W sierpniu reprezentacja Polski przygotowywała się do mistrzostw Europy. Jednym z etapów był rozgrywany w Olsztynie Memoriał im. Huberta Wagnera. Przed meczem z Holandią, decydującym o zwycięstwie w całym turnieju, trójka kadrowiczów: Kadziewicz, Krzysztof Ignaczak i Andrzej Stelmach postanowiła się zabawić. Trener biało-czerwonych Raul Lozano zareagował stanowczo, wyrzucając wymienionych zawodników z reprezentacji. - Nie pojechałem na mistrzostwa, wyleciałem z kadry. Mogę powiedzieć, że ten rachunek zapłaciłem. Ba, jeszcze mi do niego dopisano. Byłem na tyle naiwny, że próbowałem rozmawiać z dziennikarzami. Może źle trafiłem, ale do dwóch zdań, które powiedziałem, dopisano mi dwadzieścia. No i wyszedłem na pijaka i zgranego awanturnika - zwierzał się Kadziewicz. - Jeśli ja oberwałem, to mi się słusznie należało. Ale moja żona była wtedy w ciąży. Nie chcę mówić, jak to przeżyła. Jak to przeżyli moi rodzice. Z głupiego wybryku zrobiono gigantyczną aferę. I zaczęły się fantazje na mój temat. Historia mojej rzekomej bójki z Ignaczakiem. Bzdura totalna! Jesteśmy z Krzyśkiem serdecznymi kolegami. Jak coś nie wyjdzie na boisku, mogę go skląć od ostatnich, za chwilę on może mi podobnie nawrzucać. Ale bić się? - wyznał 25-letni siatkarz. 31 grudnia kończy się okres wykluczenia z kadry. - Gram w najlepiej zorganizowanym klubie w Polsce, w Jastrzębiu. Jestem sobie szeregowym siatkarzem, który słucha trenera Igora Prielożnego i walczy o miejsce w drużynie. Gram u boku prawdziwego asa, Plamena Konstantinowa. Jest nieźle. Żeby wrócić do kadry, trzeba najpierw mieć reprezentacyjną formę. Gdybym taką miał, to pewnie w półfinale Pucharu Polski wygralibyśmy ze Skrą. A wynik był marny - stwierdził. - Dałem ciała. Tych, którzy we mnie wierzyli, mogę tylko jeszcze raz przeprosić. Mam 25 lat i wierzę, że coś jeszcze w życiu wygram - dodał Kadziewicz.