O ile w czasie półfinału Polska - Słowenia w hali w Rzymie nie było tłumów, o tyle na drugim meczu trybuny się wypełniły. Kibice mieli powody do świętowania, bo ich ulubieńcy pokazali się w czwartek ze znakomitej strony. Ich finałowe starcie z Polską zapowiada się na zacięte widowisko. Pierwszego seta mocno otworzyli jednak Francuzi. Antoine Brizard korzystał w rozegraniu z tzw. szóstej strefy, czyli ataku ze środka z drugiej linii. W połowie seta, przy dwupunktowym prowadzeniu Francji, trener gospodarzy Ferdinando De Giorgi poprosił o przerwę. Po niej Włosi wyrównali, po drugiej stronie problemy przeżywał Timothee Carle, który w końcu powędrował na ławkę rezerwowych. Włosi objęli prowadzenie 22:18 po serii znakomitych zagrywek wprowadzonego z rezerwy Ricardo Sbertoliego. Skuteczny był Daniele Lavia i przy aplauzie publiczności gospodarze wygrali 25:21. Wybuch emocji, siatkarzom puściły nerwy. Grbić też ruszył Mistrzowie olimpijscy sięgnęli na ławkę. Włochów to nie zatrzymało Włosi w półfinale musieli radzić sobie bez Roberto Russo. Podstawowy środkowy wypadł z gry z powodu kontuzji, której doznał w pięciosetowym ćwierćfinale z Holandią. Zastępował go Leandro Mosca, a cała drużyna zatańczyła wokół Russo jeszcze przed pierwszym gwizdkiem. Francuzi mieli łatwiejszą drogę do czołowej czwórki. W fazie pucharowej bez straty seta pokonali Bułgarię i Rumunię, choć ta druga drużyna nieco ich postraszyła. Na początku drugiej partii meczu z Włochami mieli większe problemy. Obrońcy tytułu rozpoczęli bowiem od serii trzech udanych akcji. A Francuzi popełniali błędy - w ataku mylili się Nicola Le Goff i Jean Patry. Włosi prowadzili 13:7. Trener mistrzów olimpijskich Andrea Giani wezwał więc na boisko Earvina Ngapetha. Przyjmujący wedle słów szkoleniowca sprzed kilku dni miał już nie być wykorzystywany w trakcie tego turnieju, ale już dzień po tej deklaracji wrócił do gry. Gra Francuzów nabrała rumieńców tylko na chwilę. Popełniali sporo błędów w polu zagrywki, a po drugiej stronie ważne piłki na punkty nadal zamieniał Lavia. Mistrzowie świata i Europy wygrali 25:19. Gospodarze w formie przed finałem ME siatkarzy. Świetny mecz Włochów Włosi nie zamierzali niczego pozostawiać przypadkowi. Początek trzeciej partii to znów szybko wypracowane przez nich trzy punkty przewagi. Po drugiej stronie na boisku pozostali Ngapeth i rezerwowy atakujący Stephen Boyer. Ten drugi popisał się asem serwisowym. Cóż jednak z tego, skoro Włosi szybko zrewanżowali się blokiem. Francuzi popełniali błędy rzadkie na tak wysokim poziomie - zdarzył się im na przykład błąd ustawienia. W hali wzmagał się tumult, a Włosi powiększali przewagę. Po kontrataku wykończonym przez Alessandro Michieletto prowadzili już 12:6. Francuzi na chwilę zmniejszyli straty, ale wtedy gospodarzom pomógł blok, którym punkt zdobył Gianluca Galassi. Wydawało się, że obrońcy tytułu będą już nie do zatrzymania. Niespodziewanie ich przewaga stopniała w jednym ustawieniu i po francuskim bloku prowadzili tylko 20:19. Niemoc przełamał Michieletto. Francuzi walczyli do końca, ale Włosi wygrali 25:23. Finał mistrzostw Europy w Rzymie zaplanowano na sobotę. Finałowym rywalem gospodarzy będzie reprezentacja Polski, która w pierwszym półfinale pokonała 3:1 Słowenię. Przed rokiem Polska spotkała się z Włochami w finale mistrzostw świata - wówczas górą byli siatkarze z południa Europy. Włochy: Romano, Mosca, Michieletto, Giannelli, Galassi, Lavia - Balaso (libero) oraz Sbertoli, Rinaldi, Sanguinetti Francja: Patry, Le Goff, Louati, Brizard, Chinenyeze, Carle - Grebennikov (libero) oraz Clevenot, Ngapeth, Bultor (libero), Tillie, Jouffroy, Boyer Głośno o wygranej Polaków. Za granicą piszą o "sparaliżowanej Słowenii"