Jeszcze przed rozpoczęciem meczu Polek, dwie reprezentacji z grupy F miały już zapewnione miejsce w ćwierćfinale. Do Turcji dołączyła Serbia, która pokonała Dominikanę 3-0. Przed taka szansą stawały też Amerykanki. Zwycięstwo dawało im awans do ćwierćfinału, a Polki skazywało na walkę o ostatnie miejsce. Stało się jednak inaczej, choć przed biało-czerwonymi było bardzo trudne zadanie. Mierzyły się z mistrzyniami olimpijskimi, które podczas mistrzostw świata nie zachwycają. To nie jest ta sama kadra, która triumfowała w Tokio. Selekcjoner Karch Kiraly, jeden z najlepszych siatkarzy wszech czasów, powołał sześć innych zawodniczek niż na turniej olimpijski. Zespół jest w przebudowie, ale i tak wygrał pięć z sześciu meczów. Polki od dziewięciu miesięcy mają nowego trenera i Stefano Lavarini wciąż szuka optymalnego składu. Największe rezerwy są na lewym skrzydle i nawet Olivia Rożański nieźle punktuje, to nie ma wsparcia w Zuzannie Góreckiej. Tego brakowało we wtorkowym meczu z Serbią. To sprawia też, że rywalki niemal w ciemno idą do podwójnego bloku na prawym skrzydle, gdzie jest liderka polskiego drużyny Magdalena Stysiak. Od 0-5 do wygranego seta Zestresowane Polki zaczęły mecz fatalnie. Najpierw Kamila Witkowska zagrała w siatkę, po chwili Olivia Rożański nie przyjęła serwisu i zaatakowała w aut, a Magdę Stysiak zatrzymał blok. 0-4. Czas nie pomógł, bo straciły kolejny punkt. Pomogła za to Alexandra Frantti, która źle zaserwowała. Polki zaczęły punktować, ale przychodziło im to z dużo większym trudem nie rywalkom. Na dodatek po dwóch blokach z rzędu przegrywały już 4-10. W końcu do głosu doszła Stysiak i udało się odrobić część strat. Po jej ataku było tylko 10-12. Amerykanki świetnie broniły w polu, co pozwalało im utrzymywać przewagę. Kiedy na zagrywkę wróciła Stysiak, rywalki popełniły dwa błędy i Polkom brakowało już tylko punktu. Trener USA poprosił o czas. Blok Biało-czerwonych i pierwszy remis w secie, a za chwilę prowadzenie po ataku Różańskiej. Kiedy w aut zbiła Frantti, siatkarki Lavariniego wygrywały 21-19. Amerykanki dalej się myliły i partia była na wyciągnięcie ręki. Po zbiciu Stysiak kibice w Atlas Arenie pierwszy raz mogli krzyknąć "Ostatni". Zapewniła to Kelsey Robinson, która zaserwowała w siatkę. Popis Biało-czerownych Nakręcone Polki z impetem rozpoczęły drugą partię. Po ataku z środka Agnieszki Korneluk było 5-2. A po chwili dołożyła jeszcze blok na Frantti. Świetna gra na siatce, dobre rozegranie i skuteczne zbicia pozwoliły Biało-czerwonym uciec na sześć punktów. Nie pomagały zmiany, nie pomagał czas, bo Polki grały jak w transie. Po asie Witkowskiej wygrywały 14-6. Z Amerykankami trzeba być jednak czujnym non stop, bo one nie odpuszczą. I zaczęły błyskawicznie odrabiać straty. Było już tylko 16-14, kiedy Korneluk znów zatrzymała rywalkę blokiem. Obie drużyny popełniały coraz więcej błędów, ale Polki utrzymywały niewielką przewagę. W końcu po dwóch blokach z rzędu prowadziły 23-19. I kibice znów wstali, by na stojąco świętować wygraną. Seta zakończyła Stysiak. Amerykanki zablokowane Na początku trzeciej partii Korneluk znów przypomniała rywalkom, że tego dnia to ona panuje na siatce. Po m. in. jej bloku i atakach było 8-3. To był wielki mecz Polek - nie bały się podejmować ryzyka, a każda wygrana piłka dodawała im pewności siebie. Rywalki nie rezygnowały i było jasne, że wygraną i tak będzie trzeba wyszarpać. I Polki walczyły na całego - atak Stysiak, błąd Amerykanek, kolejny blok i znów pięć punktów przewagi. Tych strat nie pozwalały rywalkom odrobić. Po ataku Stysiak było 22-17 i znów kibice podnieśli się z miejsc. Mecz Polki zakończyły oczywiście blokiem. Polska - Stany Zjednoczone 3-0 (25-23, 25-20, 25-18) Polska: Wołosz, Korneluk, Różański, Górecka, Witkowska, Stysiak oraz Stenzel (libero), Szlagowska Stany Zjednoczone: Poluter, Drews, Robinson, Washington, Ogbugu, Frantti oraz Wong-Orantes (libero), Carlini, Cuttino, Wilhite, Bajema