Bartosz Kurek nazywa Japonię swoim drugim domem i właśnie rozpoczyna czwarty sezon na Dalekim Wschodzie. Tym razem start ma jednak trudniejszy niż w poprzednich latach, bo w pierwszych tygodniach w Japonii jeszcze dochodził do siebie po kontuzji, której nabawił się w trakcie sezonu reprezentacyjnego. Atakującemu tego lata doskwierały problemy z biodrem. Przegapił przez nie dwa ważne finały. Nie wystąpił w meczu o złoto Ligi Narodów w Gdańsku, gdzie Polska pokonała reprezentację USA. Później pojechał z kadrą na mistrzostwa Europy, ale również nie był w pełni sił, wypadł z gry przed ćwierćfinałem. Znów nie zagrał więc w meczu o złoto, w którym "Biało-Czerwoni" wygrali z Włochami. Na turniej kwalifikacyjny do igrzysk olimpijskich w Xi’an w ogóle nie pojechał - trener Nikola Grbić w jego miejsce powołał Bartłomieja Bołądzia. Od mistrzostw Europy Kurek nie grał w pełnym wymiarze czasowym. W pierwszych dwóch spotkaniach ligi japońskiej, w których Wolfdogs Nagoja mierzyli się z JTEKT Stings, miał jedynie symboliczny udział. A dokładniej wchodził na krótkie zmiany w drugim z tych meczów, głównie na podwyższenie bloku. Takiego wejścia do ligi nikt się nie spodziewał. Nieoczekiwany lider drużyny Bartosz Kurek znów w podstawowym składzie. Od razu zaimponował W ten weekend Kurek w końcu doczekał się powrotu do gry w pełnym wymiarze czasowym. Pojawił się w podstawowym składzie Wolfdogs na mecz z niepokonanym dotąd zespołem Osaka Sakai. Drużyna kapitana reprezentacji Polski wygrała 3:1 (25:19, 25:19, 23:25, 25:20), a on miał spory udział w zwycięstwie. 35-letni atakujący zdobył 25 punktów, z czego 21 w ataku. Zbijał piłki ze skutecznością 54 procent. Do tego dołożył asa serwisowego i trzy punktowe bloki. Dzięki temu jego drużyna zanotowała drugie zwycięstwo w tegorocznych rozgrywkach. Kolejny mecz z tym samym przeciwnikiem Wolfdogs rozegrają w niedzielę rano czasu polskiego. W gorszym nastroju po pierwszym weekendowym meczu będzie drugi Polak w lidze japońskiej - trener Michał Mieszko Gogol. Prowadzony przez niego zespół JTEKT Stings przegrał 1:3 (25:23, 21:25, 23:25, 16:25) z JT Thunders. Bohaterem spotkania okazał się Aaron Russell. Amerykański przyjmujący zdobył dla Thunders 23 punkty. Zespół Gogola, który w przeszłości był m.in. asystentem Vitala Heynena w reprezentacji Polski, na razie ma na koncie jedno zwycięstwo. Wpadł w oko Grbiciowi i nie przestaje błyszczeć. Tym razem zagrał... jak Ronaldinho