Semeniuk nie został wystawiony przez trenera Nikolę Grbicia w pierwszym składzie, ale wydawało się, że wszedł już w bardzo komfortowym momencie. "Biało-Czerwoni" bardzo zdecydowanie triumfowali w dwóch pierwszych setach, kolejno 25:16 i 25:17 i w zasadzie można było zakładać, że ten mecz już nie będzie miał większej historii. Polakom mecz uciekał, czyli spotkanie na... plus. Kamil Semeniuk tłumaczy To właśnie wtedy na placu gry zameldował się zawodnik klubu Sir Safety Umbria Volley, później także na krótko szansę dostał Bartosz Kurek, ale spotkanie przestało się układać. Polacy nie tylko przegrali trzecią partię, ale także w czwartej zgotowali sobie bardzo niekomfortowy scenariusz, dopiero w końcówce uciekając od tie-breaka. Semeniuka zapytaliśmy, czy jest sens po takim spotkaniu na siłę szukać pozytywów, iż oto w końcu za drużyną trudniejsza przeprawa i trzeba było wyjść z większych opresji, czy może zasadniej spojrzeć prawdzie w oczy i powiedzieć, że zafundowali sobie niepokojącego dreszczowca. - No tak, spotkanie nam się delikatnie wymsknęło z rąk w trzeciej partii. W czwartej też było już dość nerwowo, ale uważam, że takie spotkanie też można zapisać na plus dla reprezentacji. Sami wiemy dobrze, jaką mieliśmy fazę grupową, początkowe dwa spotkania można uznać za dość wymagające, ale pozostałe trzy był meczami bez historii. Więc czekaliśmy na rywala, który nam się postawi i tutaj tak się wydarzyło - mówił Semeniuk. Podobnie jak Marcin Janusz, również "Semen" przyznał, że Belgowie wywołali w polskim zespole od trzeciej partii dodatkowe bicie serce. Nasz przyjmujący wciąż nie prezentuje najwyższej formy, do jakiej sam chciałby doszlusować. Oceniając spotkanie w swoim wykonaniu, odpowiedział bardzo uczciwie. Kamil Semeniuk: Przyciąłem się, popełniłem pod rząd kilka błędów - Tak, przyciąłem się w czwartym secie, popełniłem pod rząd kilka błędów. Tego na pewno chciałbym unikać. Jedynie mogę być zadowolony z tego, że cały czas "żyję" na boisku. Po prostu czerpię radość z tego, że jestem na parkiecie i dostaję szanse. Wiadomo, chciałbym lepiej się zaprezentować, ale też nie ma co dramatyzować - odparł jeden z pięciu naszych przyjmujących w kadrze na ME. Zapytany, czy jako drużyna byli trochę zaskoczeni, że od momentu, gdy gra drużyny stała się słabsza, Wilfredo Leon częściej nie wchodził z misjami ratunkowymi, odniósł się do zagadnienia nieco szerzej. - To jest decyzja sztabu szkoleniowego i trenera, jak podchodzi do spotkania i kto gra. Czasami teoretycznie podstawowi gracze nie wychodzą, a są później przydatni w takich momentach, jak właśnie Wilfredo w końcówce czwartego seta. Wszedł z kwadratu i od razu zaserwował asa. To jest najważniejsze, by każdy z nas był gotowy, nawet jeśli nie ma go podstawowym składzie, aby czekał na sygnał. Tak jak pokazało spotkanie z Belgią, trzeba być zwartym i gotowym, aby wejść i dołożyć swoją cegiełkę do meczu - wyjaśnił Semeniuk. Dwukrotny triumfator Ligi Mistrzów nie ma wątpliwości, wiedząc jak charakternym i klasowym zespołem jest reprezentacja Serbii, czyli rywal Polaków w ćwierćfinale, że podanie im aż takiej ilości tlenu będzie dużo bardziej niebezpieczne niż w spotkaniu z Belgią. - Na pewno tak, dlatego jeśli tylko jest możliwość docisnąć rywala do samego końca, to trzeba to zrobić. Nie dać im nabrać tlenu i wiatru w żagle, tylko jeśli da się wygrać seta do 15 lub 10, to tak trzeba zrobić. Błędy popełniane w serii z taką reprezentacją, jak Serbia, na pewno nie będą łatwe do odrobienia jak to było w poprzednich spotkaniach - bez ogródek ocenił przyjmujący. Artur Gac, Bari