Damian Gołąb, Interia: Chciałem porozmawiać o tym, co może wydarzyć się w meczu ZAKS-y z Zenitem... Łukasz Kadziewicz, były reprezentant Polski: ...wygramy. To jedyna opcja. Widzę, że jest pan bardzo pozytywnie nastawiony do tego spotkania. - Nie biorę pod uwagę innego scenariusza niż ZAKSA w finale. To pewnie będzie trudny mecz, ale z natury jestem optymistą. Nie czekam na złotego seta, a na dobrą grę chłopaków z Kędzierzyna i zwycięstwo w tym meczu. Czy po emocjach sprzed tygodnia i sposobie, w jaki ZAKS-a odwróciła losy rywalizacji, możemy już nazwać ją faworytem dwumeczu z Zenitem? - Nie. Grając jednak u siebie, z materiałem, który zgromadzili przez pięć setów w Kazaniu, cały sztab szkoleniowy ma trochę więcej narzędzi do tego, by popracować nad taktyką. I poprawić jeden element: ruszyć Zenit na przyjęciu. Tutaj przyda się trochę nieszablonowej zagrywki: arytmii w tym elemencie, dużo gry flotem, poszukiwania Bednorza. To może bardzo pomóc drużynie z Kędzierzyna. Po drugiej stronie będzie siła, finezyjnej gry Rosjan raczej się nie spodziewam. Ale jeżeli ZAKSA popracuje zagrywką, może być bardzo dobrze. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Poprawa zagrywki to najważniejszy wniosek, jaki trzeba wyciągnąć po meczu w Kazaniu? To będzie klucz do sukcesu? - Tak, bo kiedy Rosjanie dobrze przyjmą piłkę, mają mocny środek siatki. Butko pokazał, że przesuwanie ataku z krótkiej jest elementem, w którym on i jego koledzy czują się dobrze. Szukałbym pomysłu z zagrywką. Jeśli poruszymy ich na przyjęciu, jesteśmy w domu. Przełomowym momentem w pierwszym meczu było właśnie powstrzymanie rosyjskich środkowych? W trzecim secie spotkania w Kazaniu, przy piłce meczowej, Jakub Kochanowski w pojedynkę zablokował rywala i po chwili to ZAKSA przejęła inicjatywę. - Było w tym trochę szczęścia, na które trzeba jednak popracować. Do tego momentu środkowi rywali dosyć frywolnie poczynali sobie pod siatką, kędzierzynianie na dużo im pozwalali. Ale trudno jest odczytać piłkę, która jest przyjęta metr czy dwa od siatki, a po drugiej stronie są Ngapeth, Michajłow i Bednorz. Środek jest wtedy zawsze ostatnim wyborem. Dobrze, że Kuba Kochanowski w końcówce trzeciego seta przewidział, co się wydarzy. Dużo w tym szczęścia, dużo jakości, ale później gra ZAKS-y była mądrzejsza. Moim zdaniem Kędzierzyn zagra u siebie trochę spokojniej. Bo po pierwszych piłkach w Kazaniu widziałem, że zawodnicy nie czuli się pewnie. Może rosyjscy kibice nie żyją na trybunach tak jak polscy, ale wyjście po roku przerwy do hali wypełnionej w 60 czy 70 procentach mogło być dziwnym uczuciem. Potrzebujesz wtedy trochę więcej czasu, by zalogować się w spotkaniu. A nikt nie chce z tobą rozmawiać, tylko od razu rozpoczyna mecz z wysokiego “C". Na spokojnym terenie w Kędzierzynie gospodarze będą mogli pozwolić sobie na więcej. Koncentrując się na zagrywce są w stanie dobrze otworzyć spotkanie. ZAKSA w weekend zmierzyła się w PlusLidze ze Ślepskiem Malow Suwałki, ale wyglądało to tak, jak gdyby grała na zaciągniętym hamulcu ręcznym. - I bardzo dobrze. W trzy dni albo w tydzień nie oduczysz się gry w siatkówkę. Musimy pamiętać, że oni w przypadku wygrania Ligi Mistrzów przejdą do historii całej dyscypliny. I ten bagaż emocjonalny, który trzeba w sobie dźwigać, jest bardzo duży. A tu nagle jeszcze zaczynają się play-offy w naszej lidze. Nawet gdyby bardzo chcieli, głowę trudno wytrenować. Było widać, że byli nią już w środowym spotkaniu. Jednym z siatkarzy ZAKS-y, który zrobił w tym sezonie największy postęp, jest Kamil Semeniuk. Ale i on, i kilku jego kolegów ma znacznie mniejsze doświadczenie w europejskich pucharach niż zawodnicy Zenitu Kazań. To może mieć jakieś znaczenie dla losów rywalizacji? - Ngapeth, Michajłow czy inni wielcy siatkarze Zenitu też gdzieś zaczynali swoją przygodę. Zachwycali nas i dziwiliśmy się, kim są młodzi ludzie, którzy wchodzą na międzynarodowy poziom. W tym sezonie Kamil Semeniuk stanął w dobrej kolejce, kupił dobry bilet i przyszedł na dobrą imprezę. Cieszę się, że trafił z formą. Również dlatego, że to kędzierzyński twór. To nie jest chłopak z centralnego szkolenia. Nie dostał szansy na piękne oczy, w ramach cięcia budżetu, a dlatego, że prezentował bardzo wysoki poziom. Pamiętajmy, że dwa sezony temu był wypożyczony do Zawiercia, a tam z Rejną, Masnym i Malinowskim prawie awansował do finału ligi. Już wtedy uderzył mocno młotkiem w dzwon, informując, że ma papiery do gry w dużą siatkówkę. To cały czas nie jest reprezentant kraju. Ten jego brak doświadczenia może być dużym atutem - nie jest jeszcze aż tak dobrze rozpisany jak zawodnicy, którzy rozegrali na poziomie międzynarodowym kilka sezonów. Ale w reprezentacji Semeniuk za chwilę się pojawi, bo został jedynym nowym człowiekiem w szerokiej kadrze Vitala Heynena na najbliższy sezon. Ma szansę przebojem wedrzeć się do kadry na igrzyska olimpijskie? - Nie ma. Patrząc na powołania Heynena, widać, że jest przywiązany do nazwisk. Rozumiem takie podejście. Coś z nimi wygrał, umie z nimi pracować. Semeniuk ma bardzo nikłe szanse, by przeskoczyć Bednorza, Leona, Kubiaka, Śliwkę, Kwolka. Na dziś jest dla mnie numerem sześć w reprezentacji. Tylko cuda lub brak zdrowia kolegów spowodują, że pojedzie na igrzyska. Ale dzień po nich będzie jednym z pierwszych wyborów w nowym cyklu olimpijskim.