Artur Gac, Interia: Przypatruje się pan trwającemu treningowi "Biało-Czerwonych" w dniu meczowym. Coś szczególnego wpadło panu w oko? Wojciech Drzyzga: - Klasyczny dzień meczowy, a zatem obserwujemy tradycyjny rozruch, trwający godzinę. Zajęcia są podzielone na czasowe odcinki, typu rozciąganie, pobudzenie organizmu oraz odbicia piłki, typu zagrywka i plasy, a rozgrywający mają za zadanie odbijać piłkę przy samej siatce. To tylko tak zwany zabijacz czasu przed punktem kulminacyjnym, czyli spotkaniem o godzinie 20. Taki dzień zawsze się dłuży, a wiadomo, że zawodnicy nie mogą zbyt wiele czasu spędzić w bezruchu. Pogodę mamy tutaj trudną (do słońca "grubo" powyżej 30 stopni Celsjusza, a według prognoz do niedzieli temperatura będzie tylko szybowała w górę - przyp. AG), na pewno na spacerach i na zewnątrz nie należy przebywać zbyt długo, więc trzeba kolejne godziny w oczekiwaniu jakoś "przerobić". Dla nich to jednak chleb powszedni, już wielokrotnie znajdowali się w takiej sytuacji. Nazywam to siatkarskim myciem zębów. Akurat załapałem się, wchodząc na arenę, gdy chłopaki chóralnie odśpiewali "sto lat" Tomaszowi Fornalowi. Bardzo miły obrazek. - Szczerze mówiąc, dopiero dzisiaj dowiedzieliśmy się, że ma miejsce taka seria urodzin w reprezentacji, pamiętając urodziny Bartka Kurka sprzed dwóch dni. Wiadomo, że w grupie chłopaki żyją jak w rodzinie, więc to nie może zostać pominięte. Wczoraj spotkałem pierwszych kibiców z Polski, którzy pełni wiary już mają bilety na medalową rozgrywkę w Rzymie. Natomiast, gdyby gdzieś miała powinąć się noga reprezentacji Grbicia, to być może dopiero w Bari, w pierwszej fazie pucharowej. W czarnym scenariuszu w Macedonii Północnej nawet nie mówimy, bo to niczym science fiction. - Jeśli ktoś mówi o Bari, to i tak jest niskiej wiary. Ja sobie tego nie wyobrażam. Zupełnie? - Zupełnie. My nie możemy ustawiać się w roli jakiegokolwiek pretendenta czy zespołu, który liczy na wynik. My jesteśmy ekipą na takim poziomie, z takim potencjałem, że przyjechaliśmy tutaj walczyć o medal. Każde inne rozwiązanie będzie sportową porażką i w ogóle nie ma tematu. Myślę, że chłopaki mają to w głowie. Asekuracja może brać się z tego, że tuż po mistrzostwach, przy całej ich ogromnej randze, jest wyzwanie jeszcze większego kalibru, czyli walka o kwalifikację olimpijską. - Zgoda, choć już przy pełnej analizie kalendarza na ten sezon wiedzieliśmy, że akcenty będą postawione mniej więcej tak, żeby Liga Narodów przebrnęła w dużej części jako przegląd zawodników, a odpoczynek był dla graczy podstawowych, których też było łatwo wskazać. Tak więc nie było tu żadnych przypadków, Grbić niczego nie ukrywał i niczym nie zaskakiwał. Właściwie tylko dwie-trzy kontuzje pokrzyżowały mu decyzje, a może paradoksalnie mu ułatwiły, bo nieraz tak właśnie jest. Finalnie zdecydował się na pięciu przyjmujących i odbudowuje zawodników, którzy trochę stracili formę w rozgrywkach ligowych i leczy tych, którzy są do wyleczenia. Urazy nie są jakoś poważne, a te mistrzostwa mają długą fazę tzw. rozbiegówkę. I powiedzmy sobie szczerze, że ta grupa nie jest wymagająca jeśli chodzi o awans. Owszem, będą dwa mecze ze średniakami europejskimi, czyli Czechami i Holendrami, drużynami solidnymi. Trochę mogą nam się postawić. - A nawet mają prawo urwać nam seta lub zagrać jakąś partię na przewagi, ale nie dopuszczam myśli o przegranym meczu. Takiego tematu w ogóle nie ma. A odnośnie kwalifikacji do igrzysk, które już wywołałeś, na końcu zapewnią nam kalendarzowy spokój. Nie będziemy musieli dłużej bawić się w kolejne turnieje. Zresztą uważam, że walka o igrzyska jest taką trochę przykrywką pod drobną asekurację, ale to nic złego. Ja uważam, że te mistrzostwa wcale nie są po drodze i niczemu nie przeszkadzają. Jeśli drużyna będzie w formie i dobrze tutaj zagra, w dodatku zdobywając złoty medal, to na kwalifikacje pojadą jak po swoje i spokojnie to zrobią. Nie mam większych obaw. Biorąc pod uwagę to, co nasza kadra mówi na temat formy, która ma poważnie zwyżkować w okolicach ćwierćfinału, może jednak można sobie wyobrazić niespodziewany dreszczowiec w starciu z Czechami? - Zakładając, że Czesi i Holendrzy muszą od razu "strzelać" i wejść mocno w turniej, bo nie mogą się zagapić, choć oni też wiedzą, że z tej grupy awansują... Jednak nie, siatkówka to na szczęście nie boks, tutaj jedno uderzenie nie decyduje o końcowym wyniku. Tutaj decydująca jest seria jakościowych zagrań. Myślę, że w dwóch pierwszych meczach będziemy obserwować naszą drużynę w wersji: "gramy solidne mecze, w których nie eksperymentujemy". Choć u nas ciężko powiedzieć, że jeśli wychodzi Leon ze Śliwką, czy Fornal z Bednorzem, to jest to eksperyment. Na Boga, każdy chciałby mieć takie pary przyjmujących. Traktuję to jako dobrą i mocną rozbiegówkę na starcie do Bari. Ewentualnie w drugiej fazie tego turnieju, z gospodarzami czy z Duńczykami, możemy zagrać sobie wersję B, żeby na przykład Olek Śliwka poćwiczył atak. Po to trener dał sobie przy powołaniach tę alternatywę, sam jestem ciekawy, czy zdecyduje się na takie rozwiązanie, któremu dawał szansę w Memoriale Huberta Wagnera. Jednak jeśli zdrowi będą Kurek i Kaczmarek, to plan B prawdopodobnie w ogóle nie będzie miał racji bytu. Rozmawiał Artur Gac, Skopje