- Drużyna z Nowosybirska w pierwszym spotkaniu zagrała mało skoncentrowana. Teraz wiedziała już, na co nas stać. Byli w sytuacji "wszystko albo nic". Na nas zaś ciążyła presja, bo trzeba było wygrać jednocześnie tylko, ale i aż dwa sety. Cieszę się, że wszystko się tak dobrze skończyło. Na pewno słabiej wychodził nam dziś serwis niż w pierwszym pojedynku - powiedział Ivović. Przed tygodniem Resovia pokonała na wyjeździe triumfatora Ligi Mistrzów z 2013 roku 3:1. W rewanżu przegrała 2:3, ale do awansu do turnieju finałowego potrzebowała właśnie dwóch setów. - Na pewno dzisiejszy mecz był jednym z ważniejszych w mojej dotychczasowej karierze. Aczkolwiek staram się tak traktować każde bieżące spotkanie i kierować się zasadą "krok po kroku". Występ w Final Four ma swoje znaczenie, ale staram się nim nie ekscytować zbytnio. Najważniejsze, żebym był zdrowy i w ogóle w nim zagrał - dodał. Serb zaznaczył, że pewne zwycięstwo rywali w pierwszej partii rewanżu nie wprowadziło poddenerwowania u niego i kolegów z zespołu. - Strata jednego seta nic nie znaczyła. Wciąż mogliśmy nie tylko awansować do Final Four, ale i wygrać całe spotkanie. Nawet w przypadku porażki 0:3 mieliśmy jeszcze w zapasie "złotego seta" - podkreślił. W półfinale turnieju finałowego w Berlinie (28-29 marca) rywalem rzeszowian będzie PGE Skra Bełchatów. Po raz pierwszy w historii na tym poziomie rozgrywek wezmą udział dwa polskie kluby. - Uważam, że tak jest lepiej niż gdyby przyszło nam grać z Perugią (rywal Skry w 2. rundzie rundy play-off - PAP). Po pierwsze w zespole z Bełchatowa mam kilku kolegów i cieszę się z ich szczęścia. Dla nas to też lepiej, bo Skrę mamy dobrze rozpracowaną. Kibice również mają powody do radości, bo dzięki takiemu układowi gier w finale na pewno zagra polski zespół - podsumował Ivović.