LM siatkarzy. Łukasz Kadziewicz dla Interii: ZAKSA może ograć każdego
Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle jest o krok od awansu do finału siatkarskiej Ligi Mistrzów. - W przypadku wygrania rozgrywek jej siatkarze przejdą do historii całej dyscypliny. I ten bagaż emocjonalny, który trzeba w sobie dźwigać, jest bardzo duży. Ale wierzę, że ZAKSA zagra w finale - przekonuje w rozmowie z Interią Łukasz Kadziewicz, były reprezentant Polski, dziś ekspert Polsatu Sport.

Damian Gołąb, Interia: Chciałem porozmawiać o tym, co może wydarzyć się w meczu ZAKS-y z Zenitem...
Łukasz Kadziewicz, były reprezentant Polski: ...wygramy. To jedyna opcja.
Widzę, że jest pan bardzo pozytywnie nastawiony do tego spotkania.
- Nie biorę pod uwagę innego scenariusza niż ZAKSA w finale. To pewnie będzie trudny mecz, ale z natury jestem optymistą. Nie czekam na złotego seta, a na dobrą grę chłopaków z Kędzierzyna i zwycięstwo w tym meczu.
Czy po emocjach sprzed tygodnia i sposobie, w jaki ZAKS-a odwróciła losy rywalizacji, możemy już nazwać ją faworytem dwumeczu z Zenitem?
- Nie. Grając jednak u siebie, z materiałem, który zgromadzili przez pięć setów w Kazaniu, cały sztab szkoleniowy ma trochę więcej narzędzi do tego, by popracować nad taktyką. I poprawić jeden element: ruszyć Zenit na przyjęciu. Tutaj przyda się trochę nieszablonowej zagrywki: arytmii w tym elemencie, dużo gry flotem, poszukiwania Bednorza. To może bardzo pomóc drużynie z Kędzierzyna. Po drugiej stronie będzie siła, finezyjnej gry Rosjan raczej się nie spodziewam. Ale jeżeli ZAKSA popracuje zagrywką, może być bardzo dobrze.
Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie!
Poprawa zagrywki to najważniejszy wniosek, jaki trzeba wyciągnąć po meczu w Kazaniu? To będzie klucz do sukcesu?
- Tak, bo kiedy Rosjanie dobrze przyjmą piłkę, mają mocny środek siatki. Butko pokazał, że przesuwanie ataku z krótkiej jest elementem, w którym on i jego koledzy czują się dobrze. Szukałbym pomysłu z zagrywką. Jeśli poruszymy ich na przyjęciu, jesteśmy w domu.
Przełomowym momentem w pierwszym meczu było właśnie powstrzymanie rosyjskich środkowych? W trzecim secie spotkania w Kazaniu, przy piłce meczowej, Jakub Kochanowski w pojedynkę zablokował rywala i po chwili to ZAKSA przejęła inicjatywę.
- Było w tym trochę szczęścia, na które trzeba jednak popracować. Do tego momentu środkowi rywali dosyć frywolnie poczynali sobie pod siatką, kędzierzynianie na dużo im pozwalali. Ale trudno jest odczytać piłkę, która jest przyjęta metr czy dwa od siatki, a po drugiej stronie są Ngapeth, Michajłow i Bednorz. Środek jest wtedy zawsze ostatnim wyborem. Dobrze, że Kuba Kochanowski w końcówce trzeciego seta przewidział, co się wydarzy. Dużo w tym szczęścia, dużo jakości, ale później gra ZAKS-y była mądrzejsza.
Moim zdaniem Kędzierzyn zagra u siebie trochę spokojniej. Bo po pierwszych piłkach w Kazaniu widziałem, że zawodnicy nie czuli się pewnie. Może rosyjscy kibice nie żyją na trybunach tak jak polscy, ale wyjście po roku przerwy do hali wypełnionej w 60 czy 70 procentach mogło być dziwnym uczuciem. Potrzebujesz wtedy trochę więcej czasu, by zalogować się w spotkaniu. A nikt nie chce z tobą rozmawiać, tylko od razu rozpoczyna mecz z wysokiego “C". Na spokojnym terenie w Kędzierzynie gospodarze będą mogli pozwolić sobie na więcej. Koncentrując się na zagrywce są w stanie dobrze otworzyć spotkanie.
