Polki w sobotę będą walczyć o finał Ligi Narodów, a miejsce w czołowej czwórce jest najlepszym osiągnięciem w historii występów w tych rozgrywkach. Podopieczne Stefano Lavariniego wygrały dotychczas 11 z 13 spotkań, a na liście pokonanych reprezentacji są takie potęgi jak Włochy, Serbia, Turcja, czy Chiny. Jerzy Matlak, który prowadził kadrę w latach 2009-2011 uważa, że postawa biało-czerwonych nie jest jakimś cudem, bowiem w tym zespole już wcześniej drzemał spory potencjał. - Te zwycięstwa napawają dużym optymizmem, ale uważam, że straciliśmy pięć lat. W pewnym momencie nie najlepiej się działo w polskiej reprezentacji - afery, protesty, dziewczyny pisały listy otwarte. Nikt sobie nie potrafił z tym poradzić, zostawiono całą tę sytuację samą sobie. Dlatego to nie jest tak, że do zespołu przyszedł jakiś cudotwórca, ale ta drużyna miała po prostu potencjał. Tylko zabrakło osoby, która potrafiłaby współpracować z tymi dziewczynami. Dlatego ta reprezentacja przestała się rozwijać. To nie jest cud, ani jakaś wielka sprawa, to już w nich drzemało, że są gotowe do wielkich wyzwań, tylko coś im przeszkadzało. Lavarini wykonał dobrą robotę i wszystko to poukładał - powiedział PAP były selekcjoner. Jego zdaniem, każda z zawodniczek w ostatnich sezonach zrobiła postępy, co też przełożyło się na wynik reprezentacji. Skala sukcesu Polek może być ogromna. To 55 lat czekania - Wiele dziewczyn grało w bardzo dobrych klubach, część wyjechała za granicę. Najlepszym przykładem jest Olivia Różański, która zagrała sezon w lidze włoskiej i dziś jest to inna dziewczyna na boisku - pewna siebie, odpowiedzialna. Mocno dojrzała Martyna Łukasik, która trochę tych tytułów mistrza Polski zdobyła i ona była już wcześniej gotowa do grania. Magda Stysiak, mimo że w ostatnim sezonie nie za wiele grała w lidze, też nabrała doświadczenia, bo ona już nie ma 18 lat, ale 22. Mamy też potencjał wśród środkowych, kilka zawodniczek jest kontuzjowanych, ale okazało się, że są inne. Joanna Pacak nie zbyt często grała, a to ona załatwiła nam mecz z Niemkami, zdobywając ważne punkty w końcówce. Kasia Wenerska nie jest jeszcze Asią Wołosz, ale rozgrywa bardzo przyzwoicie i świetnie się rozwinęła - wyliczył. Szkoleniowiec, który prowadził w przeszłości m.in. Naftę Piła i Atom Trefl Sopot, zwrócił uwagę, że nie wszystkie zespoły rywalizowały w Lidze Narodów w optymalnych składach. - Spójrzmy na reprezentację Włoch, która grała bez Paoli Egonu. To była zupełnie inna drużyna, co było widać w meczu z Turcją. Serbek w ogóle nie było w turnieju finałowym, ale w składzie zabrakło Tijany Boskovic. To trochę tak, jakby z naszej reprezentacji 20 lat temu wyjąć Gośkę Glinkę - podkreślił. Polskie siatkarki od lat są w cieniu mężczyzn. Czy da się z niego wyjść? Polska zagra z Chinami o historyczny sukces Półfinałowym rywalem biało-czerwonych będą Chinki, z którymi spotkały się niespełna miesiąc temu na turnieju w Hongkongu. Polki po znakomitym spotkaniu wygrały 3:0. Zdaniem Matlaka, Azjatki nie są już tak mocnym zespołem, jak jeszcze kilka lat temu, gdy w Rio de Janeiro sięgały po mistrzostwo olimpijskie. - To nie jest reprezentacja na tak wysokim poziomie, gdy prowadziła ją Lang Ping. Były tam kilka zawodniczek o wzroście powyżej dwóch metrów, teraz jednak spisują się znacznie słabiej. Chinki w Hongkongu nie grały w najsilniejszym składzie, ale też nie zauważyłem, by teraz coś się zmieniło. Oczekuję wyrównanego meczu, tu chyba nikt nie jest faworytem. Myślę, że to zwycięstwo 3:0 na pewno zostało dziewczynom w pamięci i nie wystraszą się rywalek. Zresztą ten zespół już niczego się nie boi, bo jest w czwórce - podsumował. Mecz Polska - Chiny rozpocznie się w sobotę o godz. 23 (czasu polskiego). W drugim półfinale Stany Zjednoczone zmierzą się z Turcją. źródło: PAP