Artur Gac, Interia: Jak tam twoje stopy po niedawnej fizjoterapii z rąk Bartosza Kurka? Karol Kłos, środkowy reprezentacji Polski: - (długi śmiech) Na szczęście wszystko dobrze, choć nie powiem, Bartek potrafi z nich strzelać. Nic mi tam nie pokiereszował. To takie nasze zabawy, akurat w fizjoroomie jest zawsze bardzo wesoło, ktokolwiek by tam nie przychodził. To też taka fajna odskocznia od tego, co robimy na co dzień. Taki bufor bezpieczeństwa. Zawsze, jak idzie się do fizjo, można liczyć na to, że atmosfera wszystko rozładuje. Czyli macie tam wszystko to, czego potrzebujecie, aby myśli cały czas nie orbitowały wokół meczów i całego turnieju. - Tak jest. Myślę, że mamy taką drużynę i taki zbiór ludzi, którzy są do siebie bardzo dobrze dobrani. Potrafimy się bawić nie tylko na boisku, ale także poza nim. A jak ktoś przebywa ze sobą non stop kilka miesięcy w roku, to też trzeba mieć jakieś metody na to, aby napięcia rozładować i dobrze się czuć w swoim towarzystwie. To, co czasami widzicie na moim Instastories, czy w innych miejscach, to nie jest udawane. Tak naprawdę jest, a gdy mamy okazję, to staramy się tym także podzielić z kibicami. Jak spędziłeś sobotę, dzień bez meczu w Skopje, w wolnym czasie? - Miasto nie jest jeszcze przeze mnie poznane. Wybrałem tylko pospacerowanie dookoła hali i hotelu, które nietypowo ze sobą sąsiadują. Ładne tereny i ciepło, co jest bardzo fajne. Można złapać trochę słońca, bo my całe życie spędzamy w hali, a im człowiek starszy, tym też bardziej stara się wygrzać niemłode już kości (śmiech). Szczególnie, że u nas w Polsce pogoda w kratkę. A jeśli chodzi o centrum Skopje, to na razie tylko widziałem zdjęcia u chłopaków na Instagramie. Zapytam ich o wrażenia i czy warto. Tym razem znalazłeś się w kadrze na mistrzostwa Europy, z drugiej strony twoi koledzy grający na tej samej pozycji zaczęli turniej z wysokiego "c". Jak teraz mentalnie to wszystko poukładać sobie w głowie, żeby cały czas być w pełnej gotowości? - Ja się cieszę, że chłopaki grają tak dobrze. To świadczy o sile naszego środka. Zaczęli z bardzo wysokiego "c", praktycznie punktują w każdym elemencie, czyli bloku, zagrywce oraz w ataku. Młodzi, silni, wyskakani, zdrowi - miło się na to patrzy. I też kilka dobrych słów powiedziałem im zarówno po pierwszym, jak i po drugim meczu. Na pewno zawsze da się zrobić coś lepiej, ale naprawdę trudno zagrać jeszcze lepsze spotkania niż te dwa, które za nami. I podkreślam, że to mnie naprawdę cieszy. A ja czekam na swoją szansę, jak ją dostanę, to postaram się dobrze bawić, bo o to w tym wszystkim chodzi. Ale nie mam z tym żadnego problemu, że turniej zacząłem na ławce rezerwowych. Cieszę się, że w ogóle tutaj jestem, bo to jest - tu się powtórzę - fantastyczna grupa ludzi. To wielka przyjemność móc z nimi trenować, grać, wygrywać, a także dzielić emocje po porażkach. To, co powiedziałeś, doskonale wpisuje się w jeden schemat. Każdy z was, kto w danym spotkaniu jest na ławce, czy - jak Tomasz Fornal w meczu z Holandią - szybko opuścił parkiet, w głębi serca na pewno czuje niedosyt, może żal, ale jednak na każdym kroku pokazujecie, że "team spirit" ponad wszystko. - Zdecydowanie. Tym bardziej, że mamy bardzo dobrych graczy na każdej pozycji. Tutaj widać, że sam trener miał problem, komu podziękować z przyjmujących, dlatego wziął na turniej pięciu bardzo dobrych. Myślę, że każdy klub w Polsce i zagranicą chciałby mieć w swoich kadrach każdego z nich. A na boisku jest tylko siedem miejsc, tak więc drużyna musi być mocna razem i każdy z nas musi to wszystko rozumieć. Niewątpliwie to jest bardzo trudne z punktu widzenia sportowca, bo z pewnością każdy z tych chłopaków wie, że jest dobry i gra na bardzo wysokim poziomie. Na końcu różnice są tak niewielkie, że niuanse decydują o tym kto gra, a kto zajmuje miejsce w kwadracie. Dlatego, z myślą o dobru zespołu, najlepsze myślenie jest w stylu: "ok, jestem dobry, ale muszę poczekać na swoją szansę, co nic nie zmienia". Nie ma się tym na pewno co podłamywać, a nawet starać się o tym nie myśleć. Być może też dzięki temu, że chowam swoją dumę w kieszeń, ta drużyna jest jeszcze mocniejsza. Ja tak do tego