W tym sezonie reprezentację Polski siatkarzy czekają spore zmiany. W kadrze Nikoli Grbicia nie ma aż pięciu wicemistrzów olimpijskich z Paryża. Na libero wielkim nieobecnym jest Paweł Zatorski, który w minionym sezonie przeszedł operację biodra. Grbić zaprosił czterech innych libero: Jakuba Popiwczaka, Kubę Hawryluka, Maksymiliana Graniecznego i Mateusza Czunkiewicza. Ten ostatni jest najstarszym z siedmiu debiutantów w kadrze, ale na tym jego ambicje się nie kończą. Damian Gołąb, Interia Sport: Kiedyś powiedziałeś, że twoje motto życiowe to "Nigdy się nie poddawaj". Teraz to chyba przynosi owoce? Mateusz Czunkiewicz, libero siatkarskiej reprezentacji Polski: Przez całe życie tym się kieruję i będę starał się tym kierować moje dziecko. Po każdej porażce można się podnieść. To jest piękne. Ludzie niestety często pamiętają te gorsze rzeczy, ale ważne, by czuć, że zrobiło się coś więcej, lepiej. I być szczęśliwym, że podniosło się z ciężkiej sytuacji. Albo po prostu pokazać innym, że zrobiło się coś, czemu ludzie kompletnie zaprzeczali, na przykład twoim szansom. To motto jest ze mną i będzie do końca. W przypadku reprezentacji Polski też sprawdziło się chyba idealnie. Niektórzy mogliby dać za wygraną w staraniach o miejsce w kadrze, czekając na nie tak długo, jak ty - otrzymałeś zaproszenie na zgrupowanie w wieku 28 lat. - Tak, na pewno się sprawdziło. I na tym nie poprzestanę. Jestem szczęśliwy, że dostałem szansę. Lista powołań do kadry wzbudza chyba emocje we wszystkich zawodnikach. Zawsze wierzyłem, marzyłem, by się na niej znaleźć. I kiedy nie widziałem swojego nazwiska, czułem lekkie rozczarowanie. Ale nie tym, że trener mnie nie powołał, tylko że nie zrobiłem czegoś więcej, by się tam znaleźć. Potrzebowałem paru dni, by odpocząć i wrócić do jeszcze cięższej pracy. Zrobić jeszcze więcej, by w końcu tam się znaleźć. W jednym z wywiadów po ogłoszeniu twojego powołania kadry powiedziałeś, że narzuciłeś sobie pewne życiowe ograniczenia, by zrobić postęp. Co konkretnie zmieniłeś? - Zmieniłem dietę, przyłożyłem się jeszcze bardziej do przygotowania fizycznego. Odstawiłem alkohol, bo to nie jest tak, że siatkarze czy sportowcy nie wypiją piwa po meczu albo nie poświętują. Takich rzeczy też się wyzbyłem. To były pojedyncze rzeczy, ale też skupiłem się na teoretycznie prostych elementach siatkarskich, jak dogranie, wystawa wysokiej piłki. Te małe kroczki złożyły się na duży progres, czego dowodem jest powołanie od trenera Grbicia. - Może nie jestem aż tak młody, ale uważam siebie cały czas za perspektywicznego zawodnika. Wiem, że mogę jeszcze dużo rzeczy poprawić. Chcę nad nimi pracować, chcę się rozwijać. Znakomicie czuję się fizycznie, jestem super przygotowany. Te małe elementy później znaczą dużo. W naszym sporcie na pewnym poziomie to właśnie one pokazują różnice między dobrym a lepszym zawodnikiem. Siatkówka. Debiutant w kadrze chce walczyć o swoje. "Nie dam im odskoczyć" Przyznawałeś, że mocno przeżyłeś powołanie. Od tego czasu minęło kilka tygodni. Szybko ochłonąłeś? - Tydzień i ochłonąłem. To był okres po sezonie i po tygodniu nie mogłem się już doczekać treningów. Nawet żona powiedziała: idź już na trening, bo w domu cię nosi. Dreszczyk emocji był przy pierwszym spotkaniu Nikoli Grbicia, a także na treningu. Jest duży respekt do trenera. To była nowa sytuacja, ale już jest fajnie. Oczywiście jest też ciężko, trener zwraca uwagę na szczegóły, ale staram się dać z siebie maksa. Najważniejsze to być sobą. Przyjechałeś na kadrę w roli debiutanta, a obok ciebie na libero sama młodzież. Młodsi podgryzają? - Śmieją się ze mnie, że przyjechałem jako debiutant, a jestem najstarszy na treningach. Nie dam im odskoczyć, nie ma takiej opcji. Młodzi gniewni będą zawsze deptać po piętach, ale znam swoją wartość. Przez te wszystkie lata nabrałem pewności siebie. Będę starał się to pokazać na treningach. Mam nadzieję, że zaistnieję u trenera. W końcówce sezonu kontuzji doznał Jakub Popiwczak, nie ma w kadrze Pawła Zatorskiego. Czujesz, że otwiera się przed tobą szansa, by się pokazać, walczyć o swoje? - Nie skupiałem się na tym. Życzę Kubie jak najlepiej, bo to świetny libero. Chciałbym, by jak najszybciej wrócił do zdrowia i pomógł swojej drużynie, szczególnie w Lidze Mistrzów. Chcę rywalizować. Uwielbiam rywalizację. Kiedy przyjedzie Kuba i będzie mi dane z nim rywalizować, będzie super. Nigdy nie było moim mottem "po trupach do celu", bo kiedy coś takiego słyszę, aż robi mi się niedobrze. Nie poczułem, że otwiera się dla mnie szansa. Skupiam się na swojej robocie. Chcę stąd wyjechać lepszym, bardziej pewnym siebie zawodnikiem. A co będzie, to już nie moja rola. Wizualizujesz sobie debiut w kadrze? - Na razie nie, na razie staram się wizualizować sobie treningi. Jak będę wiedział, że zostanę tutaj na dłużej, zacznę szybciej wizualizować sobie mecze, by wyszło jak najlepiej. Jakie są twoje pierwsze wrażenia po spotkaniu z trenerem Grbiciem? Wspominałeś o respekcie. - Mam do niego duży szacunek. Jest niesamowitym mówcą, jego słowa się chłonie. Już pamiętam wszystko, co mówi, nie zapominam, od pierwszego telefonu od niego się dużo pozmieniało, haha. Uwielbiam go słuchać. Coś zaskoczyło cię u trenera Grbicia, na zgrupowaniu? - Czuję, że wszyscy starają się dążyć do perfekcji. Od organizacji wszystkiego poi treningi. To super. Przyjeżdżają tu najlepsi zawodnicy i trenerzy z kraj, widać perfekcję działania. Czujesz, że to przełomowy moment w twojej karierze? Wymarzone powołanie do kadry, transfer do dużego klubu... - O transferze jeszcze nic nie mówię, haha. Na pewno to duży moment, ale jak mówiłem, uważam się za perspektywicznego zawodnika i wierzę, że jeszcze mogę dużo zmienić, poprawić. I pokazać się z jeszcze fajniejszej strony w lidze. Zrobić kolejne kroki, by spełnić swoje marzenia. Cieszę się, że taki moment następuje teraz. Ale gdyby to miało nastąpić później, też bym się nie poddał. Rozmawiał Damian Gołąb