Jeżeli PGE Skra Bełchatów chce uniknąć kompromitacji i zakwalifikować się do play off, najwyższy czas, by zaczęła regularnie wygrywać. Do końca sezonu zasadniczego zostało już tylko dziewięć kolejek. A ostatnio odnoszenie zwycięstw przychodzi jej z dużym trudem. Od grudnia z dziewięciu spotkań przegrała aż sześć. W tabeli do ósmego miejsca gwarantującego walkę o medale traci pięć punktów. Zwycięstwem z Barkomem zmniejszyłaby straty do dwóch. Miała też do wyrównania rachunki z ukraińskim zespołem. W pierwszej rundzie przegrała z osiem, najwięcej ze wszystkich zespołów Plus Ligi. Takim wynikiem zakończyło się też mecz Skry w poprzedniej kolejce z Projektem Warszawa. Bełchatowianie mimo słabej grze w lidze do spotkania z Barkomem przystąpili podbudowani awansem do ćwierćfinału Pucharu CEV. W czwartek po raz drugi pokonali Galatasaray Stambuł. Ukraińcy to sąsiad w tabeli Skry, ale szanse na play off ma niewielkie. Można było spodziewać się ciekawego pojedynku środkowych. Władysław Szczurow z Barkomu jest drugi w lidze pod względem liczby bloków - 58. Niewiele ustępują mu bełchatowianie - Karol Kłos (55) i Mateusz Bieniek (54). Barkom dał lekcję gry w bloku Początek pierwszej partii był wyrównany. Gospodarze głównie atakowali środkiem, rywale skrzydłami. Goście ryzykowali mocną zagrywką i to im się opłaciło. Po bloku, a za chwilę po asie prowadzili 12-9. Siatkarze Skry próbowali odrabiać straty. I im też pomogła dobra zagrywka. W końcu po zbiciu Bieńka był remis (16-16). Za chwilę wykorzystali błędy przeciwników i prowadzili dwoma punktami. Wtedy trener Barkomu poprosił o czas. Ukraińcy nie zamierzali rezygnować i oni też odrobili straty (22-22). Końcówka była emocjonująca i rozegrana na przewagi. Bełchatowianie mieli trzy piłki setowe, ale je zmarnowali. Za to goście wykorzystali od razu pierwszą. I poszli z ciosem. Wypracowali trzy punkty przewagi, ale trener Joel Banks wziął czas i jego uwagi podziałały na zawodników. Szybko wyrównali, ale tylko na chwilę. To Barkom gał lepiej i łatwiej zdobywał punkty. Grzegorz Łomacz nie mógł za każdym razem wystawiać piłek do środkowych, a nie miał odpowiedniego wsparcia od skrzydłowych czy atakującego. Po bloku na Lukasie Vasinie goście wygrywali 10-6. W końcu gospodarze się pozbierali. To właśnie Czech dał sygnał do odrabiania strat i popisał się blokiem. Po zbiciu Filippo Lanzy znów był remis (14-14). A po chwili Włoch dał nawet dwa punkty przewagi. Sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie. Znów dobra zagrywka pomogła Barkomowi. Zdobyli cztery punkty z rzędu i byli blisko wygrania drugiego seta. I tak się stało, bo tym razem Skra już się nie podniosła. Gospodarze byli pod ścianą i choć dobrze rozpoczęli trzecią partię, to Ukraińcy błyskawicznie odrobili straty i wyszli na prowadzenie. Po asie Jonasa Kvalena wygrywali 14-11. Tę przewagę jeszcze powiększyli po kolejnych dobrych akcjach blokiem i mocnej zagrywce. I zasłużenie wygrali w Bełchatowie. PGE Skra Bełchatów - Barkom Każany Lwów 0-3 (26-28, 23-25, 19-25) Skra: Łomacz, Lanza, Kłos, Musiał, Bieniek, Vasina oraz Gruszczyński (libero), Rybicki, Atanasijević, Gunia, Kooy. Barkom: Smoliar, Firkel, Pazar, Kvalen, Yenipazar Szczurow, Tupczij oraz Kanajew (libero), Hołoweń.