Damian Gołąb, Interia Sport: Znalazłem twój wywiad z 2020 r., z czasów pandemii. Powiedziałaś tak: "Zrobiłam sobie taką drabinkę kariery. Rozpisałam w niej, w jakich krajach chciałabym zagrać i co bym chciała osiągnąć - w którym roku, w jakim klubie". Czy ten plan udaje się realizować? Na jakim jesteś etapie? Magdalena Stysiak, atakująca siatkarskiej reprezentacji Polski: Chciałam zagrać we Włoszech - zagrałam. Chciałam zagrać w Turcji - zagrałam. Chciałam być na igrzyskach olimpijskich - byłam. Ten plan, te trzy priorytety udało się zrealizować. Powiem szczerze, że teraz już na niego nie patrzę. Co chciałam, zrealizowałam. Kariera toczy się dalej, oby tylko zdrowie było. Ostatni sezon w klubie był na tej drabince jakimś szczebelkiem w górę czy raczej rozczarowaniem, niedosytem? - Różnie. Każdy sezon to dla mnie nauka. Muszę wyciągać z tego plusy. Było ciężko, ale trzeba spojrzeć w lustro. Ja to zrobiłam i powiedziałam sobie: "słuchaj Magda, masz przed sobą Melissę Vargas, najlepszą atakującą na świecie. Nie będzie łatwo". Jeżeli chodzi o tę perspektywę, to sobie poradziłam. Walczyłam na treningu. Ale potem, jeżeli chodzi o decyzje trenera, to z tym w ogóle sobie nie poradziłam. Nie było nam po drodze. Podpisując kontrakt w Fenerbahce, wiedziałam, że Melissa Vargas miała jeszcze dwa lata kontraktu w Chinach. Potem wszystko się zmieniło. W klubie powiedzieli, że jestem dla nich bardzo ważna i nie chcieli mnie puścić do innego zespołu. Sama też zaufałam, że będę dostawać więcej szans - nie wiedząc, jaki będzie trener. Tak to wszystko wyszło. Ale trzeba zawsze wyciągać pozytywy. Byłam w super otoczeniu, z super zawodniczkami. Klub traktował mnie naprawdę dobrze. Miejmy nadzieję, że teraz wszystko się odwróci i szybko zapomnę o siatkarskim minusie z tego sezonu, bo poza nim wszystko inne było na plus. Polki triumfują w Koszalinie. Komplet zwycięstw, Francuzki rozbite W trakcie sezonu dała o sobie znać gorąca turecka krew, kiedy nie udało się awansować do Final Four Ligi Mistrzyń. Przeżyłaś kiedyś już zmianę trenera w trakcie play-off? - Nie pamiętam, ale myślę, że do tej zmiany mogło nawet dojść trochę wcześniej. Ta decyzja przyszła zbyt późno i nie mogłyśmy w ciągu dwóch dni zmienić taktyki, założeń i innych rzeczy. A uważam, że miałyśmy bardzo dobry zespół, z drugą szóstką na wysokim poziomie. I trener niestety nie umiał tego wykorzystać. Stąd te wyniki. Kiedy wybierałaś nowy klub na przyszły sezon, kierowałaś się tym, by być w nim wyraźnym numerem jeden w ataku? Bo w przypadku rywalizacji z Melissą Vargas klasa sportowa to jedno, ale jej atutem było również to, że jest reprezentantką Turcji. - To na pewno. Grała jako Turczynka, a na boisku były już trzy zagraniczne zawodniczki: rozgrywająca, środkowa i przyjmująca. Ciężko było zamienić się z samą Melissą - to musiała być podwójna zmiana, bo na boisku było za dużo zagranicznych zawodniczek. To była kolejna kwestia, która mnie hamowała, a nie wszyscy o tym wiedzą. Limit zagranicznych zawodniczek na boisku był dla mnie minusem. Melissa jest Turczynką, więc musiała grać. Przy wyborze klubu na pewno kierowałam się więc tym, by taka sytuacja się nie powtórzyła. Chcę iść do klubu i grać. Duża zmiana w polskiej kadrze. Magdalena Stysiak komentuje. "To się jej należy" Czujesz, że po takim sezonie, w którym grałaś niewiele, będziesz potrzebować paru meczów, żeby się "rozkręcić"? - Nie wiem. To nie o to chodzi, bo gry w siatkówkę się nie zapomina. Potrzebuję jednak trochę czasu tutaj, w reprezentacji, w pierwszych turniejach Ligi Narodów, aby wejść z