W maju ubiegłego roku Górecka doznała poważnej kontuzji - zerwała więzadła krzyżowe w kolanie. Straciła cały sezon reprezentacyjny, a wcześniej grała m.in. w mistrzostwach świata. Jej koleżanki z kadry zdobyły brązowy medal Ligi Narodów, a przede wszystkim wywalczyły awans na igrzyska olimpijskie w Paryżu. W tym czasie 24-letnia przyjmująca ŁKS Commercecon przechodziła rehabilitację. Andrzej Klemba: Od początku sezonu widzę panią siedzącą za bandami reklamowymi i patrzącą na koleżanki na boisku. Trudna rola? Zuzanna Górecka: Oj tak. Nosi mnie na tym krzesełku i nie mogę na nim wysiedzieć. W przypadku leczenia i rehabilitacji po mojej kontuzji czas jest jednak niezbędny, by wrócić w pełni sił. Na szczęście wszystko zmierza w dobrym kierunku i już niedługo zamienię krzesełko na boisko. Pierwszy raz doświadczam czegoś takiego, że tylko mogę patrzeć na grające koleżanki. To trudny moment. Emocje i stres są gigantyczne. Mocniej to przeżywam niż gdybym była na boisku. Nie tak dawno pokazała pani na Instagramie siniaki od odbijania piłki. Rzeczywiście ten powrót się zbliża? - Wciąż jestem w trakcie rehabilitacji, ale już dołączyłam do treningu siatkarskiego z dziewczynami. Choć jeszcze w niepełnym wymiarze, ale część ćwiczeń już wykonuję. Bardzo mi już brakowało dotyku piłki i chciałam wdrażać się w trening. Powoli od nowa do wszystkiego się przyzwyczajam, bo przerwa była długa. Rehabilitacja i powrót do pełnej sprawności będzie jeszcze trwał. Najbliższy miesiąc powinien być przełomowy. Chciałbym już w lutym pomóc drużynie na boisku. Z nogą wszystko jest w porządku, ale jeszcze dłuższą chwilę potrzebuję. Trener Alessandro Chiappini liczył, że Klaudia Alagierska-Szczepaniak wróci w listopadzie a pani w styczniu. Coś się opóźnia, czy lepiej dmuchać na zimne? - Od samego początku mówiłam, że potrzebne będzie dziewięć miesięcy. W kolanie to nie tylko był problem z więzadłem krzyżowym, ale też z łękotką, wiec tyle to musi trwać. Akurat jutro [rozmawialiśmy 16 stycznia - przyp. red.] przypada równe osiem miesięcy do kontuzji. Gdybym wróciła za szybko, to byłoby ryzyko odnowienia urazu. Jestem przekonana, że wszystko idzie świetnie i zgodnie z planem, a właśnie ten miesiąc jest jeszcze potrzebny. Nie narzucam sobie też presji, że już muszę wrócić, zwłaszcza, że są rzeczy, których przy takiej kontuzji nie da się przeskoczyć. Cierpliwie, swoim tempem wracam na boisko. Liczę, że za miesiąc już zagram. W kwietniu, a może nawet wcześniej, trener Stefano Lavarini poda szeroki skład reprezentacji. A w tym roku najważniejsza impreza dla sportowca - igrzyska olimpijskie. - Gra w kadrze oczywiście jest w mojej głowie, ale to nie jest teraz czas, by wybiegać tak daleko w przyszłość. Skupiam się na powrocie, robię wszystko krok po kroku i nie chcę myśleć, co będzie za pięć miesięcy. Żyję tym, co tu i teraz. Zamierzam jednak zrobić, co w mojej mocy, by pojechać na igrzyska. Czyli nie składa pan broni, mimo tak długiej przerwy? - Oczywiście, że nie. Igrzyska cały czas są moim celem. Nie skreśliłam ich absolutnie i nie zamierzam się poddać. Wręcz przeciwnie, występ w Paryżu jest moją największą motywacją w powrocie na boisko. Emocje w meczu ŁKS Commercecon z Volero Le Cannet w Lidze Mistrzyń były olbrzymie. - Aż trudno mi je opisać. Dziewczyny dwa razy przegrywały, ale doprowadziły do tie breaka. W piątym secie rywalki też na początku były lepsze, ale wygraliśmy. To ogromny historyczny sukces. Gratuluję dziewczynom i mam nadzieję, że to będzie taki przełomowy mecz w tym sezonie. Rozmawiał Andrzej Klemba