Polki do drugiej rundy mundialu awansowały z dorobkiem dziesięciu punktów, które zdobyły w starciach z Chorwacją (3:1), Koreą Południową (3:0), Tajlandią (3:0) i Turcją (2:3). W pierwszym spotkaniu tego szczebla zmagań przegrały 0:3 z Serbkami, lecz już kolejny występ podopiecznych Stefano Lavariniego był prawdziwą sensacją. Polki czekają na awans do ćwierćfinału... 60 lat "Biało-Czerwone" pokonały bowiem mistrzynie olimpijskie, Amerykanki, w dodatku - bez straty seta. Ten wynik, w połączeniu z rozstrzygnięciami innych starć "polskiej" grupy sprawił, że nasza kadra miała los w swoich rękach. Triumfy w dwóch ostatnich meczach: przeciwko Kanadyjkom i Niemkom gwarantowały przepustkę do ćwierćfinału. Z ekipą z "Kraju Klonowego Liścia" nasze zawodniczki mierzyły się w piątkowy wieczór. Starcie miało dramatyczny przebieg: choć prowadziły 1:0, pozwoliły rywalkom z nawiązką odrobić straty i prowadzić 2:1. Ostatecznie losy pojedynku rozstrzygnął tie-break, w którym górą były Polki. Przed ostatnią serią gier sytuacja jest więc prosta: zwycięstwo nad Niemkami oznacza gwarantowaną przepustkę do ćwierćfinałów, bez oglądania się na wyniki innych spotkań. Co więcej, może się nawet okazać, że Polki będą mogły pozwolić sobie na porażkę, choć w tym przypadku sytuacja jest o wiele bardziej skomplikowana i zależna od wyniku wcześniejszego (19:00) starcia Dominikany z Kanadą. Jeśli drużyna z Karaibów wygra po tie-breaku, Polkom wystarczy do awansu nawet porażka z Niemkami 2:3. W przypadku, gdy to drużyna z Kanady będzie górą i zwycięży za trzy punkty - "Biało-Czerwone" będą fetować awans jeszcze przed wyjściem na parkiet, bo nawet porażka z sąsiadkami z zachodu 0:3 lub 1:3 oznacza awans Polski. Awans, na który nasza kadra czeka od... 60 lat. Poprzednio Polska znalazła się w ósemce kobiecego mundialu w 1962 roku, podczas imprezy w Związku Radzieckim. Zmagania zakończyła wtedy ostatecznie na trzeciej pozycji.