Ten mecz to był siatkarski horror ze szczęśliwym zakończeniem dla Polek. Najpierw prowadziły 1-0, potem przegrywały 1-2, by odwrócić losy meczu i wygrać 3-2. Bez tego zwycięstwa szanse na wyjście z grupy byłyby minimalne. Wołosz: Czasem trzeba się pobrudzić - Wielki szacunek dla nas, że udało nam się wyciągnąć. Pierwszy raz na tych mistrzostwach potrafiłyśmy wyjść z takiego bagna. Na kolanach, całe umorusane wygrałyśmy czwartego seta. A potem w tie breaku wszystko poszło już super. Widać, że czasem trzeba się trochę pobrudzić, by coś osiągnąć - podkreśla Joanna Wołosz, rozgrywająca reprezentacji Polski. Niewiele brakowało, by Polki przegrały. Przy wyniku 1-2 wygrana w czwartym secie wisiała na włosku. - To chyba był pierwszy tak słaby mecz w tym turnieju. Ze sztabem śmiałyśmy się, że portki miałyśmy pełne. Miałyśmy przetarci w poprzednich spotkaniach, że trzeba być cierpliwym w atakowaniu, a to rywalki pokazały jak bronić. Nie skończyłyśmy jednej, drugiej, trzeciej piłki i zaczęłyśmy wariować. Same siebie zablokowałyśmy - przyznaje Wołosz. Kapitan reprezentacji: Tie break na fantazji - Po trzeciej partii trener powiedział, że już nie mamy wyjścia, trzeba wyjść na boisko uśmiechnięte i wziąć się do roboty. Bo pierwszego seta wygrałyśmy z uśmiechem, czwartego też, a piątego to już na fantazji. Jestem mega dumna - dodała kapitan reprezentacji Polski. W środę Biało-czerwone pokonały 3-0 mistrzynie olimpijskie - Stany Zjednoczone, a w piątek męczyły się z dużo niżej notowanymi Kanadyjkami. Także sobotni rywal - Niemcy - to zespół na podobnym poziomie, co Kanada. - I właśnie z takimi drużynami mamy problemy, a z tymi z wyższej półki mocniej się mobilizujemy, co pokazało spotkanie z Amerykankami. A tak naprawdę to z Kanadą trzeba też było pokazać pełną determinację - uważa Wołosz. - Z Niemkami musimy wyjść trochę inaczej naładowane i trzymać emocje na wodzy. Wszystko mamy w swoich rękach. Z tym zespołem zawsze są dreszczowce, ale mam nadzieję, że tym razem będzie trochę spokojniej.