Andrzej Klemba, Interia: Już w piątek rozpoczynają się mistrzostwa świata w siatkówce kobiet, które Polska organizuje razem z Holandią. Jaka będzie droga biało-czerwonych? Jacek Sęk: Zainaugurujemy turniej z Chorwacją w Holandii i według naszej oceny to będzie najważniejszy mecz w pierwszej fazie turnieju. Potem przenosimy się do Gdańska i minimalizm mówi o tym, że musimy wygrać tu jedno spotkanie, by awansować do drugiego etapu grupowego. To jest bardzo realne i nastawiamy się na to, że Polki zagrają nie tylko zagrają w Łodzi, ale wykonają też kolejny krok. Wyniki ostatniego towarzyskiego turnieju w Włoszech i trzy porażki niepokoją? - Trzeba pamiętać, że graliśmy z zespołami, które kandydują do medali mistrzostw świata. Włoszki, Serbki i Turczynki to reprezentacje zawsze bijące się o najwyższe cele i teraz też są stawiane w roli faworytek. To był ostatni etap przygotowań, który pokazał, gdzie są jeszcze rezerwy, co można jeszcze poprawić. Jesteśmy realistami i wiemy, że są zespoły na papierze od nas mocniejsze. Na dodatek kilka zawodniczek z powodu kontuzji zabraknie w naszej kadrze w mistrzostwach świata, a to były siatkarki, które miały odgrywać kluczowe role. To jednak zespół bardzo ambitny, połączenie młodości z doświadczeniem. Liczymy, że sprawią niespodziankę. Trzeba dać szanse trenerowi Stefano Lavariniemu i jego nowej ekipie pokazać się w ogniu walki. Mecze kontrolne rządzą się innymi sprawami. Można w nich sprawdzać ustawienie, szlifować pewne elementy, schematy i zagrania. Pewnie lepiej byłoby wygrywać, ale mamy też za sobą dobre mecze z Bułgarią czy Niemkami. Kogo najbardziej brakuje w reprezentacji? - Nie będzie Martyny Czyrniańskiej, która w poprzednim sezonie pokazała, że może być nawet liderką zespołu. W niemal ostatniej chwili ze składu z powodu kontuzji wypadła też Martyna Łukasik. I nie ma Malwiny Smarzek, stanowiącej o sile ataku tego zespołu. To trzy zawodniczki, które mogły być w podstawowej szóstce naszej kadry, ale ich zabraknie. Jaki jest cel minimum? - Miejsca 5-8 realnie byłyby dobrym wynikiem. Wiemy dobrze, że polska publiczność potrafi być siódmym zawodnikiem i niemal sama wygrać seta. Liczymy na pomoc kibiców i zapraszamy do hal w Gdańsku, Łodzi i Gliwicach. Poza mocnymi drużynami z Europy, są też silne zespoły z Ameryki Południowej, Azji i Ameryki Południowej. Może panie pójdą drogą koszykarzy, na których nikt nie stawiał, a byli w strefie medalowej? - Czołowa czwórka byłaby znakomitym osiągnięciem, ale my musimy skupiać się na każdym pojedynczym spotkaniu. Punkty liczą się w każdej fazie i mam nadzieję, że z Łodzi na ćwierćfinały pojedziemy do Gliwic. Z przyjemnością oglądało się naszych koszykarzy. Chciałbym, żeby zawodniczki też pokazały lwi pazur i awansowały do strefy medalowej. Oni pokazali, że to możliwe i żyjmy taką nadzieją. Mistrzostwa świata kobiet i mężczyzn zorganizowano w Polsce, ale polskie reprezentacje są w budowie. Obaj selekcjonerzy od kilku miesięcy z nimi pracują i ich najważniejszym zadaniem jest awans na igrzyska olimpijskie. - Te mistrzostwa świata, choć może zabrzmi to zbyt skromnie, są rzeczywiście przede wszystkim przygotowaniem do walki o igrzyska olimpijskie za dwa lata w Paryżu. To cel zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn. W przyszłym roku odbędą się turnieje kwalifikacyjne i liczymy, że obie drużyny wywalczą awans. A do tego mamy nadzieję, że nie będą tam statystami, ale odegrają znaczące role. Reprezentacja Polski kobiet jest młoda, potrzebuje ze sobą pograć i nabrać doświadczenia. Ma na to dwa lata. Te młode zawodniczki podparte Joanną Wołosz, Magdą Stysiak czy Agnieszką Kąkolewską będą w stanie walczyć o trofea. W ciągu roku w Polska zorganizowała dwa turnieje mistrzostw świata. Nie brakowało problemów choćby z halami w męskim turnieju. - Chcieliśmy tego całego organizacyjnego zamieszania. Akurat mistrzostwa świata kobiet były zaplanowane wcześniej, a męskie spadły na nas bardzo nieoczekiwanie. Podjęliśmy się organizacji, choć zdawaliśmy sobie sprawę z tego, jakie będą trudy. Mieliśmy problemy logistyczne z obiektami, bo wcześniej były zarezerwowane. Całe szczęście, że dzięki pomocy władz samorządowych te mistrzostwa doszły do skutku. Sportowo też się obroniliśmy, bo srebrny medal mistrzostw świata panów to świetny wynik. Rzeczywiście ten turniej siatkarzy odbył się w szalonej gonitwie i w atmosferze niedoczasu. W przypadku kobiet wszystko było ustalone wcześniej, wiedzieliśmy, które miasta będą gospodarzami i są zainteresowane goszczeniem tej imprezy.