Polska Agencja Prasowa: Siatkarze większości klubów PlusLigi ograniczają się obecnie do ćwiczeń wykonywanych indywidualnie. Jak jest z graczami ZAKS-y? Sebastian Świderski: - Treningi wstrzymaliśmy po spotkaniu ćwierćfinałowym Ligi Mistrzów, które odbyło się 11 marca. Każdy z zawodników ma teraz szansę się wykazać kreatywnością, ćwicząc samodzielnie. Chodzi o podtrzymanie ogólnej kondycji, bo siatkówki trenować indywidualnie w warunkach domowych nie da rady. W składzie jest czterech obcokrajowców. Wszyscy zostali na czas zawieszenia rozgrywek w kraju? - David Smith w piątek poleciał do USA. Reszta została na miejscu, w Kędzierzynie-Koźlu lub w innych miejscach w Polsce. Jak zawodnicy i sztab szkoleniowy radzą sobie z obecną sytuacją? - Najtrudniej jest tym, którzy są tu sami. Dotyczy to np. trenera Nikoli Grbicia, którego rodzina jest zamknięta w domu w Weronie. Jedyny kontakt mają przez Skype'a. Tym, którzy mają przy sobie bliskich, jest pod tym kątem łatwiej. Każdy takie przymusowe pozostanie w domu znosi inaczej. Niektórzy może trochę cieszą się, że odpoczną nieco fizycznie, bo psychicznie w takiej sytuacji się nie da. Inni zaś bardzo chcieliby pograć i poruszać się, bo nie wytrzymują tego siedzenia. Czy ustalono, kiedy ewentualnie drużyna miałaby wrócić do treningów? - Na 26 marca zaplanowane jest spotkanie rady nadzorczej Polskiej Ligi Siatkówki, na którym mamy rozmawiać na temat tego, co dalej. Wszyscy czekają na tę decyzję - zawodnicy, sztab, my jako zarząd klubu. Do tego czasu nie odbędą się żadne zorganizowane zajęcia. Jaka - według pana - decyzja powinna zapaść na tym spotkaniu? - To są trudne kwestie i dobrej dla wszystkich decyzji nie będzie. W tym momencie najważniejsze jest zdrowie zawodników i kibiców. Trudno przewidzieć, jak sytuacja związana z koronawirusem będzie się rozwijała w naszym kraju, więc ciężko mówić o jakichkolwiek następnych ruchach. Obserwując sytuację w Europie i dynamiczny wzrost liczby zakażeń, można się spodziewać, że szybkiego końca zagrożenia nie będzie. Musimy też pamiętać, że powrót do gry będzie uzależniony od decyzji odgórnych, czyli władz państwa. Powrót do gry po takiej niespodziewanej, dłuższej przerwie to misja niewykonalna czy nie aż tak duży problem, jak się niektórym wydaje? - Samo wznowienie rozgrywek to jedno, ale forma - przede wszystkim psychiczna - siatkarzy to drugie. Pytanie, w jakich składach też by to nastąpiło, bo niektórzy zagraniczni zawodnicy wyjechali z Polski, by być teraz z rodziną. Im dłużej trwa przerwa, tym potem trudniej wznowić rywalizację. Trzeba pamiętać, że jeśli się nie trenuje w hali przez kilka tygodni, to potem trzeba dwa razy więcej czasu, by dojść do takiej formy, by grać na wysokim poziomie i by było to bezpieczne dla zdrowia zawodnika. Robienie wszystkiego na 100 procent wiąże się bowiem z ogromnymi obciążeniami dla organizmu. Przełożono już Ligę Narodów, więc teoretycznie można wydłużyć sezon klubowy, ale pytanie co z obostrzeniem dotyczącym maksymalnego terminu, w którym zawodnicy są dostępni dla klubów? - Wyznacza go Europejska Konfederacja Piłki Siatkowej (CEV) i obowiązujący obecnie termin to połowa maja. Na tę chwilę nie mam informacji, by okres ten został wydłużony. Nawet gdyby to nastąpiło, to nie rozwiązuje problemu dotyczącego tego, czy wznawiać rozgrywki czy zakończyć je teraz. Jak mówiłem wcześniej - nikt nie wie, co będzie za tydzień czy dwa. Nikt nie jest w stanie zagwarantować, że np. za miesiąc hale zostaną otwarte i będzie można grać. Załóżmy, że zapada decyzja o zakończeniu rozgrywek na obecnym etapie. Czy i jak wyłonić w takiej sytuacji mistrza Polski? - Każda moja wypowiedź na ten temat będzie źle odebrana. Jeśli powiem, że powinno się przyznać medale na podstawie obecnej kolejności w tabeli, to pojawi się wiele głosów, że mówię tak jako prezes lidera. Jeśli powiem, by w ogóle nie przyznawać krążków, to będę przeciwko własnej drużynie, która przez cały ten sezon walczyła i ciężko na to pracowała. Przez większość czasu byliśmy na pierwszym miejscu, na półmetku fazy zasadniczej również. Z drugiej strony Verva Warszawa Orlen Paliwa też mogłaby się czuć skrzywdzona, bo ostatnia kolejka sprawiła, że spadli na drugie miejsce. Rozegranie dwóch pozostałych na pewno by nam ułatwiło decyzję co do formy zakończenia sezonu. Na tę chwilę jednak nie jest on jeszcze zakończony, więc jeszcze się wstrzymajmy. A co by pan powiedział na propozycję, by wznowić rozgrywki najszybciej jak się da nawet jeśli oznaczałoby to mecze przy pustych trybunach? - Pierwszy raz w życiu miałem taką sytuację przy okazji wspomnianego marcowego ćwierćfinału LM z Kuzbassem Kemerowo. Wyglądało to strasznie. Bardzo ważną częścią każdego widowiska sportowego są przede wszystkim kibice, którzy czerpią radość z dopingowania i oglądania swojej drużyny. Rozgrywanie meczów bez publiczności trochę mija się z celem. - Ktoś powie, że można oglądać mecz w telewizji, ale osoby realizujące transmisję muszą być wtedy w hali, więc teoretycznie one byłyby wówczas narażone. Jeśli choćby jeden zawodników byłby zarażony, a rozegrano by z jego udziałem mecz przy pustych trybunach, to w efekcie zainfekowane byłyby dwie drużyny. Trzeba byłoby odseparować wszystkich siatkarzy, ich rodziny i ta izolacja zataczałaby coraz szerszy krąg. Pamiętajmy też o osobach obsługujących mecz - sędziach, komentatorach. Robi się więc duża grupa osób, które mogłyby potencjalnie zarazić się przy okazji takiego spotkania. To wszystko musi być zrobione z głową, żeby było pewne w stu procentach, że jest bezpiecznie i nie ma zagrożenia zakażenia. Uważa pan, że dobrym pomysłem byłoby przeprowadzenie igrzysk w Tokio w pierwotnym terminie? - Byłoby to złe. To ma być święto sportu, zawodnicy z różnych dyscyplin chcą tam pokazać się z jak najlepszej strony. W lipcu wielu z nich wciąż zaś mogłoby mieć obawy, że mogą się zarazić. Poza tym w wielu sportach obecnie jeszcze nawet nie zakończono kwalifikacji. Igrzyska bez udziału publiczności też uważam za zaprzeczenie idei olimpijskich zmagań. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek