało nam się utrzymać serwis Sady w górze, a oni mieli troszkę problemów z naszym - dodał Mateusz Mika. W pierwszym secie mieliśmy kłopoty z przebiciem przez blok rywali, ale potem zaczęło być coraz łatwiej. Kawika Shoji dobrze poprowadził grę. Mimo że na początku były problemy, to nie zwiesiliśmy głów, tylko graliśmy do końca. Udało się w pięciu partiach. W czwartej mieliśmy przestój, co jest już naszym znakiem rozpoznawczym w tym sezonie. To nie pierwszy taki set, który moglibyśmy spokojnie wygrać, ale coś nam ucieka. Nad tym na pewno musimy popracować. Dziś udało nam się wygrać z trudnym przeciwnikiem, pierwszy raz w tym sezonie na Podpromiu i fajnie, ale cały czas musimy być skoncentrowani i starać się grać na takim poziomie jak dziś w każdym meczu".