<a href="http://nazywo.interia.pl/relacja/liga-swiatowa-polska-usa,2729">Kliknij, aby zobaczyć zapis relacji na żywo z meczu Polska - USA</a> Oficjalny debiut Andrei Anastasiego przypadł na pojedynek z mistrzami olimpijskimi Amerykanami. Przeciwnik trudny, ale nie tak mocny jak w Pekinie, kiedy "Jankesi" zdobywali złoto. W obecnym składzie brak m.in. znakomitego rozgrywającego Lloya Balla. Do Łodzi przyjechali za to doskonale znani kibicom na całym świecie William Priddy i Clayton Stanley. Na początku swojej pracy z polską kadrą Anastasi też napotkał na trudności. W Lidze Światowej włoski szkoleniowiec nie może z skorzystać z usług: Mariusza Wlazłego, Michała Winiarskiego, Pawła Zagumnego i Daniela Plińskiego, a więc etatowych reprezentantów z pierwszej szóstki. Anastasi zebrał grupę zawodników młodych, a także obytych na arenie międzynarodowej. Z nimi przygotowywał się w Spale do "światówki". Mieszanka wybuchowa przygotowana przez Włocha ma odnieść długo oczekiwany sukces w Lidze Światowej, zwłaszcza że Polacy są gospodarzami turnieju finałowego (6-10 lipiec Gdańsk) i udział w nim mają zapewniony z urzędu. Dobry wynik po klęsce na ostatnich mistrzostwach świata jest "Biało-czerwonym" bardzo potrzebny. Podstawowy skład desygnowany przez Anastasiego na bój z Amerykanami nie był zaskoczeniem poza jednym wyjątkiem. Włoch w wyjściowej szóstce postawił na debiutanta w kadrze A Grzegorza Kosoka. Oprócz niego w podstawowym składzie wybiegli: Łukasz Żygadło (wrócił do kadry po konflikcie z byłym selekcjonerem Danielem Castellanim), Bartosz Kurek, Michał Ruciak, Zbigniew Bartman, Piotr Nowakowski i Krzysztof Ignaczak. Pierwszy set w wykonaniu "Biało-czerwonych" był popisowy. Tego chyba nikt się nie spodziewał, a na pewno nie Amerykanie. Mecz jeszcze się na dobre nie rozpoczął, a już Jankesi przegrywali 2:8. Rozpędzeni Polacy jedynie w nielicznych fragmentach pozwolili rywalom na wyrównaną walkę. Trudno było dostrzec mankamenty w grze naszych siatkarzy. Wszyscy zagrali na dobrym, wysokim poziomie, a bohaterem inauguracyjnej partii był bez wątpienia Kurek. Zawodnik PGE Skry Bełchatów zdobył w pierwszym secie aż 9 punktów. Polacy wygrali tę partię pewnie 25:20, a decydujący punkt atakiem z krótkiej zdobył Kosok. W drugim secie Amerykanie zabrali się do pracy, a że Polacy nie zamierzali spuszczać z tonu, to byliśmy świadkami ciekawego widowiska. Początek tej odsłony dla Jankesów, którzy prowadzili 3:1, 6:3, 8:5. Prym w zespole prowadzonym przez Alana Knipe'a wiedli Stanley i Priddy. "Biało-czerwoni" musieli gonić wynik, ale mimo starań nie udawało się zmniejszyć przewagi rywali. W naszej drużynie w dalszym ciągu świetnie spisywał się Kurek. Aplauz kibiców zgromadzonych w Atlas Arenie wzbudziła zwłaszcza jedna akcja, kiedy to Żygadło kompletnie zgubił blok Amerykanów, a Kurek wbił siatkarskiego "gwoździa" w boisko gości. To dodało Polakom animuszu. Po ładnej kontrze zakończonej skutecznym atakiem Ruciaka na tablicy wyników był remis 12:12. Na drugą przerwę techniczną to jednak Amerykanie schodzili z jednopunktowym prowadzeniem (16:15). Kolejne fragmenty to zacięta walka o każdą piłkę. W decydujących fragmentach podopieczni Anastasiego zachowali zimną krew i wypunktowali przeciwnika. Znakomita postawa w obronie sprawiła, że nasi siatkarze mogli wyprowadzić zabójcze kontry, w których nie mylili się Kurek, Bartman i Ruciak. Polacy "odskoczyli" na 23:21, a kiedy Kosok zablokował Priddy'ego (24:21) stało się jasne, że druga partia padnie łupem "Biało-czerwonych". Żygadło wystawił na skrzydło do Bartmana, a ten bez trudu poradził sobie z pojedynczym blokiem. Dłuższa, 10-minutowa przerwa między drugim, a trzecim setem nie wybiła polskich siatkarzy z rytmu. Wręcz przeciwnie. "Biało-czerwoni" ruszyli na rywala od początku i na efekty nie trzeba było długo czekać. Pierwsza przerwa techniczna odbyła się przy prowadzeniu Polaków 8:3. Trener Amerykanów zmienił rozgrywającego (Donalda Suxho zastąpił Brian Thornton), ale obraz gry nie uległ zmianie. Polacy dominowali i wszystko zmierzało ku wygranej w trzech setach. Chwilę dekoncentracji gospodarzy wykorzystali Amerykanie i zniwelowali różnicę do tylko dwóch "oczek" (18:20). Anastasi poprosił o przerwę, a jego uwagi poskutkowały. Dwa punkty z rzędu zdobyli Polacy. Nasi siatkarze szansy nie zmarnowali. Pierwszą piłkę meczową nasz zespół miał po ataku z przechodzącej piłki Kurka. Trzeciego seta i cały mecz zakończył nieudanym atakiem Priddy. Polska - USA 3:0 (25:20, 25:22, 25:19) Polska: Nowakowski, Kosok, Kurek, Bartman, Ruciak, Żygadło, Ignaczak (L) oraz Możdżonek, Woicki USA: Anderson, Lee, Suxho, Priddy, Millar, Stanley, Lambourne (L) oraz Lotman, Gardner, Thornton, Holmes. Widzów ok. 8 000. Robert Kopeć, Łódź