Podopieczne Jerzego Matlaka w pełni zasłużyły na pochwały kierowane pod ich adresem. Droga na podium czempionatu Starego Kontynentu była jednak wyboista i kręta. Zgliszcza po Pekinie Polki zakończyły igrzyska olimpijskie w Pekinie na 9. miejscu. Był to wynik daleki od oczekiwań. W stolicy Chin nasze siatkarki nie grały jednak źle. Zabrakło trochę sportowego szczęścia, może więcej zimnej krwi w decydujących momentach. Atmosfera w kadrze jednak nie była najlepsza. Zwłaszcza głośno było o konflikcie Marco Bonitty z Anną Barańską. Stało się jasne, że Włoch nie będzie już pracował z kadrą. Na domiar złego z gry w reprezentacji zrezygnowały gwiazdy Małgorzata Glinka-Mogentale i Maria Liktoras. Ciemne chmury zawisły nad kobiecą reprezentacją. Działacze Polskiego Związku Piłki Siatkowej skupili się przede wszystkim na wybraniu odpowiedniego kandydata dla reprezentacji mężczyzn. Kadra kobiet została odsunięta nieco na boczny tor. Nie zorganizowano konkursu na trenera, nie szukano nowego szkoleniowca za granicą. W grę o posadę selekcjonera kadry kobiet wchodziły dwa nazwiska - Jerzego Matlaka i Alojzego Świderka. PZPS postawił na tego pierwszego. Zadecydowało doświadczenie i charyzma Matlaka - w kryzysowej sytuacji, w jakiej znalazła się kadra, cechy niezmiernie istotne. Matlak rozpoczął budowanie nowej drużyny niemal od zera i mając zaledwie kilka miesięcy czasu do najważniejszej imprezy sezonu czyli mistrzostw Europy w Polsce. Od początku pracy Matlak napotykał same przeszkody, głównie spowodowane kłopotami zdrowotnymi potencjalnych kadrowiczek. Z powodu kontuzji z kadry wypadło mu kilka znaczących nazwisk m.in. Katarzyna Skowrońska-Dolata, Katarzyna Skorupa, Anna Podolec, Kamila Frątczak. Z powodu kłopotów zdrowotnych z dużym opóźnieniem do zespołu dołączyły Natalia Bamber i Eleonora Dziękiewicz. Mało kto wierzył w medal Matlak wybrał grupę zawodniczek i skupił się na pracy z nimi. Pierwszym celem, jaki miała do osiągnięcia reprezentacja były kwalifikacje do mistrzostw świata. W Rzeszowie Polki nie zawiodły i zrealizowały zadanie, choć do stylu można było mieć pewne zastrzeżenia. Najważniejsze jednak były mistrzostwa Europy przed własną publicznością. Jak ten turniej się zakończył, wszyscy wiemy. Polki stanęły na najniższym stopniu podium zadziwiając większość ekspertów i fachowców, którzy przed zawodami zgodnie twierdzili, że najlepsza czwórka będzie dla tej drużyny ogromnym sukcesem. Po zdobyciu brązowego medalu Polki szalały z radości, ale niemal wszystkie podkreślały, że osiągnęły coś, w co niewiele osób wierzyło. Matlak czy Makowski? Nie ma żadnej wątpliwości, że największy wkład w sukces ma trener Jerzy Matlak i oczywiście siatkarki. W pięciu ostatnich spotkaniach turnieju Matlak nie mógł prowadzić kadry z powodu ciężkiej choroby żony. Jego miejsce zajął drugi trener Piotr Makowski. Pojawiły się głosy, że Makowski odmienił polskie siatkarki, że to za jego sprawą znalazły się w półfinale, a później na podium. Trzeba jednak pamiętać, że głównodowodzącym cały czas był Matlak. To on odpowiadał za wybór zawodniczek, to on odpowiadał za przygotowania i w końcu to on odpowiadał za wynik sportowy. Może się komuś nie podobać styl prowadzenia zespołu przez Matlaka, jego wybuchowy charakter, ale jego roli w zdobyciu brązowego medalu nie można w jakikolwiek sposób umniejszać. Co dalej? Medal ME potwierdza, że mamy potencjał. Największe nadzieje na przyszłość budzi jednak sfera mentalna drużyny. Po pierwszej rundzie Polki znalazły się w trudnym położeniu. Strefa medalowa była niebezpiecznie oddalona. "Biało-czerwone" musiały wygrać z Belgijkami, aktualnymi mistrzyniami świata Rosjankami i Bułgarkami, a na dodatek liczyć na pomoc Holandii w meczu z Rosją. Polki nie poddały się i walczyły do samego końca o upragnioną czwórkę. Pokazały charakter i to tylko świadczy o nich jak najlepiej. Na tej podstawie można budować zespół, który dostarczy nam jeszcze wielu niezapomnianych wrażeń. Potrzeba na to tylko czasu, żeby pewne schematy doprowadzić do perfekcji, bo mankamenty są i wie o tym doskonale sztab szkoleniowy i same zawodniczki. Należy pamiętać, że w tym składzie kadra pracuje zaledwie parę miesięcy. Dla porównania Holenderki, których gra podczas ME budziła uznanie, trenują w niemal niezmienionym składzie od pięciu lat. Po meczu o 3. miejsce z Niemkami, najbardziej doświadczona w obecnej reprezentacji Aleksandra Jagieło, zapytana co będzie, kiedy wrócą kontuzjowane siatkarki, odparła krótko: - Mam nadzieję, że złoto. I tego życzymy polskim siatkarkom. CZYTAJ TAKŻE: <a href="http://sport.interia.pl/raport/me-siatkarki/mistrzostwa-europy-siatkarek/news/jerzy-matlak-chwyty-ponizej-pasa,1379015,6465">Jerzy Matlak: Chwyty poniżej pasa</a> <a href="http://sport.interia.pl/raport/me-siatkarki/mistrzostwa-europy-siatkarek/news/makowski-to-zespol-jerzego-matlaka,1378844,6465">Makowski: To zespół Jerzego Matlaka</a> <a href="http://sport.interia.pl/raport/me-siatkarki/mistrzostwa-europy-siatkarek/news/niemczyk-polska-najlepsza-w-europie,1378003,6465">Niemczyk: Polska najlepsza w Europie</a> <a href="http://sport.interia.pl/raport/me-siatkarki/mistrzostwa-europy-siatkarek/news/jerzy-matlak-dla-mnie-maja-zloto,1377686,6465">Jerzy Matlak: Dla mnie mają złoto</a>