W półfinale Ligi Mistrzów zmierzycie się z doskonale wam znanym Jastrzębskim Węglem. Trudno wskazać faworyta tego spotkania. Mateusz Bieniek: Z tym rywalem rzeczywiście znamy się jak łyse konie. W ostatnich miesiącach wiele razy z nimi graliśmy. My ich znamy dobrze, oni nas też, więc to powinno być fajne spotkanie. Ostatni mecz z nimi przegraliśmy w Pucharze Polski, więc chcemy się zrewanżować i mam nadzieję, że zagramy lepiej. Spodziewamy się bardzo trudnego spotkania. Jastrzębie po tym jak przegrało z Projektem walkę o brązowy medal w Plus Lidze, straciło możliwość występów w przyszłym sezonie w Lidze Mistrzów, więc zrobią wszystko, by ten turniej wygrać. Jako Warta jesteście najbardziej obciążonym zespołem w Plus Lidze. Czy przez te ostatnie dni udało się nieco odpocząć i złapać trochę świeżości przed finałami Ligi Mistrzów? - Po ostatnim meczu z Bogdanką Lublinem dostaliśmy dwa dni wolnego i potem od razu wróciliśmy do treningów. Ciężko w tak krótkim czasie odzyskać świeżość. To raczej były dwa dni na to, by wyczyścić głowy i postarać się zapomnieć o rywalizacji z Lublinem. Wciąż mamy problemy zdrowotne, ale nie ma się co nad tym rozwodzić. Damy z siebie wszystko i mamy nadzieję, że to wystarczy, żeby pokazać siatkówkę na poziomie. W półfinale zmierzą się dwie polskie drużyny, które po sezonie ligowym są poranione. Jastrzębie nie zdobyło nawet medalu, a wy przegraliście walkę o złoto. Sportowej złości nie zabraknie? - Od razu po ostatnim meczu finału z Bogdanką byłem faktycznie zły i może troszkę podłamany, ale już to przetrawiłem i doceniam ten srebrny medal. Tak naprawdę jedna czy dwie piłki i mogło nas w tym finale nawet nie być. Te mecze z Projektem naprawdę były na żyletki i podejrzewam, że jakbyśmy przegrali półfinał, to również byśmy mogli przegrać rywalizację o trzecie miejsce. Więc po tych kilku dniach jestem szczęśliwy, że zdobyliśmy srebro. To daje nam możliwość zagrania znowu w Lidze Mistrzów. A do tego będziemy losowani z pierwszego koszyka, co też pokazuje, że nasz klub idzie w nową stronę. Nie byłoby lepiej zmierzyć się z zagranicznym rywalem w półfinale niż z Jastrzębskim? - Nawet nad tym nie myślałem. Skupiamy się tylko na meczu z Jastrzębiem, bo to jest nasz najbliższy cel, a co będzie dalej, zobaczymy. Aluron pierwszy raz wystąpi w turnieju finałowym Ligi Mistrzów. Presja na was będzie mniejsza? - Trudno jest powiedzieć, że zagramy bez presji, bo to przecież finały najważniejszego europejskiego pucharu. Samo to, że będzie pełna hala, przyjdzie ponad 11 tysięcy ludzi, już jest pewnego rodzaju presją. Musimy te mecze potraktować jako pewnego rodzaju nagrodę za ciężką pracę w tym sezonie. Nie ma tutaj przypadkowych zespołów, a my zasłużyliśmy, żeby tu być.