37 punktów - to nie dorobek jednego z zespołów w secie wygranym na przewagi, ale łączny urobek drużyny narodowej Czarnogóry. Wiedzieliśmy przed spotkaniem, że Polacy - jeśli właściwie nastawieni wyjdą na parkiet - nie dadzą najmniejszych szans przeciwnikom, ale przebieg spotkania sprawił, że praktycznie nie było w nim emocji. Kamil Semeniuk też się głowi, czego więcej po takiej grupie. "Sam nie wiem" Fani polskiej kadry oczywiście jak zwykle zdzierali gardła, choć nie byli specjalnie liczną grupą, ale to tylko pokazuje, że kibicują bez względu na wszystko. A tu po prostu więcej było powodów, by bić brawa i co raz prezentować okrzyki radości. Poza Holendrami i Czechami, Polacy w grupie C w Skopje trafili na bardzo nisko notowanych rywali, konfrontując się z Macedonią Północną, Danią i rzeczoną Czarnogórą. Tym samym można powiedzieć, że "Biało-Czerwoni" zaliczyli dosyć długą rozgrzewkę, rozgrywając większość takich spotkań, w których poziomem zdecydowanie odbiegali od rywali. Kamila Semeniuka Interia zapytała właśnie, czy ten "usypiający" komfort, który miał miejsce w Skopje, bardziej może zaprocentować czy zaszkodzić kadrze w kontekście większych wyzwań? - Sam nie wiem. Myślę, że jeszcze taka jedna drużyna, mocniejsza w Europie, na pewno by nam się przydała w fazie grupowej. No ale na wynik losowania nie mieliśmy wpływu. Na szczęście mieliśmy dwie drużyny dobrze grające, z którymi trzeba było się dość mocno napocić, aby zwyciężyć. Z kolei trzy spotkania nie stały na wysokim poziomie, myślę, że nasze treningi są zdecydowanie bardziej interesujące. Nie zmienia to faktu, że podeszliśmy do tych spotkań z pełnym szacunkiem do rywali i koncentracją, co też jest ważne pod kątem fazy pucharowej - wyjaśniał jeden z pięciu naszych przyjmujących na czempionacie Starego Kontynentu. Nawiązując do wywołanego przez Semeniuka szczęścia, w tym kontekście chyba dobrze się stało, że pierwszy pucharowy rywal, czyli drużyna Belgii, od razu nie spowoduje dużego przeskoku. "To nie są jakieś leszcze". Semeniuk o Belgach i "serduszku" Grbicia Wilfredo Leon wywiadem w Interii ośmielił pozostałych kadrowiczów, ale również publicznie deklarowali walkę na najwyższy stopień podium. Nasz gwiazdor po dwóch brązowych medalach ME, jest spragniony złota, a kolejny ten sam "krążek" nie dałbym mu radości. Semeniuk nieco inaczej patrzy na sprawę. - Oczywiście każdy z nas po cichu liczy na złoty krążek, ale to na pewno nie będzie łatwe zadanie. Dla mnie osobiście każdy kolor medalu będzie w późniejszym czasie, może po sezonie reprezentacyjnym, na pewno miłym akcentem. Warto przypomnieć, że z każdego turnieju wywozimy jakiś medal i to się ceni. Oczywiście walczymy do samego końca, z pełnym poświęceniem na boisku i myślą o zwycięstwie w całym turnieju, ale dopiero zobaczymy, co z tego wyjdzie - ostrożniej odparł zawodnik włoskiego Sir Safety Perugia. W środę, zaraz po spotkaniu z Czarnogórą, które pozwoliło Orłom wygrać grupę z kompletem punktów, uroczyście na parkiecie złożyli życzenia, wręczyli tort i odśpiewali "sto lat" obchodzącemu 50 lat Nikoli Grbiciowi. Szkoleniowiec, co przyznał w rozmowie z Interią, nie zwykł uzewnętrzniać swoich emocji i w gruncie rzeczy po postawie ciała trudno było wyczuć, czy poczuł wzruszenie. - Trener jest osobą może trochę wstydliwą, jeśli chodzi o celebrację i okazywanie emocji. Ale myślę, że na osobności zrobiło mu się cieplutko na serduszku, że chłopaki pamiętali i tak ładnie celebrowaliśmy jego dzień. Poszło w świat w przekazie telewizyjnym, że tak wielka osoba w tej dyscyplinie weszła w ładny wiek. A przy tym dobrze się trzyma - uśmiechnął się Semeniuk. Artur Gac, Bari