Bohater igrzysk wciąż jest skromny. "Oddałbym wszystkie medale za ten jeden"
Grzegorz Łomacz był jednym z bohaterów awansu reprezentacji Polski siatkarzy do finału olimpijskiego. Wszedł na boisko za kontuzjowanego Marcina Janusza i pomógł odmienić losy półfinału ze Stanami Zjednoczonymi. Bohaterem jednak się nie czuje. – Nawet nie miałem jeszcze czasu, by obejrzeć ten mecz. Jedno jest pewne: ten srebrny medal to spełnienie marzeń, które miałem już od dziecka – zapewnia rozgrywający reprezentacji Polski i Skry Bełchatów.

Andrzej Klemba, Interia: Po świetnym wejściu z ławki rezerwowych w półfinale igrzysk olimpijskich mówił pan bardzo skromnie o swoim udziale. Czy kilka tygodni po zdobyciu medalu może pan powiedzieć, że odwalił kawał dobrej roboty i był jednym z bohaterów?
Grzegorz Łomacz: - Nie, w kategoriach bohaterskich nigdy nie będę myślał o sobie. Cieszę się, że mogłem się przyczynić do tego sukcesu. Inaczej się zdobywa medal, kiedy cały turniej przesiedzisz na ławce rezerwowych, a inaczej, jeżeli dasz coś ekstra drużynie. To było moje marzenie i najważniejsze, że drużyna stanęła na podium.
Przed turniejem w Paryżu nie brakowało głosów, że po co jedzie Grzegorz Łomacz, skoro można dać szansę młodszym. Zamknął pan usta krytykom?
- Naprawdę na tym się nie koncentrowałem. Wiem, że takie głosy były. Najważniejsze zawsze w każdej drużynie jest to, co jest w środku i to, jak funkcjonuje. Zrobiliśmy coś niesamowitego i na tym poprzestanę.
Problemy zdrowotne w trakcie półfinału Pawła Zatorskiego czy Marcina Janusza wręcz was scaliły, a nie spowodowały, że się rozpadliście.
- Jestem w tym zespole niemal nieprzerwanie od 10 lat i takie sytuacje zawsze nas budowały, niezależnie od tego, kto był w składzie. Nigdy nie brakowało nam woli walki i charakteru. Tego nie można odmówić żadnej drużynie na przestrzeni lat. Od kiedy jestem w kadrze, zawsze po prostu byli w niej zawodnicy na maksa waleczni i tym razem pokazaliśmy to po raz kolejny.
Czy ten czwarty set ze Stanami Zjednoczonymi to był pana jeden z najlepszych w karierze?
- Trudno mi powiedzieć, bo ja jeszcze tego meczu po igrzyskach nie oglądałem. Nie wiem, czy i kiedy go obejrzę, choć pewnie nastąpi taki moment. Na teraz tak szczerze to go za bardzo nie pamiętam.
Byliście mistrzami czy wicemistrzami świata. Czy jednak ten półfinał igrzysk olimpijskich i wygrana w takich okolicznościach, a potem zdobycie srebrnego medalu jest ważniejsze?
- Ładunek emocjonalny igrzysk a przede wszystkim półfinału i finału jest tak naprawdę nie do opisania.
Ja przed tym turniejem w Paryżu wszystkie swoje zdobyte medale oddałbym za ten jeden.
Wszystkie? Złote i srebrne medale mistrzostw świata i Europy za ten jeden?
- Tak, oddałbym za medal olimpijski. To było moje marzenie z dzieciństwa, a potem też już jako dorosły o tym marzyłem. Jak zacząłem grać w siatkówkę i trafiłem do kadry. Udało się je spełnić. Pewnie trochę szkoda, że nie złoty, ale cóż, taki jest sport.
A wracając do finału, ten emocjonalny półfinał, pięć setów wymęczył was psychicznie i fizycznie? To jest jedno, powiedzmy, z wytłumaczeń porażki z Francją?
- Każdy będzie analizował to na swój sposób. Na pewno gdzieś nas emocjonalnie wypruł ten mecz ze Stanami Zjednoczonymi. Z drugiej strony ciężko powiedzieć, że nie można znaleźć dodatkowych sił i adrenaliny na finał igrzysk olimpijskich. To byłaby głupota.
Mecz z USA kosztował nas dużo sił, ale nie tyle, by zabrakło nam paliwa na finał.
Francuzi są w czołówce światowej, ale wyniki ostatnich lata to was stawiały w roli faworytów.
- Myślę, że bardzo mocno rozchodzi się o jednego zawodnika w tej drużynie - Earvina Ngapetha, który jak chce, to potrafi i pokazał to na tych igrzyskach. Francuzi po prostu idealnie trafili z formą. Zagrali dwa kapitalne mecze w półfinale i finale, a wcześniej niemal odpadli z Niemcami w ćwierćfinale. Jakbyśmy rozegrali te igrzyska miesiąc później czy wcześniej, to na miejscach medalowych mogłyby być zupełnie inne zespoły. Takie są małe różnice teraz w siatkówce.
Ten medal, który pan wymarzył, już ma swoje honorowe miejsce?
- Jeszcze nie, na razie leży w pudełku, w którym dostaliśmy go na igrzyskach, ale na pewno będzie miał honorowe miejsce w domu rodzinnym.
Rozmawiał Andrzej Klemba