ZAKSA w weekend zmierzyła się w PlusLidze ze Ślepskiem Malow Suwałki, ale wyglądało to tak, jak gdyby grała na zaciągniętym hamulcu ręcznym.
- I bardzo dobrze. W trzy dni albo w tydzień nie oduczysz się gry w siatkówkę. Musimy pamiętać, że oni w przypadku wygrania Ligi Mistrzów przejdą do historii całej dyscypliny. I ten bagaż emocjonalny, który trzeba w sobie dźwigać, jest bardzo duży. A tu nagle jeszcze zaczynają się play-offy w naszej lidze. Nawet gdyby bardzo chcieli, głowę trudno wytrenować. Było widać, że byli nią już w środowym spotkaniu.
Jednym z siatkarzy ZAKS-y, który zrobił w tym sezonie największy postęp, jest Kamil Semeniuk. Ale i on, i kilku jego kolegów ma znacznie mniejsze doświadczenie w europejskich pucharach niż zawodnicy Zenitu Kazań. To może mieć jakieś znaczenie dla losów rywalizacji?
- Ngapeth, Michajłow czy inni wielcy siatkarze Zenitu też gdzieś zaczynali swoją przygodę. Zachwycali nas i dziwiliśmy się, kim są młodzi ludzie, którzy wchodzą na międzynarodowy poziom. W tym sezonie Kamil Semeniuk stanął w dobrej kolejce, kupił dobry bilet i przyszedł na dobrą imprezę. Cieszę się, że trafił z formą. Również dlatego, że to kędzierzyński twór. To nie jest chłopak z centralnego szkolenia. Nie dostał szansy na piękne oczy, w ramach cięcia budżetu, a dlatego, że prezentował bardzo wysoki poziom.
Interesujesz się sportem? Sprawdź nowy serwis Sport Interia!
Pamiętajmy, że dwa sezony temu był wypożyczony do Zawiercia, a tam z Rejną, Masnym i Malinowskim prawie awansował do finału ligi. Już wtedy uderzył mocno młotkiem w dzwon, informując, że ma papiery do gry w dużą siatkówkę. To cały czas nie jest reprezentant kraju. Ten jego brak doświadczenia może być dużym atutem - nie jest jeszcze aż tak dobrze rozpisany jak zawodnicy, którzy rozegrali na poziomie międzynarodowym kilka sezonów.
Ale w reprezentacji Semeniuk za chwilę się pojawi, bo został jedynym nowym człowiekiem w szerokiej kadrze Vitala Heynena na najbliższy sezon. Ma szansę przebojem wedrzeć się do kadry na igrzyska olimpijskie?
- Nie ma. Patrząc na powołania Heynena, widać, że jest przywiązany do nazwisk. Rozumiem takie podejście. Coś z nimi wygrał, umie z nimi pracować. Semeniuk ma bardzo nikłe szanse, by przeskoczyć Bednorza, Leona, Kubiaka, Śliwkę, Kwolka. Na dziś jest dla mnie numerem sześć w reprezentacji. Tylko cuda lub brak zdrowia kolegów spowodują, że pojedzie na igrzyska. Ale dzień po nich będzie jednym z pierwszych wyborów w nowym cyklu olimpijskim.

Doświadczenia nie brakuje za to trenerowi Nikoli Grbiciowi, który imponuje również dużym spokojem. Z takim człowiekiem na ławce drużynie łatwiej wrócić na właściwe tory nawet wtedy, gdy - jak w Kazaniu - na początku meczu nie idzie najlepiej?
- Świetnie pan go podsumował. Spokój - to go charakteryzuje. Nie przypominam sobie sytuacji, w której Grbić w czasie meczu wychodzi z siebie i staje obok, a my widzimy inną twarz trenera, która zupełnie nas zaskakuje. Jako zawodnik był, w pozytywnym znaczeniu tego słowa, gburem, monumentalną postacią. Zachowywał się jak generał. Takim samym jest trenerem. Pytałem Nikoli, ile lat zajęło mu przejście z etapu zawodnika do etapu szkoleniowca. Odpowiedział, że po trzech latach zaczął czuć się i myśleć jak trener. Dziś więc możemy mówić o tym, że za nim przyspieszony kurs trenerski na wysokim, europejskim poziomie. A jako człowiek się nie zmienił, spokój dalej od niego bije. To bardzo cenna rzecz w nerwowych momentach.
