- Wygrana w Bydgoszczy i zdobyte dwa punkty bardzo nas cieszą, szczególnie po tak długiej serii porażek. Musieliśmy się w końcu przełamać i tym razem się udało. Pokazaliśmy dziś charakter, bo po trzecim secie byliśmy w bardzo ciężkiej sytuacji, przegrywając 1:2. Bydgoszcz cały czas goniła, szczególnie w tie-breaku, ale udowodniliśmy, że potrafimy się w takich trudnych momentach zmobilizować. Myślę, że ta wygrana da nam dużego kopa - powiedział rozgrywający Effectora Marcin Komenda. Kielczanin został wybrany najbardziej wartościowym zawodnikiem meczu, ale jak podkreślił nagroda należy się całemu zespołowi. - Koledzy bardzo mi pomogli, bo tak naprawdę, gdyby oni nie kończyli wystawianych przeze mnie piłek, a wcześniej nie przyjęli ich dobrze, to nie mógłbym nic zrobić. Podziękowania należą się więc także im - dodał. Wygrana w meczu ważyła się jednak do samego końca. Bydgoszczanie w decydującej partii przegrywali już 8:11, ale doprowadzili do remisu 13:13 i grę kończyli na przewagi. - Bardzo chcieliśmy wygrać to spotkanie, ale po raz kolejny prowadzimy 2:1, a dochodzi do tie-breaka, którego przegrywamy. To chyba jakaś klątwa - powiedział środkowy Łuczniczki Jan Nowakowski. Według niego gospodarze mogą żałować szczególnie pierwszej partii, w której nie brakowało błędów. Każdy z zespołów popełnił ich po 10. - Pierwszy set był brzydki z obu stron. Graliśmy słabo, Effector jeszcze gorzej, ale to my przegraliśmy. Zdarzają się takie momenty i to niestety nie po raz pierwszy na naszej hali, że niby kontrolujemy przebieg seta i nagle zaczynamy słabiej zagrywać. Automatycznie rywal lepiej przyjmuje i losy partii się odwracają. W profesjonalnej siatkówce coś takiego nie powinno się zdarzyć, więc musimy wyciągnąć wnioski - dodał zawodnik bydgoskiego klubu. Czasu na poprawę nie będzie dużo, ponieważ kolejny mecz podopieczni trenera Piotra Makowskiego rozegrają 17 lutego. Rywalem Łuczniczki będzie MKS Będzin.