Sędziowanie w czasie holendersko-polskiej imprezy nie stoi na najwyższym poziomie. Arbitrzy pomylili się również w jednym z kluczowych momentów piątego seta meczu Polska - Turcja. Przy stanie 8:10, po ataku Olivii Różański, uznali piłkę za autową i przyznali punkt Turczynkom. Po polskiej stronie zawrzało, siatkarki i trenerzy nie zgadzali się z interpretacją sędziów. Trener Stefano Lavarini poprosił o challenge. Długo trzeba było czekać na oficjalną powtórkę, która jednak potwierdziła, że piłka wylądowała za linią końcową. Tyle że po chwili na telebimie w hali wyświetliła się druga powtórka, przygotowana przez realizatora. Na niej wyraźnie było widać, że piłka wcześniej dotknęła palców blokującej siatkarki z Turcji. Polskie siatkarki protestowały, Magdalena Stysiak i Joanna Wołosz wskazywały sędziemu rękami na telebim, ale ten decyzji nie zmienił. Zamiast 10:9 i zmniejszenia strat przez Polki, Turczynki prowadziły 11:8. Mistrzostwa świata siatkarek. "Wzięłyśmy nie ten challenge, co trzeba" Sędziowie się pomylili, ale w emocjach piątego seta nietrafioną decyzję podjął także sztab reprezentacji Polski. Zamiast sprawdzać dotknięcie piłki w bloku, wybrał weryfikację tego, gdzie spadła piłka. Zgodnie z przepisami, nie można było poprosić o kolejny challenge sprawdzający tę akcję. - Wzięłyśmy nie ten challenge, co trzeba - przyznała po meczu przed kamerą Polsatu Sport Wołosz, kapitan polskiej kadry. Po chwili zresztą sędzia po raz kolejny pomylił się na niekorzyść Polek, a “Biało-Czerwone" doskoczyły do drugiego arbitra. Tym razem jednak Lavarini poprosił o odpowiednią powtórkę i po weryfikacji punkt został przyznany reprezentacji Polski. Ostatecznie Polki przegrały jednak piątą partię i kończą fazę grupową na czwartym miejscu. Do kolejnej fazy turnieju “zabiorą" ze sobą tylko jedno zwycięstwo i cztery punkty - trzy za wygraną z Tajlandią oraz jeden za doprowadzenie do tie-breaka z Turcją.