Maciej Jarosz jako jeden z niewielu trenerów publicznie potwierdził, że weźmie udział w konkursie. Były szkoleniowiec AZS Częstochowa (z tym klubem Jarosz zdobył mistrzostwo Polski) i Gwardii Wrocław ma opinię trenera o twardej ręce, co nie zawsze podoba się zawodnikom. - Moja filozofia trenerska polega na tym, że za wszelką cenę trzeba dążyć do wyznaczonego celu. A to, czy ktoś mnie lubi czy nie, nie ma większego znaczenia. Chodzi o to, żeby zespół osiągał sukcesy. Jeśli zawodnicy mają na mnie psioczyć, a drużyna będzie wygrywała to nie widzę żadnego problemu. Z wieloma zawodnikami znakomicie się dogadywałem, A ostre słowa? Czasami potrzebny jest impuls z ławki. Czasami trzeba też podjąć niepopularne decyzje i wziąć za nie pełną odpowiedzialność. Taka jest nasza praca - powiedział Jarosz w "Przeglądzie Sportowym". Forma wyboru nowego selekcjonera biało - czerwonych nie odstrasza trenera, który obecnie nie pracuje w żadnym klubie, co może być jego dużym atutem. - A czego miałbym się bać? Jaki kłopot przelać na papier to, co ma się w głowie, a potem stanąć przed Wydziałem Szkolenia i odpowiedzieć na każde pytanie? Nie mam problemu z napisaniem pracy, nikt nie musi tego za mnie robić - uważa trzykrotny wicemistrz Europy i uczestnik igrzysk olimpijskich w Moskwie. Najważniejszym celem jaki PZPS postawił przed nowym szkoleniowcem jest zdobycie medalu na igrzyskach olimpijskich w Pekinie. - Uważam, że nasz zespół stać na olimpijski medal. I to nie tylko na igrzyskach w Pekinie, ale już wcześniej. Przez ostatnie lata poprzeczka była zbyt nisko zawieszona. Powinniśmy mierzyć w najwyższe cele - dodał Jarosz.