Artur Gac, Interia: Nad samym faktem zwycięstwa trudno rozprawiać, natomiast co warto podkreślić, dostałeś szansę od Nikoli Grbicia. Zagrałeś niemal od deski do deski i to był taki mecz, który z pewnością dał ci dużo tego, co zawodnik potrzebuje na takim turnieju. Bartosz Bednorz, przyjmujący reprezentacji Polski: - Przede wszystkim cieszę się, że mogłem sobie trochę pograć w siatkówkę. To jest coś, co każdemu zawodnikowi jest potrzebne. Jestem gotowy do każdej roli, ale wiadomo, że głód grania i spędzania czasu na boisku jest zawsze. Natomiast cieszę się z debiutu, bo jest to mój pierwszy mecz na mistrzostwach Europy i w ogóle debiut na imprezie tej rangi. Dlatego raduję się, że tak to wszystko wyglądało. Cel na to spotkanie był oczywisty. A jakimi środkami? - Mieliśmy przede wszystkim zagrać z głową, bo takie mecze są po prostu najtrudniejsze. Ciężko zachować koncentrację od początku do końca, łatwo wybić się z rytmu. Natomiast uważam, że zachowaliśmy chłodną głowę i zagraliśmy naprawdę bardzo dobrze. Dodatkowo to nawet dobrze, że graliśmy przed publicznością, która w zdecydowanej większości była przeciwko nam, ale także mieliśmy swoich kibicom, którym bardzo dziękuję za doping. W każdym razie to zawsze lepsza sytuacja gdy mamy pełną halę, jeśli nawet większość jest przeciwko nam. To buduje napięcie, które jest nam potrzebne. My gramy dla kibiców, a fani przychodzą dla nas. Na początku chyba zupełnie nieprzypadkowo użyłeś zwrotu, że fajnie było sobie tego wieczoru trochę pograć w siatkówkę, bo rzeczywiście z rywalem tej klasy - z całym szacunkiem do waleczności Macedończyków - można rozegrać mecz na swoich warunkach. - Otóż to. Mistrzostwa Europy mają to do siebie, że uczestniczy w nich bardzo wiele zespołów. I oczywiście, także z całym szacunkiem, są zespoły, które są od nas po prostu słabsze w każdym elemencie. Niemniej takie mecze są naprawdę ciężkie, bo trudno utrzymać koncentrację na topowym poziomie. Jeśli gramy z najlepszymi, wtedy nie ma się co o to martwić, bo każdy wie, że jest skoncentrowany na sto procent i wie, co ma robić. A tutaj, w takich starciach, wbijamy sobie do głów koncentrację, ale łatwiej ją z biegiem spotkania zatracić. Chcesz powiedzieć, że ten moment w drugim secie, gdy rywale doszli was do stanu 19:19, a Nikola Grbić zareagował wzięciem czasu, to była właśnie konsekwencja rozluźnienia? - Myślę, że tak. Mówiliśmy sobie o tym, żeby nie doprowadzać do takiej gry, gdzie gramy punkt za punkt. Natomiast ja myślę, że stworzyliśmy fajne widowisko. Osobiście uważam, że mimo wszystko kontrolowaliśmy to spotkanie od początku do końca. Nawet jeśli graliśmy punkt za punkt, to wiedzieliśmy, że po prostu jesteśmy mocniejsi i wystarczy tylko odrobina koncentracji, by przechylić szalę na swoją korzyść. I tak też się stało. Wyzwaniem w takim turnieju jest to, aby forma przyszła na najważniejsze mecze, do czego dążyliście w trakcie obozów przygotowawczych. I jakie są dzisiaj, gdy też jesteście stale monitorowani, wasze odczucia? Cały misterny plan przebiega założoną trajektorią? - Tak jest, wszystko idzie w jak najlepszym kierunku. Przed mistrzostwami mieliśmy bardzo ciężkie zgrupowanie w Zakopanem, dlatego też memoriał graliśmy z dość dużym obciążeniem w nogach. Najważniejsze, że w tym czasie nie pojawiły się bardzo duże kontuzje, ale oczywiście przeciążenia były, bo organizm też ma swoje limity. Natomiast cali i zdrowi dotrwaliśmy do mistrzostw i dalej jesteśmy w takim treningu, który ma nas przygotować pod ten finał. Na przykład w dniu meczu z Macedonią rano mieliśmy troszkę ciężką siłownię, co nie jest normalnością, ale każdy wie, że to był właśnie moment na to, aby zrobić takie zajęcia pomimo faktu, że mieliśmy przed sobą wieczorem spotkanie. Jak widać, absolutnie w niczym nam to nie przeszkodziło, co tylko pokazuje, że wszystko jest bardzo mądrze zaplanowane. A my jak najlepiej wykonujemy swoją pracę ku temu, by wejść na jak najwyższy poziom z myślą o najtrudniejszych meczach. Jest jeszcze jedna rzecz, mówiąc twoimi słowami, która nie jest normalnością. Rozmawiam wszak z od lat klasowym zawodnikiem, już witającym się z "trzydziestką", który dopiero teraz zaliczył debiut na mistrzostwach Starego Kontynentu. Jest to chyba niecodzienne doznanie? - No jest, jest, ale popatrzmy na to szerzej. W wieku dopiero 28 lat wygrałem Ligę Mistrzów, a też grałem wcześniej w topowych na świecie klubach, a jednak to mi się nie udawało. Niemniej jednak cieszę się ogromnie, że dokonałem tego z polskim klubem, ze swoimi chłopakami i dobrymi kolegami. Jak widać, też musiałem na to swoje poczekać. A teraz, jako 29-latek, debiutuję w mistrzostwach Europy. Jeśli ktoś mnie pyta, czy czułem się zestresowany, to odpowiadam, że absolutnie nie. Jestem już na takim etapie swojej kariery, iż ciężko, aby cokolwiek wpłynęło negatywnie na moją głowę lub mnie złamało. Myślę, że jestem bardzo dobrze przygotowany już na wszystko, co może się wydarzyć. Cieszę się z tego, że ta szansa po prostu przyszła i wyglądała tak, jak to miało miejsce. Grało mi się dobrze, a ponadto doceniam, że nikomu z kolegów nic się nie stało, bo w takich meczach - gdy momentami umyka koncentracja - zawsze różnie może być. Rozmawiał Artur Gac, Skopje