- Znów dobrze graliśmy w bloku, zdobywając nim 15 punktów. W tamtej rundzie Belgia trochę na nas napierała, teraz Serbia robiła to bardziej, ale byliśmy uczulani na takie momenty. Trener przygotowywał nas, że przyjdzie nam grać pod taką presją i wszystko się sprawdziło - dzielił się emocjami Norbert Huber. Faktycznie, gra blokiem wychodzi naszym zawodnikom wspaniale od pierwszego spotkanie, co nie jest dziełem przypadku. Wykonywane do bólu powtórzenia gry systemem blok-obrona podczas zgrupowania teraz przynoszą znamienite owoce. Polacy od początku czempionatu jeszcze nie zeszli poniżej dwucyfrówki w tym elemencie. Norbert Huber o "bombardowaniu" Serbów: Zdawaliśmy sobie sprawę, że... - Czy gramy na coraz większym luzie? Jesteśmy po prostu sobą. Prezentujemy dobrą siatkówkę, znamy swoją wartość, nasze mocne strony i staramy się je wykorzystywać na tyle, ile możemy - opowiadał nasz znakomity środkowy. Polacy musieli odrabiać straty po pierwszym secie. Nim przyszedł decydujący moment tej partii, w którym Wilfredo Leon dwukrotnie pomylił się w ataku, nasz przyjmujący był ostrzeliwany od pierwszej piłki zagrywką przez Serbów. Wyglądało to tak, jakby rywale nie mogli otrzymać w prezencie niczego lepszego, bo non stop nękali naszego gwiazdora, który w tym elemencie wciąż ma pewne deficyty. - Ale my też ich bombardowaliśmy w tym elemencie - zaznaczył Huber. - Zdawaliśmy sobie sprawę, że są dobrą drużyną, ale nie prezentują się dobrze w elemencie przyjęcia, więc staraliśmy się to wykorzystywać. Błędy po naszej stronie też się wkradały, ale w zależności od wyniku na tablicy, trener reagował i przekazywał informacje, żeby serwować w jednego lub drugiego zawodnika. Już w najbliższy czwartek "Biało-Czerwonych" czeka pojedynek ze Słowenią, czyli rywalem, który zdecydowanie im nie leży. Zwłaszcza na mistrzostwach Europy, tu bowiem po raz ostatni ze zwycięstwa cieszyliśmy się w 2015 roku. A ogólny bilans spotkań w imprezie tej rangi również jest bardzo niekorzystny, Orły wygrały dwa z siedmiu pojedynków. Mająca krótką historię "klątwa" być może dobiegnie końca także dlatego, że konsekwencji swoich słów nie przewidział Gheorghe Crețu, trener Słoweńców. To wyraźnie wybrzmiewa z wypowiedzi Hubera, który przywołał swoją rozmowę z rumuńskim trenerem podczas niedawnego memoriału Huberta Wagnera w Krakowie. Huber sprowokował trenera Słoweńców. Kto komu "skopie tyłek"? O Cretu, jako człowieku, z którym miał okazję do niedawna pracować w ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, wypowiada się z kolei z ogromną sympatią. - Trener jest spoko gościem i mega człowiekiem - podkreślił środkowy. Dodał, że na pewno napije się z trenerem kawy, a być może pojawi się okazja, aby trochę dłużej porozmawiać w "Wiecznym Mieście". Natomiast nie chciał wypowiadać się o Słoweńcach, o ich mocnych stronach, w myśl zasady, że rywal nie śpi. - Po prostu myślę, żeby ich pokonać, a o takich rzeczach, o jakie pytacie, nie wiem, czy mogę mówić przed meczem - uciął temat. Artur Gac, Bari