powrotem na dobrą falę i grać dobrą siatkówkę. Myślę, że to szybko mi przyjdzie. W tym sezonie jedna zmiana w reprezentacji Polski będzie szczególnie duża - nie ma już z wami Joanny Wołosz. Myślisz, że zmiana na rozegraniu pójdzie gładko? Takiej postaci, także w wymiarze pozasportowym, pewnie będzie jednak brakować. - Tak, Asia to cudowna kobieta, świetna osoba, super siatkarka. Ale zostaje z nami Kasia Wenerska. Zawsze tutaj była i radziła sobie świetnie. Trzeba po prostu oddać szacunek Asi, zrobiła bardzo dużo dla tej reprezentacji i to się jej należy. Rozumiemy jej decyzję. Zostaje Kasia, z którą zdobyłyśmy dwa brązowe medale Ligi Narodów. Miejmy nadzieję, że to się powtórzy, a może przy polskiej publiczności pójdzie nawet lepiej? Koniec kariery reprezentacyjnej Joanny Wołosz sprawia, że trzeba wybrać nowego kapitana. Magdalena Stysiak nadawałaby się do tej roli? - Gdy nie było Asi, kapitanem była Agnieszka Korneluk i ona w tym roku też jest kapitanem. A ty chciałabyś być kiedyś kapitanem kadry? Choćby za 10 lat, kiedy będziesz najstarsza w reprezentacji? - Myślę, że za 10 lat nie będę grać już w kadrze. Będę miała już 35-36 lat, to będzie już chyba troszkę za dużo. Ale czy chciałabym być kapitanem? Nie wiem, czy mi to w ogóle potrzebne. Pełnienie funkcji kapitana to nie tylko belka pod koszulką. To będzie rok w kadrze bez Marii Stenzel. Podobnie było w zeszłym roku w Lidze Narodów, ale potem zdążyła wrócić na igrzyska. Wiadomo, że się przyjaźnicie. Będzie ci jej w kadrze mocno brakowało? - Na pewno, przecież sześć lat byłam "roomie" z Marysią. Ale trzeba szanować jej decyzję. Każdy ma swoje życie prywatne, trzeba to uszanować. Na pewno brakuje jej jako zawodniczki, ale również jako osoby. Polska siatkarka przeżyła w Turcji trzęsienie ziemi. "Niektórzy byli przerażeni" Jaki jest twój cel na ten sezon kadrowy? - Żeby dopisywało zdrowie. To najważniejsze. Będzie dużo ciężkich meczów, będą długie, pojawi się presja. Oby więc tylko zdrowie dopisało, bo wierzę w nasz zespół - że to będzie fajnie wyglądać. W kwietniu w Stambule było trzęsienie ziemi, do Polski docierały informacje o uszkodzonych budynkach. Jak ty przeżyłaś ten moment? Czułaś strach czy byłaś zupełnie bezpieczna? - To było dzień po tym, jak zakończyłyśmy sezon. Na godz. 16.30 miałyśmy umówiony klubowy obiad. To wydarzyło się o godz. 13. Epicentrum trzęsienia ziemi było na morzu, na całe szczęście jakieś 30-40 kilometrów od Stambułu. Poczułam trzęsienie, perfumy pospadały mi z półek, telewizor zaczął mocno się chwiać. Byłam już przyszykowana na obiad, założyłam więc tylko buty, wzięłam najważniejsze rzeczy i wyszłam. Widziałam ludzi, którzy stali na zewnątrz. Niektórzy byli przerażeni, dla niektórych to było coś normalnego - tam zdarzają się takie rzeczy. Przeżywałam coś takiego pierwszy raz i na początku nie wiedziałam, co się dzieje. Myślałam, że może kręci mi się w głowie. Ale kiedy zobaczyłam wychodzących ludzi, zrozumiałam, co się dzieje. Tego dnia było zresztą aż osiem trzęsień ziemi. Dwa z nich były odczuwalne. To o magnitudzie 6,2 i kolejne, 5,9. Reszta nie była odczuwalna, to była magnituda około 4. Nie za ciekawie, bałam się w nocy spać, bo nie wiedziałam, co się dzieje. Byłam jednak w bardzo nowoczesnym budynku, na pierwszym piętrze, i wiedziałam, że nic mi nie grozi, więc byłam bezpieczna. Ale ta sytuacja chyba nie zniechęciła cię do Turcji? - Nie, zdecydowanie nie. Zjawiska naturalne się zdarzają i ważne, by po prostu nie było to mocniejsze i już się nie wydarzyło. Bo nigdy nie jest to nic fajnego. Rozmawiał Damian Gołąb