Pomysł powrotu Rosjan i Białorusinów, choćby i pod neutralną flagą, budzi sprzeciw zdecydowanej większości krajów i sportowców. Stąd naciski na MKOl, by jednak nie dopuścił zawodników z tych krajów do rywalizacji w Paryżu. Sprzeciwia się temu również mer tego miasta, która zapowiedziała, że nie wyobraża sobie, by po agresji na Ukrainę tak szybko mogli wrócić do sportu. Minister sportu Kamil Bortniczuk spotkał się w tej sprawie ze swoimi odpowiednikami z innych krajów Starego Kontynentu i niemal wszyscy, z niechlubnym wyjątkiem Greków, byli przeciwni startom reprezentantów Rosji i Białorusi, niezależenie od tego, czy występowaliby pod flagą neutralną czy też nie. Czytaj także: Wykluczenie Rosjan wbrew prawom człowieka? Bach znów szokuje Pojawił się również temat bojkotu igrzysk. Tutaj jednak nie wszyscy są już tak zgodni, choć zdaje się większość zawodników bierze coś takiego pod uwagę. Jednak od nieco innej strony problem starał się nakreślić były reprezentant Polski w siatkówce Wojciech Drzyzga, który w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" przyznał, że sam ma wątpliwości co do takiej formy protestu. - Bardzo trudne pytanie, bo tutaj nie ma zero-jedynkowych odpowiedzi. Przede wszystkim należy spytać sportowców, którzy mają lecieć do Paryża. Ich głos będzie najważniejszy, bo to oni mają najwięcej do stracenia, to oni zapłacą najwyższą cenę. Są ideały, którym nie należy się sprzeniewierzać, a w obliczu cierpień Ukraińców sport naprawdę nie jest najważniejszy. Ale czy mamy prawo wymagać od sportowców aż tak wysokiej ofiary i poświęceń? Sam mam wątpliwości - stwierdził Drzyzga w "Przeglądzie Sportowym".