Słoweńcy mają na koncie medale mistrzostw Europy, ale w igrzyskach olimpijskich dopiero debiutują. Mecz z Kanadą w pierwszej kolejce był pierwszym olimpijskim występem w historii słoweńskiej siatkówki. I od razu zaczął się od chwil grozy jednego z liderów reprezentacji. Już po kilku akcjach boisko musiał bowiem opuścić Toncek Stern. Przy stanie 5:2 w pierwszym secie na dłoń leżącego atakującego nadepnął rozgrywający Gregor Ropret. Stern, który był jednym z najlepszych atakujących tegorocznej Ligi Narodów, mocno przeżywał swój uraz. W rozmowie z RTV Slovenija kulisy kontuzji ujawnił trener Gheorghe Cretu. As polskiej kadry przestrzega po meczu z Egiptem. Znamienne słowa Słoweński siatkarz zwrócił się do trenera. Zażądał powrotu na boisko Stern opuścił nie tylko boisko, ale zszedł nawet do szatni. Ostatecznie jeszcze pod koniec pierwszego seta wrócił jednak do gry. Szczęście w nieszczęściu Słoweńca polega na tym, że doznał urazu lewej dłoni, a jest praworęczny. Dzięki temu założenie na zwichnięty palec opatrunku pozwoliło go unieruchomić bez wielkiej szkody dla jakości gry zawodnika. Słoweński atakujący w czterosetowym meczu z Kanadą zdobył łącznie 24 punkty, najwięcej w drużynie. Po dwa z nich zanotował dzięki zagrywkom i blokom. O dalszych losach siatkarza w turnieju olimpijskim zdecydują badania, ale wszystko wskazuje na to, że będzie mógł kontynuować grę. - Zaczęliśmy dobrze, wszystko nam wychodziło. Kiedy zobaczyłem, jak chłopcy otoczyli Sterna po urazie, a jednocześnie Rok Możić dał z siebie wszystko, poczułem, że nie możemy przegrać meczu z takim podejściem. Przeciwnik musiałby zrobić coś naprawdę niesamowitego, by nas powstrzymać - dodaje Cretu. Dziś jego drużyna rozegra drugie spotkanie w Paryżu. Przeciwnikiem będą Serbowie, którzy w pierwszej kolejce niespodziewanie napędzili sporo strachu Francuzom, przegrywając z nimi dopiero po tie-breaku. W drugim meczu grupy A gospodarze zmierzą się dziś z Kanadą.