Od początku nie był dla Zenitu wyborem numer jeden. Trener Władimir Alekno wolał Lloya Balla albo Saida Marufa, ostatecznie młodego Micaha Christensona. Gdy jednak żadnego z nich nie udało się zakontraktować, zespół z Kazania ostatecznie zdecydował się na Benjamina Toniuttiego. Francuz trafił do zespołu tuż po rozpoczęciu sezonu 2014/2015, bo w drużynie zwolniło się miejsce dla obcokrajowca - Kazań opuścił uciekający z Rosji przed depresją Matthew Anderson. Przygoda Toniuttiego w Zenicie okazała się krótka i burzliwa. Zdążył nawet zagrać w meczu gwiazd rosyjskiej SuperLigi, ale pożegnał się z klubem już po trzech występach na rosyjskiej ziemi. Zdecydowały kwestie formalne. 25-letni wówczas rozgrywający został już zgłoszony do europejskich pucharów przez swój poprzedni klub, czyli włoski Robur Rawenna. I choć przed przystąpieniem zespołu do rozgrywek przeniósł się na Wschód, CEV okazał się nieubłagany i nie pozwolił mu na występy w Lidze Mistrzów w koszulce Zenitu. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Reakcja klubu była szybka. Skoro nie udało się pokonać biurokratycznych przeciwności, Toniutti okazał się niepotrzebny. - Zenit nie może sobie pozwolił na zatrzymanie gracza, który nie może grać w Lidze Mistrzów. To dla nas najważniejszy turniej w sezonie - skwitował Alekno. A Francuz pieklił się w wywiadzie dla “L’Equipe": - To, co mi się przydarzyło, jest niesamowite. Jestem wściekły, chociaż nie wiem, kto jest temu winien. Nie rozumiem, dlaczego CEV nie zgodził się na zgłoszenie mnie do rozgrywek przez Zenit. Ostatecznie zespół mnie nie potrzebował. Szansa na rewanż Niepomyślne wiatry, które wygnały Toniuttiego z Kazania, popchnęły go jednak w stronę Kędzierzyna. Francuz kończył tamten feralny sezon w niemieckim VfB Friedrichshafen, a później trafił do ZAKS-y, w której występuje do dziś. Związek okazał się udany dla obu stron. Drużyna zdominowała ligę, kończąc na pierwszym miejscu cztery z pięciu sezonów z Toniuttim na rozegraniu. A on sam jest dziś uznawany za jednego z najlepszych siatkarzy świata na swojej pozycji - CEV w styczniu wybrał go nawet najlepszym europejskim rozgrywającym ostatniej dekady. Dopiero teraz Francuz po raz pierwszy będzie miał okazję zmierzyć się z byłą drużyną i zrewanżować Aleknie za to, że ten lekką ręką z niego zrezygnował. Rosyjski klub wciąż ma w drużynie siatkarzy, którzy w LM osiągnęli zdecydowanie więcej niż kędzierzynianie. Atakujący Zenitu Maksim Michajłow ma na koncie aż pięć triumfów w LM, Aleksandr Butko cztery, a Artiom Wolwicz trzy (dwaj ostatni nie wszystkie zdobyte z klubem z Kazania). Kędzierzynianom nie brak jednak pewności siebie. - Mamy respekt do każdego rywala. Zenit Kazań to kapitalny klub, który wielokrotnie wygrywał Ligę Mistrzów, mistrzostwo i Puchar Rosji. To jeden z najlepszych klubów na świecie i nie możemy powiedzieć, że ktoś tu jest faworytem. Mamy respekt, nie boimy się jednak rywala i wiemy, że będzie to wyrównane spotkanie - zapowiada Aleksander Śliwka, przyjmujący ZAKS-y. Takie przekonanie to nie tylko skutek wyeliminowania w poprzedniej rundzie Cucine Lube Civitanova, jednego z głównych faworytów rozgrywek. To także efekt pracy trenera Nikoli Grbicia. Paweł Zatorski, libero ZAKS-y, po triumfie w Tauron Pucharze Polski przyznał, że Serb przed sezonem zapowiedział zawodnikom, że interesuje go przede wszystkim dobry wynik w Europie. Jak na razie jego wytyczne są realizowane niemal perfekcyjnie. Chcą zrobić coś wielkiego Teraz trener ma znaleźć sposób na Zenit. Aleknę zna bardzo dobrze - to właśnie u tego trenera, w Zenicie, siedem lat temu kończył karierę. Drużyna z Kazania to wciąż wielka firma, ale lata jej bezwzględnej dominacji w Europie to aktualnie tylko wspomnienie. W tym sezonie pokonało ją już kilka rosyjskich zespołów, Zenit wielkiej siatkówki nie pokazał też w niedawnym dwumeczu LM z PGE Skrą Bełchatów. Wciąż to jednak drużyna naszpikowana gwiazdami z Earvinem Ngapethem na czele, której głównym celem jest właśnie walka w Europie. W tym sezonie nie przegrała jeszcze z żadnym zagranicznym przeciwnikiem. W swoją drużynę wierzy jednak Sebastian Świderski, prezes ZAKS-y. Akurat on występy w tej fazie LM zna z własnego doświadczenia, bo przed laty uczestniczył w turnieju Final Four. - Możemy zrobić coś wielkiego dla naszej, kędzierzyńskiej, ale również i polskiej siatkówki klubowej. Liczę, że to będzie dodatkowym bodźcem. Myślę, że nasi młodzi, ale już doświadczeni zawodnicy nie spalą się. Mocno wierzę, że postawimy się Zenitowi - podkreśla w rozmowie z Interią. Początek spotkania Zenitu z ZAKS-ą dziś o godz. 17. Dwie godziny później rozpocznie się drugi półfinał, w którym zmierzą się dwa włoskie kluby - Itas Trentino i Sir Sicoma Monini Perugia. Transmisje z obu meczów w Polsacie Sport. Damian Gołąb