W drugim secie wtorkowego starcia Polaków z Duńczykami mieliśmy już pojedynek dwóch prędkości, ale zanim "Biało-Czerwoni" zaczęli pokazywać miejsce w szyku swoim przeciwnikom, najedli się trochę strachu. I wcale nie chodzi o to, że ewentualna wygrana w pierwszej partii przez Duńczyków mogła sensacyjnie wpłynąć na losy całego spotkania, ile sam fakt, że zespół z piątej dziesiątki na świecie był relatywnie blisko, aby "urwać" seta potentatowi, mierzącemu w walkę o złoty medal. Aleksander Śliwka, który wystąpił w podstawowym składzie, poproszony o wskazanie, co w największym stopniu wpłynęło na takie zaskoczenie w pierwszej partii, odparł: - Myślę, że głównie chodziło o brak naszej pełnej koncentracji. Popełniliśmy parę błędów, których normalnie nie popełniamy, dlatego ten set miał tak równy przebieg. A kiedy dochodziła już końcówka przy takim wyniku, to wiadomo, że gra jest nerwowa i Duńczycy, którzy grali bardzo entuzjastycznie i wiele im wychodziło, narzucili nam wysokie warunki. Musieliśmy w końcówce grać może nie na przewagi, ale wynik 25:23 mówi sam za siebie - jasno skomentował Śliwka. Reprezentacja Polski szybko się odrodziła. Śliwka: Odnaleźliśmy rytm gry Kadra odrodziła się w drugiej partii, a przebieg seta wyglądał tak, jakby profesor z wyższej uczelni przystąpił do tego samego sprawdzianu, co uczeń szkoły podstawowej. Z cały szacunkiem do rywali, ale po prostu przestali istnieć. - Cieszę się, że od drugiego seta odnaleźliśmy dużo lepszy rytm gry. Lepiej graliśmy w polu serwisowym i na bloku, dzięki czemu szybko odskoczyliśmy wynikowo od rywala. A w trzecim chłopaki też w miarę spokojnie dowieźli końcową wygraną - odparł nasz przyjmujący, którego Grbić ma także w odwodzie do występów na pozycji atakującego. Kibice przecierali oczy, konsternacja w meczu polskich siatkarzy. Łomacz: Niesamowicie zagrywali Z perspektywy całego meczu wszystko dobrze się skończyło, natomiast takie momenty przytrafiać się nie powinny. Sam Śliwka w pierwszej rozmowie z Interią akcentował już, że zespół musi mocno wchodzić w spotkania, by od początku zaznaczać swoją przewagę. Sam szkoleniowiec też tego wymaga, czy w związku z tym przed dalszą fazą turnieju takie zdarzenie zasiewa ziarno niepewności? Cenny z przebiegu spotkania, przedostatniego w grupie, był także fakt, że trener Grbić od początku posłał do boju swojego drugiego rozgrywającego, Grzegorz Łomacza. Dzięki temu szeroka grupa zawodników mogła "poczuć" w warunkach turniejowych kolejnego rozgrywającego i rozrzucane przez niego piłki. - Tak jest, dokładnie. Trener stara się dawać nam możliwość grania w różnych konfiguracjach, tak aby każdy miał odpowiednią ilość minut na boisku i poczuł się z tym dobrze. Oczywiście wiadomo, że nie wszyscy mogą grać w równym wymiarze, ale stara się wszystkich wystawiać, żeby każdy złapał trochę rytmu. Mam nadzieję, że to zaowocuje w fazie pucharowej - zakończył tegoroczny triumfator Ligi Mistrzów z ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Artur Gac, Skopje