W pierwszym meczu Memoriału Wagnera reprezentacja Słowenii, w wielu dyscyplinach uchodząca za koszmar Polaków, po raz kolejny przypomniała, że jest dla "Biało-Czerwonych" bardzo trudnym rywalem i rozbiła nasz zespół 3:0. Łukasz Kaczmarek zadrwił z rywala. Temu się to nie spodobało Nieudany początek pogromców Polaków Jednak w drugim dniu rywalizacji Słoweńcom przyszło mierzyć się z Włochami, którzy na inaugurację turnieju również bez straty seta pokonali Francuzów, pokazując bardzo wysoką formę. I w pierwszym secie to właśnie drużyna Italii pokazała się z lepszej strony, grając bardzo dobrze w bloku i w ataku. Słoweńcy nie przypominali ekipy, która tak gładko wygrała z Polakami, co, rywale skrzętnie wykorzystali. W drugiej partii Słoweńcy ponownie zaczęli straszyć rywali blokiem, do tego dorzucili mocną zagrywkę i odskoczyli Włochom. Po udanym ataku ze skrzydła Roka Bracko zrobiło się 12:10. Italia starała się jednak cały czas trzymać kontakt, bardzo ciężko pracując w bloku i obronie, przez co Słoweńcy musieli sporo się namęczyć, żeby się przebić. Po kapitalnym potrójnym bloku Włochów zrobiło się już tylko 15:14 dla naszych piątkowych rywali i trener Gheorghe Cretu postanowił wziąć czas. Po powrocie na parkiet Włosi najpierw odrobili straty, a potem... stracili trzy punkty z rzędu. Choć zagrywka Saso Stalekara wydawała się prosta, to sprawiła im sporo kłopotów, a na dodatek znów popracował słoweński blok i przy stanie 18:15 to Ferdinando De Giorgi postanowił wziąć czas. To jednak niewiele pomogło, bo przyjęcie u Włochów zupełnie się posypało i nawet przy stosunkowo prostych zagrywkach Bracko mieli kłopoty. Szkoleniowiec Italii próbował w końcówce ratować się zmianami, ale niewiele to pomogło i przy stanie 24:18 mieli pierwszą piłkę setową. Tę udało się jeszcze Włochom obronić, ale już przy kolejnej i ataku ze skrzydła Nika Mijanovicia byli bezradni i druga partia padła łupem Słowenii 25:19. Tajna broń polskich siatkarek? "Talizman" Wielkie emocje w Tauron Arenie, niesamowita końcówka spotkania Trzecia partia zaczęła się od mocnego uderzenia Słoweńców. Przy ich prowadzeniu 4:1 De Giorgi znów zaprosił swoich zawodników do siebie, nie chcąc, aby set zbyt szybko im odjechał. I przyniosło to efekt, bo spotkanie się wyrównało. Była to z pewnością najbardziej wyrównana część tego meczu, ale w końcówce świetnie zaprezentowali się Słoweńcy, którzy utrzymali nerwy na wodzy i wygrali 25:23. Początek czwartej partii przypominał nieco to, co działo się w pierwszej partii. Włosi, prowadzeni przez Riccardo Sbertolego grali z dużą fantazją i w pewnym momencie prowadzili 6:1. Potem jednak znów zaczęły się niezrozumiałe błędy w przyjęciu i ataku. Słoweńcy konsekwentnie odrabiali straty, aż przy stanie 8:7 dla swojej drużyny o czas poprosił włoski szkoleniowiec, który bardzo niepokoił się tym, co widzi na parkiecie. Na chwilę pomogło, bo Włosi zdołali trzymać rywali na dystansie dwóch "oczek". Potem zresztą znów zaczęli się rozkręcać i po ataku z lewego skrzydła Mattii Bottolo zrobiło się 16:12. Słoweńcy nie chcieli dopuścić do tie-breaka, ale trudno było im powstrzymać coraz lepiej funkcjonującą włoską maszynę. Cierpliwość jednak popłaciła, bo gra Włochów znów falowała. I po ataku Mijanovicia zrobiło się 18:18, a emocje w tym secie zaczęły się od nowa. Przy niesamowitym dopingu krakowskiej publiczności oba zespoły rozgrywały niezwykle emocjonującą końcówkę. Lepiej gorącą atmosferę Memoriału Wagnera wytrzymali Włosi, którzy znów byli na fali wznoszącej i wygrali 25:21, doprowadzając do pierwszego na tym turnieju tie-breaka. W decydującej partii Słoweńcy nie pozwolili sobie na "drzemkę" na początku to oni dyktowali warunki. Ich przewaga nie była jednak duża i kiedy Sbertoli wszedł na zagrywkę, Italia zdołała doprowadzić do remisu 7:7. A chwilę później po kapitalnym ataku po prostej Bottolo wyszli na prowadzenie 9:8! Rywale jednak nie ustępowali i po bardzo długiej wymianie i ataku ze skrzydła zdołali doprowadzić do wyniku 13:13., co zwiastowało ogromne emocje w końcówce. Chwilę później grający bardzo dobre spotkanie Mijanović obił blok i dał swojemu zespołowi piłkę meczową. O kolejny czas poprosił De Giorgi, który chciał rozpisać podopiecznym kolejne akcje. Poskutkowało, ale przy stanie 15:15 kapitalnym blokiem popisał się Danijel Konciija i znów to Słowenia miała piłkę meczową. Ponownie nie udało się jej wykorzystać, bo włoscy siatkarzy byli niezwykle zdeterminowani, by to spotkanie wygrać. I przy wyniku 18:18 doczekali się błędu podopiecznych Cretu, który to im dawał piłkę meczową. Słoweńcy jednak wyszli z opresji, a potem po świetnej grze blokiem zdołała przechylić losy tego niesamowitego tie-breaka na swoją korzyść. Drużyna prowadzona przez rumuńskiego szkoleniowca wygrała piątą partię 25:23, a całe spotkanie 3:2. Słowenia - Włochy 3:2 (20:25, 25:19, 25:23, 21:25, 25:23) Koledzy z drużyny nie odpuścili Karolowi Kłosowi. Ten zareagował