Mistrzowie Polski w 4. kolejce fazy grupowej Ligi Mistrzów musieli pokonać na własnym parkiecie Greenyard Maaseik, by zachować szansę na triumf w grupie D i awans do fazy pucharowej. O tym, że gospodarzy czeka niełatwe zadanie, można było się przekonać w pierwszym meczu obu ekip, którzy Belgowie wygrali na własnym parkiecie w trzech setach. Ekipa z Maaseik także walczyła o awans, także liczyła na zwycięstwo, które pozwoliłoby wyprzedzić polski zespół w tabeli. Fatalnie mistrzowie Polski rozpoczęli mecz, po serii błędów i zagrywek Jolana Coxa przegrywali już 1:6. Trzeba było odrabiać straty, gonić rywali i nie dać im się rozpędzić. Ta sztuka do łatwych nie należała, Greenyard grało świetnie w ataku, naciskało zagrywką i korzystało z licznych błędów PGE Skry (12:7). Nie był w stanie Roberto Piazza poukładać swoich podopiecznych, nie był w stanie wymyślić recepty na ofensywę Belgów, a gdy bełchatowianie zacięli się jeszcze w ataku, zrobiło się bardzo nieciekawie (11:18). Niestety polska ekipa nie była w stanie żadnym z elementów siatkarskiego rzemiosła zaskoczyć rywali, ci pewnie szli po swoje, by w efekcie znokautować miejscowych 25:16 w pierwszym secie. Zrobiło się nieciekawie, ale mecz się jeszcze nie skończył. Trener Roberto Piazza nie korzystał z Mariusza Wlazłego, a Renee Teppan nie spisywał się dobrze i znów szybko odskoczyli Belgowie. PGE Skra grała chaotycznie, dobre akcje przeplatała błędami i przegrywała w partii drugiej już 4:8. Na parkiecie brakowało lidera, starał się tę rolę przejąć Karol Kłos, wspierał do Milad Ebadipour i z mozołem miejscowi zaczęli odrabiać straty (6:10). I już było blisko gości, ale Teppan trafił w aut i Greenyard prowadził 12:7 (zamiast 11:8). Krok po kroku udało się PGE Skrze odbudować grę, rywale też zaczęli popełniać błędy, a strata malała, aż Jakub Kochanowski trafił na środku i zrobiło się 18:18. A zaraz potem Bełchatów prowadził 20:19, dobrze zagrywką trafił Ebadipour. W końcówce Wlazły pojawił się pod siatką (24:24), a po nerwowej walce górą okazali się gospodarze. Seta wygrał im kapitalnym serwisem Ebadipour (28:26). Wygrany drugi set dodał bełchatowianom energii niczym zastrzyk z adrenaliny. Na parkiet w partii trzeciej wyszła inna drużyna, niż ta grająca na początku meczu. W efekcie błyskawicznie zagrywką i blokiem PGE Skra ustawiła grę (8:2), znalazła sposób na ataki Jolana Coxa i zmusiła rywali do serii błędów (12:5, 16:9). W ataku otworzył się Teppan, a liderem na siatce był Ebadipour, który trafiał i z lewej i z prawej flanki. Wspaniale zaczęła grać drużyna z Bełchatowa, a na twarzy Roberto Piazzy widać było ogromną ulgę. Jego ludzie zyskali luz w grze, trafiali coraz trudniejsze piłki i pewnie zmierzali po triumf w partii (18:11). W końcówce gra stała się bardzo jednostronna, Bełchatów zadawał ciosy, a goście przyjmowali je raz za razem, aż Jelte Maan trafił w aut i zakończył męki swojej drużyny (16:25). Cenny triumf polska ekipa miała na wyciągnięcie ręki, pozostało wygrać partię czwartą i zakończyć mecz. Partia zrazu była bardzo zacięta i wyrównana (6:6), ale goście zablokowali Ebadipoura i zyskali przewagę (9:7). PGE Skra szybko odpowiedziała pięknym za nadobne, wzmocniła serwis i zaraz odzyskała prowadzenie (11:10). Walka mogła się podobać, żadna z ekip nie odpuszczała, a gdy polska drużyna zatrzymała blokiem Coxa, zrobiło się 17:15 i zapachniało końcem meczu. Belgowie zaraz odpowiedzieli, wygrali dwie kontry i wyrównali stan seta (18:18). Zaczęła się twarda walka, w której górą okazywali się goście, bo lepiej bronili i wygrywali kontrę za kontrą (22:20). Cox co rusz obijał polski blok, a PGE Skra zacięła się w ataku (21:24). Na domiar złego atak popsuł Ebadipour i Greenyard triumfowało w partii czwartej 25:21, doprowadzając tym samym do tie breaka. Partia piąta znów była niezwykle wyrównana i zacięta, a niewielką przewagę - po bloku na Ebadipourze - niemal od początku mieli Belgowie (3:2, 8:7). Po zmianie stron w połowie seta PGE Skra przegrała długą wymianę i zrobiło się groźnie (7:9). Zaraz w ataku trafił Milad Ebadipour, a Karol Kłos dorzucił asa serwisowego i zrobiło się 9:9. Cały czas gospodarze musieli gonić wynik i odrabiać stratę (11:12), Belgowie wygrywali swoje akcje w ataku, w czym brylował Jelte Maan. Niestety w samej końcówce atak zerwał Jakub Kochanowski, po chwili na blok nadział się Kłos, Belgowie mieli do dyspozycji dwie piłki meczowe (14:12). Wygrali pierwszą, Piotr Orczyk - który dał dobrą zmianę za Artura Szalpuka na początku starcia - koszmarnie zerwał atak i oddał triumf Greenyard Maaseik (15:12). W piątej kolejce Ligi Mistrzów PGE Skra Bełchatów zagra w Ergo Arenie z Treflem Gdańsk. To może być mecz o pierwsze miejsce w grupie D i awans do fazy pucharowej LM. Wcześniej gdańszczan czeka jeszcze pojedynek z Berlin Recycling Volleys. Początek w środę o godzinie 20:00. PGE Skra Bełchatów - Greenyard Maaseik 2:3 (16:25, 28:26, 25:16, 21:25, 12:15)Sędziowali: Simone Santi (Włochy), Alexandros Mylonakis (Grecja)Widzów: 2452 PGE Skra: Grzegorz Łomacz, Renee Teppan, Karol Kłos, Jakub Kochanowski, Artur Szalpuk, Milad Ebadipour, Kacper Piechocki (libero) oraz Piotr Orczyk, Milan Katić, Kamil Droszyński, Mariusz Wlazły Greenyard: Jay Blankenau, Timo Tammemaa, Alex Grozdanow, Jelte Maan, Seppe Baetens, Jolan Cox, Just Dronkers (libero) oraz Stef van Heyste, Simon Peeters, Robert Wójcik.