16 września to data szczególna w historii polskiej siatkówki. Dziś może stać się radosna jeśli Polacy pokonają Włochów w finale mistrzostw Europy i zdobędą tytuł najlepszej drużyny na kontynencie po raz drugi w historii. Zdzisław Ambroziak mówił o "stratosferycznym zasięgu" Arkadiusza Gołasia 18 lat temu, 16 września był datą ogromnie smutną. W wypadku samochodowym zginął reprezentacyjny środkowy Arkadiusz Gołaś, który, nomen omen, na boisku grał z numerem 16! Gołaś miał zaledwie 24 lata, całe życie było przed nim. Mimo młodego wieku, od 2001 do 2005 r. uzbierał w reprezentacji aż 141 występów. Ten z 8 września był ostatni, Polska wygrała z Portugalią 3:0, mecz rozegrano go w rzymskiej hali Palazzo dello Sport, a stawką 5 miejsce na kontynencie. Dziś na tym samym obiekcie Polacy zagrają z Włochami o złoto. Arkadiusz Gołaś zginął 18 lat temu Po mistrzostwach Europy w 2005 r. Gołaś wrócił do Polski jedynie na chwilę, zaraz musiał stawić się w nowym klubie - włoskim Lube Banca Macerata, to wtedy był taki siatkarski Real Madryt. Towarzyszyła mu świeżo poślubiona Agnieszka, pobrali się 21 lipca 2005 r. Świadkiem Gołasia był kolega z boiska, Krzysztof Ignaczak. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Uzupełniali się, libero "Igła" był wszędobylski nie mógł usiedzieć w miejscu, Gołaś stoicki i spokojny jak ocean. Nadszedł czas powrotu do Włoch. To był piątek. Do 10-tysięcznej Trei, w której mieści się klub pozostawało 730 km, jakieś siedem godzin jazdy. Gołaś z żoną Agnieszką z Polski wyjechali wieczorem, pożegnali się menedżerem Arka - Ryszardem Boskiem. Mieli nowy, bezpieczny samochód. Do troszczącego się o parę Boska Arkadiusz wysłał sms-y: "Wyjechaliśmy z Polski", "Jesteśmy w Austrii". Ten najważniejszy: "Jesteśmy na miejscu" nie dotarł... W Austrii dopadło go zmęczenie. - Przesiadaj się, bo jestem zmęczony. Jak coś, to mnie obudź - powiedział do Agnieszki i zajął miejsce pasażera. Na autostradzie A2 w Griffen koło Klagenfurtu samochód niespodziewanie zjechał na prawo i uderzył w betonową podstawę ściany dźwiękochłonnej. Z tego wypadku nie wyszedł żywy. Jego żona trafiła do szpitala, a prawdę o śmierci jej niedawno poślubionego męża ukrywano przed nią tak długo, jak tylko się dało. - Jeśli na boisku czujesz się jak ptak, to poczuj, jak wspaniale jest latać, i fruń jak najwyżej po marzenia - zwykł mawiać Arkadiusz Gołaś. Michał Winiarski przyznawał później, że nieraz łapał się na tym, że chce automatycznie wybrać numer kolegi, którego już nie ma wśród nas. Oprócz pogrzebu w Ostrołęce odbyło się jeszcze pożegnanie w Częstochowie, gdzie Gołaś spędził najwięcej czasu jako siatkarz. Kibice nieśli trumnę i śpiewali jak na meczach "Arek, Gołaś, Arek", a w tle było słychać dzwony. Nie został zapomniany. Co roku, w rocznicę śmierci, jest przypominany - jakim był siatkarzem i jaką osobą. Powołano także siatkarski memoriał jego imienia, który odbywa się w Ostrołęce, w hali nazwanej jego nazwiskiem. Arkadiusz Gołaś był kolegą Ignaczaka, Wlazłego i Winiarskiego, ich rówieśnikiem, pewnie zdobyłby mistrzostwo Europy w 2009 r. i świata w 2014 r. Koledzy nie zapomnieli o nim. Wicemistrzostwo świata wywalczone w 2006 r. w Japonii dedykowali właśnie Arkadiuszowi. Na podium, po medale wyszli zgodnie w koszulkach z numerem 16, z jakim występował Gołaś. Gdyby żył Arkadiusz Gołaś może byłby dziś cenionym siatkarskim ekspertem, a jeśli nie na pewno ściskałby kciuki za młodszych kolegów przed telewizorem. Zresztą i tak zapewne to robi i dziś będzie ściskał kciuki za drużynę Nikoli Grbicia, która o 21 zagra z Włochami o złoto mistrzostw Europy. Maciej Słomiński, INTERIA