Niektórzy z klubowych kolegów są od pana młodsi o niemal dwie dekady. Pełni pan rolę ich nauczyciela czy też koncentruje się wyłącznie na swoich występach? Goran Vujević: - Gdy podpisywałem kontrakt z Perugią (w 2011 roku - PAP) kierownictwo klubu zaznaczyło, że chce, bym grał, ale także korzystając ze swojego doświadczenia próbował pomóc młodszym zawodnikom w poprawie ich umiejętności. Skupiam się jednak głównie na sobie, bo być może będzie to mój ostatni sezon i chciałbym wypaść jak za najlepszych lat. Czy zakończenie kariery za kilka miesięcy to już ostateczna decyzja? - Jeszcze nie. Nie da się jednak ukryć, że jest mi coraz trudniej. Po sezonie zobaczę, czy będę dalej w stanie fizycznie podołać grze na wysokim poziomie. Jeśli nie będę już na tyle dobry by występować w Serie A, to zrezygnuję. Chodzi tylko o zdrowie? Ma pan - jako reprezentant Jugosławii - tytuł mistrza olimpijskiego z Sydney, brązowy medal igrzysk w Atlancie, srebrny krążek mistrzostw świata z 1998 roku, mistrzostwo Europy z 2001 roku oraz brąz ME sprzed ośmiu lat z zespołem Serbii i Czarnogóry. Nie ma problemów z motywacją? - Chodzenie na treningi i mecze wciąż sprawia mi dużą przyjemność. Decydujące będzie więc to, czy ciało pozwoli mi na dalsze występy. Ma pan już pomysł na życie po zakończeniu kariery zawodniczej? - Mam pewną opcję. Jestem w dobrych relacjach z prezesem klubu i uzgodniliśmy, że mógłbym spróbować sił jako menedżer drużyny. Trenerem Perugii jest Slobodan Kovac, pański dawny kolega z reprezentacji. W składzie jest też czterech młodych Serbów - Nemanja Petric, Mihajlo Mitic oraz znani dobrze w Polsce Alexandar Atanasijevic i Konstantin Cupkovic. Ich obecność w zespole to zasługa sugestii pana i szkoleniowca? - To tylko zbieg okoliczności. Starano się zbudować ekipę tak dobrą, jak to tylko możliwe. Wspomniani zawodnicy są młodzi i utalentowani. Mam nadzieję, że wiele się tu nauczą. We Włoszech występuje pan od 1996 roku, z przerwą na sezon w lidze greckiej. Czuje się pan mocno związany z Italią? - To mój drugi dom. Ja i moja rodzina czujemy się tu bardzo dobrze. Właściwie to w połowie jestem już Serbem, a w połowie Włochem. Do ojczyzny jedziemy, gdy mam trochę wolnego i wówczas jestem niańką mojej trójki dzieci. Dostrzega pan sporo różnic między obydwoma krajami? - Mieszkańcy zachowaniem nie różnią się tak bardzo, jak może się to wydawać. Reprezentanci Bałkanów też są bardzo emocjonalni i dużo gestykulują. Kultura jest trochę inna, ale dzięki internetowi zaciera się to, a nadążanie za zmianami nie jest takie trudne, jak kiedyś. Siatkówką profesjonalnie zajmuje się pan od 16. roku życia. W tym czasie doszło w niej do wielu zmian. - Wynikają one w dużym stopniu z tego, że mecze muszą być atrakcyjne dla telewizji i kibiców. Nowości w przepisach służą głównie przyśpieszeniu akcji. Na początku nie byłem do wielu przekonany, ale teraz oceniam je bardzo pozytywnie. Wszystkie z wprowadzonych reguł panu odpowiadają? - Zastrzeżenia mam właściwie tylko do jednej - chodzi o kwestie dotyczącą przyjęcia piłki palcami. Zaostrzenie wymogów w tym względzie, moim zdaniem, znacznie utrudnia płynność gry. Zdarza się panu na co dzień myśleć o osiągniętych sukcesach? - Przychodzi mi to na myśl przy okazji spotkań z kibicami, zwłaszcza gdy wracam do ojczyzny. Największe sukcesy odnosiłem już dawno, a jako czynny sportowiec skupiam się na kolejnym dniu i jak najlepszej grze. Może później będę się zajmował przeszłością. Mam nadzieję, że wywalczone medale będą ważne dla moich dzieci, ale na razie są one za małe, by zrozumieć ich znaczenie. Reprezentacja Serbii podczas wrześniowych mistrzostwach Starego Kontynentu, które rozgrywane były w Polsce i Danii, stanęła na najniższym stopniu podium. Dwa lata temu wywalczyła tytuł... - W międzyczasie doszło do wielu zmian w składzie zespołu. Niełatwo zastąpić m.in. Ivana Miljkovica, jednego z najlepszych siatkarzy na świecie. Obecna drużyna jest młoda i utalentowana, a osiągnięty przez nią ostatnio wynik oceniam bardzo wysoko. Rywalizacja była bardzo trudna, o czym świadczyć może choćby szybkie odpadnięcie biało-czerwonych. Podczas tego turnieju oraz kilku innych wcześniejszych imprez dyskutowano często o specjalnym przegrywaniu spotkań, by uniknąć wymagających rywali, np. Rosjan. Jaka jest pana opinia na ten temat? - Jako zawodnika denerwuje mnie takie postępowanie, ale zdaję sobie sprawę, że od strony trenera wygląda to trochę inaczej. Nie jest to nic nowego. Pamiętam, że byłem tego świadkiem choćby na igrzyskach w Atenach. Wszyscy chcą zajść jak najdalej. To kwestia taktyki i nie robiłbym z tego dużego problemu. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek