Dla Biało-czerwonych to ostatnio niewygodny rywali. Przegrali z Iranem ostatnio w Gdańsku, a w ubiegłym roku podczas Igrzysk Olimpijskich w Tokio. W Lidze Narodów bilans też jest korzystny dla rywali - wygrali trzy razy, a przegrali dwa. Andrzej Klemba, Interia: 13 września 2014 roku w mistrzostwach świata był taki mecz z Iranem... Marcin Możdżonek: Pamiętam go doskonale. To było spotkanie o wielką stawkę. Gdybyśmy go nie wygrali, droga do złotego medalu mogłaby zostać zamknięta. Od samego początku mecz układał się po naszej myśli. Prowadziliśmy 2-0, ale kontuzji doznał Michał Winiarski. Nie wiem, czy to z tego powodu, ale Irańczycy nabrali wiatru w żagle. Nie mogliśmy ich dogonić i doprowadzili do tie breaka. W szalonym piątym secie udało nam się wygrać z, nieskromnie powiem, sporym moim udziałem. No właśnie w decydującej akcji zablokował pan rywala. Podobno nie posłuchał pan wtedy trenera Stephane’a Antigi? - Tak właśnie było. Trener powiedział, bym po idealnym przyjęciu poszedł w ciemno do atakującego. Od razu nie spodobał mi się ten pomysł, a Mariusz Wlazły, który stał obok, też po cichu mi powiedział, bym tego nie robił. Oczywiście nie jest tak, że nie słuchałem szkoleniowca. W siedmiu, ośmiu razach na dziesięć sprawdzało się, co mówi selekcjoner, ale to był bardzo ważny moment nie tylko meczu, ale całego turnieju i decyzję trzeba podjąć w ułamku sekundy. Doświadczenie i instynkt podpowiedziały mi, bym został na środku siatki. Nos mnie nie zawiódł i dokonałem dobrego wyboru. Gdybyśmy przegrali, to sytuacja byłaby bardzo trudna. Trzeba by było pokonać Francję, która wtedy była w świetnej dyspozycji. Wracamy do teraźniejszości. Jak się pan podoba budowa kadry przez Nikolę Grbicia? - Bardzo. Grbić wszedł do kadry i od razu powiedział, że on tu o wszystkim decyduje. Nie szuka zastępców, tylko nowych zawodników do reprezentacji, a tych w Polsce nie brakuje, bo mamy bogactwo urodzaju. On to świetnie wykorzystuje i od razu zaznaczył, kto tu rządzi. Kadra na finały Ligi Narodów będzie zbliżona do zespołu na mistrzostwa świata? - Jeśli coś niespodziewanego się nie wydarzy, to zapewne tak. Mam jeszcze wątpliwości, czy trener nie zdecyduje się wziąć czwartego środkowego lub pięciu przyjmujących. Turniej w Bolonii powinien dać ostateczna odpowiedź. Pozycja libero jest niepodważalna. Jest Paweł Zatorski, a jako nr 2 Jakub Popiwczak. Na pozycji rozgrywającego Grbić zapowiedział, że pierwszym będzie Marcin Janusz. A mieć taka alternatywę jak Grzegorz Łomacz to dla trenera ogromny komfort. To zawodnik, dla którego reprezentacja jest absolutnie najważniejsza. Świetnie trenuje, świetnie wykonuje polecenia na boisku i poza nim. Nie marudzi, nie narzeka i jak wejdzie przez całe mistrzostwa na jedną akcję, nie będzie miał problemu i da z siebie wszystko. Tak samo będzie jak trener zdecyduje, że rozegra cały turniej. Kibice zarzucają brak w kadrze Bartosza Kwolka. - Skoro trener go nie wziął, to uznał, że z jakichś powodów mu nie pasuje. Lubię jak Kwolek gra i jak jest skuteczny. Jego pewność siebie można pomylić z arogancją i butą, co mogło się nie spodobać Grbiciowi. Siatkarsko w Lidze Narodów się obronił. Być może coś, co wydarzyło się poza boiskiem, o czym nie wiemy, sprawiło, że trener podjął taka decyzję. Jest też trzech atakujących. Pewniakiem jest Bartosz Kurek, a kto będzie drugim - Karol Butryn czy Łukasz Kaczmarek? - Butryn robi swoje. Nie schodzi poniżej swojego poziomu, ale też nie robi nic ponadto. Kaczmarek potrafi robić wielkie rzeczy, ale czasem ma bardzo słabe momenty. Grbić zna go z pracy w Zaksie Kędzierzyn-Koźle, razem wygrali Ligę Mistrzów. Skoro jednak do Bolonii wziął trzech atakujących, to ma wątpliwości właśnie co do Kaczmarka. W Europie niewygodnym rywalem dla Polski jest Słowenia, na świecie taką rolę pełni Iran. - Trzeba pamiętać, że to też drużyna z czołówki. Jest w dziesiątce światowego rankingu. W Iranie siatkówka jest bardzo popularna, podobnie jak w Polsce. Tam mnóstwo ludzi ogląda ten sport, mnóstwo trenuje. Mają dobrze wyszkolonych technicznie, silnych i sprawnych zawodników. Kadra z roku na rok jest coraz silniejsza. Jest dopływ świeżej krwi i powiew europejskiej siatkówki, dzięki czemu są też coraz lepiej poukładani. Do tego naród bardzo charakterny. Czasem tak jest, że z jedną drużyną idzie lepiej, a z druga gorzej bez wyraźnej przyczyny. Pamiętam, że tak mieliśmy z Bułgarią. W jakiej byśmy nie byli formie, to z nim wygrywaliśmy. Potem to się zmieniło i pewnie są takie okresy w meczach z danym rywalem. Polacy w półfinale Ligi Narodów - obejrzyj skróty meczów! W Gdańsku przegraliśmy z nimi 2-3. - To był mecz bez znaczenia, bo i tak byliśmy pewni, że zagramy w finałach w Bolonii. Teraz jest już poważne granie. Mamy przewagę w doświadczeniu i umiejętnościach poszczególnych zawodników. Mam nadzieję, że będą wielkie emocje i pod siatką będzie iskrzyło. Nie ma jednak Michała Kubiaka, który często sprawiał, że naprawdę gotowało w meczach z Iranem między zawodnikami. - No tak, pewna era się skończyła. Wierzę jednak, że tego nie zabraknie. Wygramy 3-1.