Skra rozpoczęła czwartkowe spotkanie bez Taylora Sandera. Amerykański przyjmujący dzień wcześniej wrócił do gry po wielomiesięcznej kontuzji i zaprezentował się całkiem nieźle, ale tym razem nie pojawił się na boisku ani na moment. W wyjściowej szóstce znalazł się Milan Katić. Ta zmiana nie wpłynęła jednak na obniżenie poziomu gry Skry. Podobnie jak dzień wcześniej z belgijskim Lindemans Aalst, tak i przeciwko drużynie z Turcji bełchatowianie rozpoczęli mecz bardzo dobrze. Szybko udało im się zablokować Nicholasa Hoaga i Metina Toya, dzięki czemu objęli prowadzenie 11:6. Toy, atakujący Fenerbahce, miał tak duże kłopoty, że trener drużyny z Turcji ściągnął go z boiska już w połowie pierwszej partii. Zastąpił go mierzący aż 215 centymetrów Nigeryjczyk Arinze Kelvin Nwachukwu. 18-letni atakujący w pierwszym secie nie napędził jednak strachu polskiemu zespołowi. Czujnie w bloku grał Mateusz Bieniek, dobrze radzili sobie skrzydłowi. Skra pewnie wygrała partię 25:18. Mimo że w środę Fenerbahce nie nawiązało walki z Grupą Azoty Kędzierzyn-Koźle, bełchatowianie musieli podejść do potyczki z Turkami poważnie. Skra również ma bowiem na koncie gładką porażkę z mistrzami Polski i musi szukać punktów potrzebnych do awansu do ćwierćfinału Ligi Mistrzów. W kolejnej rundzie zagrają tylko zwycięzcy pięciu grup oraz trzy najlepsze drużyny z drugich miejsc. Każdy punkt jest zatem na wagę złota. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij! W pierwszym secie bełchatowianie nie dali się ani razu zablokować rywalom, po żadnym z ich ataków piłka nie wylądowała również na aucie. Niewielkie problemy Skra miała jedynie w przyjęciu, którym mocno obciążony był libero Kacper Piechocki. Na początku drugiej partii, po atomowym ataku Nwachukwu, Fenerbahce zdołało wypracować sobie dwupunktową przewagę. Po zablokowanym ataku Karola Kłosa zespół z Turcji prowadził nawet 6:3. Tyle że potem bełchatowianie wygrali sześć wymian z rzędu, a nigeryjski atakujący wrócił na ławkę rezerwowych. Ale i później polskim siatkarzom nie szło w tym secie aż tak lekko, łatwo i przyjemnie, jak w poprzednim. Od czasu do czasu rywale potrafili podbić ataki Skry i wyprowadzić skuteczne kontry. Na bełchatowian było to jednak za mało - w końcówce partii ponownie nie pojawiło się zbyt wiele emocji. Ostatni punkt blokiem zdobył Milad Ebadipour. Trzecia partia była najbardziej wyrównana. Wiatr w żagle wyraźnie złapał Salvador Hidalgo Oliva, przyjmujący Fenerbahce, znany polskim kibicom z występów w Jastrzębskim Węglu. Po kolejnym dobrym ataku Kubańczyka jego drużyna objęła prowadzenie 11:9, a Michał Mieszko Gogol, trener Skry, poprosił o przerwę. Po niej bełchatowianie szybko dogonili rywali, ale po chwili Fenerbahce znów prowadziło. Dość niespodziewanie zespół ze Stambułu wygrał seta 25:23. Przegrana przez Skrę partia wprowadziła na boisko sporo nerwowości. Już na początku kolejnego seta rozpętała się spora awantura, gdy sędziowie długo nie potrafili podjąć decyzji na podstawie oglądanej powtórki. Potem jednak bełchatowianie potrafili przekuć nerwy i złość w sukces. Ważne piłki kończył Ebadipour i z czasem Skra odskoczyła rywalom. Wypracowanej przewagi bełchatowianie już nie roztrwonili, wygrywając 25:21 i przypieczętowując ważną wygraną. Skra z dwoma zwycięstwami na koncie zrównała się punktami z liderującą w grupie A Grupą Azoty. Wieczorem ostatni mecz turnieju w Kędzierzynie-Koźlu, w którym gospodarze zmierzą się z Lindeman Aalst. Gospodarzem drugiego i zarazem ostatniego turnieju tej grupy LM będą bełchatowianie. Mecze mają zostać rozegrane od 26 do 28 stycznia. Fenerbahce HDI Stambuł - PGE Skra Bełchatów 1:3 (18:25, 21:25, 25:23, 21:25) Fenerbahce: Toy, Vigrass, Hoag, Kiyak, Batur, Oliva - Yesilbudak (libero) oraz Nwachukwu, Peksen, Unver Skra: Filipiak, Kłos, Katić, Łomacz, Bieniek, Ebadipour - Piechocki (libero) oraz Mitić, Petković Damian Gołąb