Bułgaria to pięciokrotny medalista mistrzostw globu. Nigdy nie sięgnęła po złoto - w 1970 roku zajęła drugie miejsce, a w 1949, 1952, 1986 i 2006 kończyła zmagania na trzeciej pozycji. Nic zatem dziwnego, że występ w tegorocznej odsłonie zmagań odbierany jest jako prawdziwa klęska. Trener reprezentacji Bułgarii rezygnuje z posady Grupa C, w której kadra Żelazkowa rywalizowała ze Stanami Zjednoczonymi, Polską i Meksykiem wydawała się trudna, ale przy odrobinie szczęścia (a przede wszystkim - "obowiązowym" zwycięstwie nad uznawanymi za outsidera "El Tri") awans do fazy pucharowej był realny. Skończyło się jednak prawdziwym koszmarem: klęski w meczach z USA i Polską (dwukrotnie 0:3), a także porażka z Meksykiem (2:3) oznaczały zakończenie rywalizacji po ledwie trzech spotkaniach. Jakby tego było mało - pierwszy raz w historii swoich występów w MŚ Bułgaria nie wygrała ani jednego meczu. Co za tym idzie - zaliczyła najsłabszy start w dziejach, co szybko znalazło swoje odbicie w decyzji szkoleniowca. Po powrocie do ojczyzny Nikołaj Żelazkow ogłosił, że nie będzie już prowadzić reprezentacji. - Myślę, że w świetle uzyskanych wyników moja rezygnacja jest słuszna. Nie myślałem, co się stanie, gdyby nie została przyjęta - mówił, cytowany między innymi przez rodzimą federację. Ta może w teorii odrzucić dymisję szkoleniowca, lecz za utrzymaniem przez niego posady niewiele przemawia.