podchodzę. Zresztą trener Grbić też do samego końca utrzymuje was pod tak zwanym prądem. Przykładem niech będzie moja rozmowa z Wilfredo Leonem, który po meczu z Czechami przyznał, że intuicja i przebieg treningu raczej podpowiadały mu, że zmieści się w wyjściowym składzie, a stało się zupełnie inaczej. - To prawda, dopiero przed samym meczem dowiadujemy się, kto wkrótce będzie grał. Nie ma żadnych przecieków, wszystko jest bardzo szczelne (uśmiech). To chyba jest dobre, bo każdy do samego końca musi być gotowy i przez cały dzień meczowy zachowuje się tak, jakby wiedział, że ma grać. Jak patrzysz na fakt, że za wami mecze z najtrudniejszymi rywalami w grupie, a teraz trzeba mobilizować się na przeciwników, którzy właściwie skazani są na pożarcie? Paradoksalnie to jest pewna trudność, gdy nawet strata seta będzie sporą niespodzianką, czy trzeba powiedzieć dokładnie odwrotnie - to supersprawa, bo przed fazą pucharową możemy jeszcze bardziej szafować siłami? - Generalnie naszą siłą jest to, że możemy zagrać kilka spotkań w różnym zestawieniu, a drużyna nie traci jakoś bardzo na jakości. Akurat o podejście do meczów z najbliższymi rywalami i o koncentrację bym się szczególnie nie obawiał. Jesteśmy już na tyle doświadczeni, iż wiemy, że aby wygrywać nawet z niżej notowanymi, trzeba być w pełni skoncentrowanym. To taki sport, że jeśli tego zabraknie, to naprawdę łatwo popełniać najprostsze błędy. A dodatkowo myślę, że sam trener też w tej kwestii trzyma rękę na pulsie i nas uczula na każdym treningu, a także jeszcze wcześniej na etapie przygotowań. Myślę, że podejdziemy do tych meczów bez zastrzeżeń i wykonamy robotę tak, jak powinniśmy. W sporcie zawsze coś może się wydarzyć, ale byłbym spokojny o to, że będzie pełna mobilizacja i koncentracja. To teraz test prawdy dla Karola Kłosa. Trener Nikola Grbić powiedział, że nie jesteście faworytem do złota. Norbert Huber w rozmowie ze mną przyznał, że mógłby się pod tymi słowami podpisać, choć dodał też, że celujecie oczywiście najwyżej jak się da. A Ty co odpowiesz? - Podobnie jak "Norbi" i trener, choć nieco inaczej. Myślę, że jest kilku faworytów do złota, drobne różnice i dyspozycja dnia, która jest potrzebna, na końcu może zrobić różnicę. W Europie jest akurat kilka drużyn, które naprawdę potrafią grać w siatkówkę, a wymienić na pewno trzeba Włochów, Francuzów i Słoweńców. Kilka innych ekip też przygotowywało formę pod ten turniej. Ktoś może zabłysnąć, ktoś wypłynie, więc nie mówiłbym, że my jesteśmy faworytem. I tutaj zgodzę się z moimi przedmówcami. Nie mamy w hali w Skopje imponującej frekwencji na trybunach, wielotysięczną publiczność przyciągają mecze gospodarzy, co dobrze rokuje przed niedzielnym spotkaniem. Niemniej kilkaset polskich "gardeł" z różnych stron Polski i świata zapewnia głośny doping. To chyba też mocno napędza, gdy wiesz, że wielu ludziom się chce znów ruszyć za wami. - To bardzo cieszy, bo gdyby nie oni, to hala byłaby bardzo smutna, a ostatnio jesteśmy rozpieszczani przez kibiców w Polsce. Praktycznie każdy mecz, nawet sparing, wiąże się z trybunami wypełnionymi po brzegi. Ogromne dzięki dla tych naszych kibiców, którzy są wszędzie. To nie jest pierwszy i zapewne ostatni raz, bo w każdym zakątku globu możemy liczyć, że pojawią się polskie twarze i narodowe barwy. Po spotkaniu z Holendrami absolutnie rozchwytywany był Wilfredo Leon, a w pewnym momencie nawet zdecydował się jednej z fanek udostępnić swój numer telefonu, aby urodzinowo móc sprezentować jej koszulkę. - Ciekawe, czy podał dobry (śmiech). Oczywiście żartuję. To, co zrobił, na pewno jest niecodzienną sytuacją, ale widocznie uznał, że chciałby zrobić tej fance wieczór. Jak widać, jesteśmy zdolni do tego i tutaj chylę czoła przed Leo, bo ja nigdy nie dałem swojego numeru telefonu. A co niestandardowego tobie zdarzyło się zrobić? - Niewiele mamy koszulek meczowych, ale ostatnio w Krakowie jednemu chłopakowi taką sprezentowałem, więc teraz jakoś to, co mi pozostało, będę musiał prać w rękach (śmiech). Czymś szczególnym cię ujął? - Miał baner. Mały chłopczyk, ale pewnie z dużymi marzeniami. A dzięki temu może będą jeszcze większe. Rozmawiał Artur Gac, Skopje