Alekno to w rosyjskiej siatkówce postać monumentalna. Jego manewr taktyczny ze zmianą pozycji Dmitrija Muserskiego i Maksima Michajłowa w olimpijskim finale przyniósł Rosjanom złoto igrzysk w Londynie. Praca Alekny pozwoliła też wykorzystać obecne w Zenicie wielkie pieniądze i stworzyć w Kazaniu siatkarskie mocarstwo, które stało się najbardziej utytułowaną klubową drużyną XXI wieku. Tyle że 54-letni szkoleniowiec w końcu zdecydował się powiedzieć “pas". Już w 2019 r. na jeden sezon opuścił Zenit, by podreperować zdrowie. Kilka tygodni temu ogłosił, że po zakończeniu obecnych rozgrywek ponownie zrobi sobie przerwę. Być może jeszcze dłuższą niż poprzednio. - Na razie kończę z zawodem trenera. Nie obiecuję, że na zawsze. Wiem jedno: Zenit potrzebuje w kolejnym sezonie świeżej krwi, nowego przywódcy - argumentował na początku lutego. Ukoronowaniem jego kariery w Zenicie miał być triumf w Lidze Mistrzów. Mimo że w ćwierćfinale z PGE Skrą Bełchatów jego zespół nie zachwycił, bez większych problemów awansował do najlepszej czwórki. W niej trafił na ZAKS-ę i przez niemal trzy sety spisywał się bez zarzutu. Coś zacięło się dopiero w końcówce trzeciej partii, przy prowadzeniu 24:22. Kędzierzynianie złapali drugi oddech i niespodziewanie wygrali, a siatkarze z Kazania nie odzyskali właściwego rytmu i przegrali w tie-breaku. Tego plan Alekny na rozstanie z Zenitem nie zakładał. Alekno kontra Grbić. Chłodne spojrzenie ucznia Rosyjski trener przed meczem co prawda zachwalał ZAKS-ę, ale można było to traktować jako kurtuazję. Sześciokrotny zwycięzca Ligi Mistrzów naszpikowany gwiazdami nie miał powodu, by obawiać się zawodników, z których tylko jeden - Paweł Zatorski - miał dotąd okazję zagrać w finale LM. Zresztą Skra, w której wówczas występował, przegrała starcie o złoto właśnie z Zenitem kierowanym przez Aleknę. W półfinale w Kazaniu starego mistrza przechytrzył jednak młodszy uczeń, czyli Nikola Grbić. Obaj panowie spotkali się w Tatarstanie przed siedmiu laty, gdy Serb przyjechał do Rosji kończyć karierę. Nie było to jednak odcinanie kuponów, bo pod okiem Alekny Grbić poprowadził zespół do mistrzostwa Rosji. Przed tygodniem po meczu obaj trenerzy serdecznie podziękowali sobie za spotkanie, ale tylko Serb mógł się wtedy szczerze uśmiechać. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! I choć powodów do radości Grbić ma ostatnio sporo, w trakcie meczów zachowuje niemal kamienną twarz. Ten spokój imponuje zawodnikom. - Bardzo chłodno patrzy na wszystkie wydarzenia, jakie dzieją się wokół. To fachowiec, jeden z najlepszych trenerów, z jakimi pracowałem do tej pory - zachwala szkoleniowca Jakub Kochanowski, środkowy ZAKS-y. Podobnego zdania są eksperci. - Nie przypominam sobie sytuacji, w której Grbić w czasie meczu wychodzi z siebie i staje obok, a my widzimy inną twarz trenera, która zupełnie nas zaskakuje. Jako zawodnik był, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, gburem, monumentalną postacią. Zachowywał się jak generał. Takim samym jest trenerem - podkreśla w rozmowie z Interią Łukasz Kadziewicz, były reprezentant Polski, dziś ekspert Polsatu Sport. ZAKSA - Zenit. By historia się nie powtórzyła Serb w dwóch ostatnich sezonach zrobił z ZAKS-y świetnie naoliwioną maszynę. Teraz musi jeszcze udowodnić, że potrafi wyciągać wnioski z porażek. Przed rokiem jego drużyna - wtedy w ćwierćfinale LM - też rozpoczęła bowiem rywalizację z rosyjskim faworytem od wyjazdowego zwycięstwa, pokonując 3:2 Kuzbass Kemerowo. Tyle że tydzień później zaprzepaściła wszystko w Kędzierzynie-Koźlu, przegrywając 1:3 i odpadając z rozgrywek. Wnioski można wyciągnąć również z pierwszych dwóch setów w Kazaniu, w których kędzierzynianie grali nerwowo, odsłaniając swoje słabsze strony. Dopiero później poderwali się do walki, naruszając przede wszystkim Bartosza Bednorza. Tak przynajmniej oceniły formę Polaka rosyjskie media, które zarzuciły mu, że... grał dla rodaków. W weekend i ZAKSA, i Zenit walczyły w fazie play-off krajowych rozgrywek. Rosjanie w nieco ponad godzinę ograli Jenisej Krasnojarsk, a Alekno mógł dać odpocząć kilku gwiazdom z Earvinem Ngapethem na czele. ZAKSA miała nieoczekiwane problemy ze Ślepskiem Malow Suwałki, ale ostatecznie opanowała sytuację i wygrała 3:1. - Było zagrożenie, że zawodnicy będą myślami już przy środowym spotkaniu z drużyną z Kazania. To stało się w pierwszym secie i myślę, że pobiliśmy rekord błędów własnych w jednej partii. Takie coś nie zdarzyło się, od kiedy jestem tutaj trenerem. Później jednak siatkarze zaczęli wracać do gry, jaką prezentują od początku sezonu - stwierdził przed kamerą klubowej telewizji Grbić. Dziś przestrzeni na takie błędy będzie znacznie mniej. ZAKSA do awansu potrzebuje zwycięstwa. Jeśli przegra 2:3, o miejscu w finale zdecyduje tzw. złoty set. Porażka gospodarzy w trzech lub czterech partiach premiuje awansem Zenit. Jeśli kędzierzynianom uda się wyeliminować Rosjan, zostaną piątym polskim zespołem w finale najważniejszych europejskich rozgrywek. Tylko jedna z czterech dotychczasowych prób walki o złoto zakończyła się dla drużyn znad Wisły zwycięstwem. Początek spotkania ZAKSA - Zenit o godz. 18. Transmisja w Polsacie Sport. Damian Gołąb