W turnieju finałowym Ligi Mistrzów grała już trzy lata temu, zajmując wówczas czwarte miejsce. Z tamtego składu pozostał jedynie trener Lorenzo Bernardi. - Jesteśmy oczywiście bardzo szczęśliwi, że po raz drugi w historii klubu awansowaliśmy do Final Four. Jestem pewien, że każdy z zespołów przybył tu z ogromnymi oczekiwaniami i nikogo nie zadowoli sam fakt uczestnictwa. Chcemy poprawić rezultat z 2011 roku - zaznaczył włoski szkoleniowiec. Jego podopiecznych czeka w sobotę trzeci w tym sezonie pojedynek z Halkbankiem, bowiem zespoły te zmierzyły się już w fazie grupowej LM. Turecka drużyna wygrała u siebie 3:1, a w rewanżu lepsi byli przedstawiciele polskiej ekstraklasy - 3:2. - Prawda jest taka, że każdy mecz ma swoją historię i nie można ich porównywać. Musimy trzymać swój poziom. Trzeba zagrać przynajmniej tak, jak w grudniu u nas - dodał kapitan zespołu z Jastrzębia Michał Łasko. Przed nim i jego kolegami zadanie niełatwe. Ekipa gospodarzy turnieju była budowana przed tym sezonem z myślą o triumfie w LM. W barwach Ankary grają m.in.: Bułgar Matej Kazijski, Kubańczyk Osmany Juantorena i Brazylijczyk Raphael. Na ławce trenerskiej zasiada rodak pierwszego z wymienionych siatkarzy Radostin Stojczew. - To Trentino przeniesione do Turcji, a włoski klub wygrywał wówczas wszystko, co możliwe. W budowę obecnej drużyny włożono ogromne pieniądze; w składzie są zawodnicy światowej klasy. Dla tej ekipy porażka w sobotę będzie klęską - podkreślił Ryszard Bosek, złoty medalista olimpijski z Montrealu. W drugim półfinale dojdzie do "rosyjskich derbów" - Zenit Kazań zagra z Biełogorje Biełgorod. Polski klub siatkarski tylko raz wygrał rywalizację w najbardziej prestiżowych europejskich pucharach. Udało się to zawodnikom Płomienia Milowice, którzy w sezonie 1977/78 sięgnęli po Puchar Europy Mistrzów Krajowych (odpowiednik obecnej Ligi Mistrzów).