Nikola Grbić, trener polskiej kadry, w trakcie tegorocznych mistrzostw Europy co mecz rotuje przyjmującymi. Na turniej zabrał ich aż pięciu, regularnie korzysta z czterech. We wtorek przeciwko Serbii postawił na Aleksandra Śliwkę i Wilfredo Leona. Ten drugi miał w tym spotkaniu różne momenty. Zdobył trzy punkty blokiem, z 19 "oczkami" był drugim najlepiej punktującym w polskiej drużynie. Z drugiej strony w kluczowych momentach pierwszej partii zaatakował w aut. Posyłał na drugą stronę asy serwisowe - na początku trzeciego seta dwa z rzędu. Tyle że zaledwie chwilę po tym wyczynie wylądował w rezerwie, gdzie pozostał już do końca meczu. Zmienił go Kamil Semeniuk i dał drużynie to, czego nieco jej we wtorek brakowało - większą równowagę. Rywale świetnie zdawali sobie bowiem sprawę z siły ofensywnej Leona i często - aż 22 razy - celowali w niego zagrywką. A 30-letni siatkarz nie zawsze sobie z tym radził. Za to Semeniuk, według oficjalnych statystyk CEV, dziewięć posłanych w niego piłek odebrał z tzw. przyjęciem pozytywnym na poziomie 67 procent - najlepszym w drużynie. Niemal połowę piłek przyjął idealnie. Do tego dołożył dobre zagrania w defensywie oraz blok. Mimo że był rezerwowym, trzy razy zatrzymał nim rywali. A w końcówce spotkania popisał się jeszcze asem serwisowym. Mocniej od Semeniuka błyszczeli polscy środkowi czy Łukasz Kaczmarek, ale bez przyjmującego wygranej z Serbią i półfinału mistrzostw Europy mogłoby nie być. Polscy siatkarze przełamali rywali. Mecz "na noże" w ćwierćfinale ME Nikola Grbić mógł "odpalić" Kamila Semeniuka. Zaufał siatkarzowi mimo problemów A przecież taka dyspozycja Semeniuka wcale nie była oczywista. Owszem, w sezonie 2021/2022 został wybrany najlepszym siatkarzem Europy. Tyle że w ostatnim czasie ciągnęły się za nim problemy. Ich źródłem były niepowodzenia w klubie - projektowanym na siatkarski gwiazdozbiór Sir Safety Susa Perugia. Po sezonie we Włoszech na zgrupowanie kadry nie przyjechał najlepszy siatkarz Europy, a człowiek niepewny miejsca wśród czwórki przyjmujących reprezentacji Polski. W końcu do drużyny po kontuzji wrócił Leon, formą wystrzelił Bartosz Bednorz. A Semeniuk w Lidze Narodów nie imponował. Grbić zabrał go już na pierwszy turniej fazy zasadniczej LN do Japonii. Później włączył do kadry na turniej finałowy w Gdańsku, gdzie 27-letni siatkarz także nie błyszczał. Trener odsuwał od siebie decyzję o skreśleniu jednego z przyjmujących, bo głównym kandydatem do "odpalenia" z drużyny był szukający formy Semeniuk. Kamil Semeniuk w szóstce na Słowenię? Polska przed półfinałem ME siatkarzy Trener reprezentacji Polski świetnie zna go z Grupy Azoty ZAKS-y Kędzierzyn-Koźle i uwierzył w niego tego lata do końca. Przed ME decyzję ułatwiła mu kontuzja Mateusza Bieńka. Gdy podstawowy środkowy kadry wypadł z gry, Serb nie kombinował i znów zabrał na turniej pięciu przyjmujących. W Skopje, a teraz w Bari Semeniuk bynajmniej nie gra jednak na kredyt. Odpłacił się za zaufanie trenera i z meczu na mecz prezentuje się coraz lepiej. Na razie w najważniejszych meczach pełni funkcję jokera, ale kto wie - po świetnym występie z Serbią może w półfinale ze Słowenią to on zagra w podstawowym składzie. Strach zajrzał w oczy mistrzom olimpijskim. Niespodziewany przebieg ćwierćfinału ME