W tym sezonie wszystko w Kędzierzynie “zatrybiło". Nawet jeśli nie wygrają mistrzostwa Polski ani Ligi Mistrzów, będę uważał, że przez bardzo długi okres ta drużyna wzniosła się na poziom niedostępności w naszej lidze. Oni momentami naprawdę zdominowali rozgrywki.
Przy Grbiciu również Benjamin Toniutti wszedł na jeszcze wyższy poziom? Między byłym i obecnym rozgrywającym nawiązała się wyjątkowa nić porozumienia?
- Wśród zawodników w lidze słychać, że Ben pierwszy raz trafił na trenera, z którym współpraca wygląda tak, że wielki rozgrywający rozmawia z wielkim rozgrywającym. A nie na zasadzie: trener mówi do zawodnika. Grbić ma świadomość, że trafił mu się wyjątkowy talent. Najważniejszą rzeczą przy prowadzeniu takich graczy jak Toniutti jest chyba wolność i swoboda. Sugerowanie, a nie narzucanie pewnych wariantów. Oni idealnie do siebie pasują. Chyba właśnie relacja między Toniuttim a Grbiciem spowodowała, że Francuz przeszedł jeszcze jeden poziom w górę. A przecież im wyżej jesteś, tym trudniej o postęp. Chyba wszystko się poukładało. Cały Kędzierzyn opisałbym zresztą jako coś, co przypomina idealnie dobrane puzzle.
Po drugiej stronie siatki krytykę po porażce z ZAKS-ą zebrał za to Bartosz Bednorz, któremu dostało się od rosyjskich mediów. Słusznie?
- Słusznie w systemie rosyjskim. Tam obcokrajowiec zawsze jest główną postacią. Jeżeli grasz dobrze, a drużyna przegrywa, jesteś winny. Jeśli grasz słabo, a drużyna wygrywa, jesteś bohaterem. Wybierają najlepszych, płacą najwięcej, więc oczekują bardzo dużo. To my w Polsce żyjemy w cieplarnianych warunkach, gdzie miło i sympatycznie ze sobą rozmawiamy: dajmy im trochę czasu itd. Ale to jest Rosja, jeden z największych klubów w Europie. Tam nie przyjeżdżasz uczyć się siatkówki, masz być gotowy do gry na najwyższym z możliwych poziomów. Jeżeli więc obniżasz formę, która była bazą do twojego transferu - a Bartosz grał fenomenalną siatkówkę w Modenie - to znaczy, że będziesz dostawał po głowie od trenera, kolegów, dziennikarzy. Czy to słuszne? Nie mnie oceniać, ale zupełnie nie byłem tym zdziwiony. Bartosz jadąc do Kazania miał świadomość, na co się pisze.
Mecz w Kędzierzynie będzie więc dla niego sprawdzianem, a dla trenera Władimira Alekny może być pożegnaniem z europejskimi pucharami. Trener Zenitu po sezonie zawiesza karierę. Mobilizacja na mecz z ZAKS-ą będzie więc wyjątkowa.
- To człowiek, który przeszedł do legendy. Pamiętamy fenomenalny finał igrzysk z Londynu, gdy przestawił Dmitrija Muserskiego na pozycję atakującego. To trener, który pozwala sobie brać czas, po którym drużyna wraca na boisko, a on znowu bierze przerwę. Specyficzny człowiek, który osiągnął ogromny sukces. Nie podejdzie do tematu tak, że jeśli przegra, nic się nie stanie, bo przecież już wygrał te rozgrywki. To siła sportowego DNA. Ma świadomość, że posiada maszynkę do wygrywania i tego od niej oczekuje. Tak samo jest w temacie Bartka Bednorza. Od najlepszych wymaga się najwięcej i ocenia się ich trochę inaczej.
Na koniec wrócę do tego, od czego zaczęliśmy rozmowę. Wierzy pan, że to ZAKSA zagra w finale Ligi Mistrzów?
- Tak. Wierzę. Nie buduję jednak optymizmu na tym, że jestem Polakiem i przemawia przeze mnie patriotyzm. Mówię tu o aspekcie sportowym. W tym sezonie ZAKSA wielokrotnie pokazała, że kiedy zaczyna grać swoją, techniczną, trudną dla przeciwnika siatkówkę, może ograć każdego.
Rozmawiał Damian Gołąb









