Wielkimi krokami nadciąga godzina "zero", której wszyscy polscy kibice sportu nie mogą się doczekać. Polacy dziś przed północą mogą po raz drugi w historii dostać siatkarskimi mistrzami Europy. Gwiazdy w talii trenera Nikoli Grbicia doskonale zdają sobie sprawę, przed jak wielką szansą, a zarazem gigantycznym wyzwaniem wkrótce staną, mierząc się z gospodarzami czempionatu. Jednak nie widać, by ta grupa doskonałych sportowców nerwowo przebierała nogami. Siatkarze w centrum Rzymu, Nikola Grbić także tam się relaksował Wczoraj większość dnia siatkarze mogli spędzić na własnych warunkach, z czego większość skorzystała. Zawodnicy udali się między innymi do centrum Rzymu, oddalonego o około 40 minut jazdy taksówką z ich hotelu, a podobną eskapadę sobie oraz współpracownikom ze sztabu zafundował szkoleniowiec. Gdy wracali, a wówczas miałem okazję przebywać w tym hotelu, widać było zrelaksowanie na twarzach zawodników. To wspaniała wiadomość, że mamy już tak utytułowanych siatkarzy, których ranga takiego spotkania nie spala psychicznie. A wieczorem kadra udała się do meczowej hali przeprowadzić półtoragodzinny trening. Zajęcia rozpoczęły się o godzinie 19:30 i potrwały do 21. Czy wydarzyło się coś specjalnego? Zupełnie nic, nie było mowy o forsowaniu zawodników, którzy już mają prawo odczuwać trudy wymagającego turnieju. Zajęcia były lekkie, a zawodnicy wykonywali naprawdę podstawowe czynności. Dziś wyzwanie będzie piekielne, a uprzykrzać życie naszym zawodnikom spróbują kibice, którzy na meczach Włochów tłumnie wypełniają trybuny. W sobotę od godz. 21 ma nie być ani jednego wolnego miejsca, a to tylko zwiastuje niesamowitą wrzawę w mogącej pomieścić ponad 11 tysięcy widzów hali Palazzo dello Sport. - Wiemy, że na pewno będzie głośno, mecz z Francją oglądałem w telewizji i ta hala jest głośna, kibice będą ich bardzo wspierać. My się tego spodziewamy, dlatego nie uważam, żeby to naszą drużynę w jakikolwiek sposób deprymowało. Wydaje mi się, że wręcz podziała to na nas motywująco - zapowiada Tomasz Fornal, by od razu pójść za ciosem. Tomasz Fornal: Jeśli znów zagramy tak samo, to raczej przegramy "Biało-Czerwoni" doskonale pamiętają wydarzenia sprzed roku, gdy w katowickim Spodku w finale mistrzostw świata wyraźnie ustąpili Włochom, przegrywając 1:3. I nikt nie ma wątpliwości, włącznie z naszym przyjmującym, że poprzeczkę Italii trzeba zawiesić znacznie wyżej, żeby cel mógł zostać zrealizowany. - Mam nadzieję, że tak właśnie będzie, bo jeśli oni zagrają tak, jak rok temu i my również, to raczej znów przegramy. Wierzę, że zaprezentujemy się lepiej, choć oni potrafią grać w ważnych momentach. Na Ligę Narodów w ogóle bym nie patrzył, bo tam Włosi szlifowali formę. I widać wyraźnie, że teraz grają dużo lepiej niż podczas finałów w Gdańsku. Tak samo wyglądało to przed rokiem, gdy najpierw w Bolonii grali tak sobie, a później na mistrzostwach świata prezentowali niesamowitą siatkówkę, do której ciężko nam było w tamtym momencie dorównać - bardzo szczerze wspomina Fornal. Jeśli wsłuchać się w głosy fachowców, to doprawdy trudno wskazać wyraźnego faworyta, jednak minimalnie większą przewagę na starcie daje się Włochom. I jest to prawdopodobnie najbardziej logiczne w teorii założenie, wszak również podobnie sytuację przedstawia przyjmujący Jastrzębskiego Węgla. - Nie wiem, czy jesteśmy w stanie określić, kto w tym spotkaniu jest faworytem. Wydaje mi się, że jeżeli miałbym popatrzeć na sprawę czysto teoretycznie, okiem kogoś, kto spogląda z zewnątrz, to rzeczywiście można by było stwierdzić, że Włosi. Poziom sportowy raczej mamy podobny, ale to jednak oni grają u siebie, są niesieni przez kibiców. Ja sądzę, że im to pasuje, a w swoim kraju dodatkowo zawsze wszystko ci sprzyja. Sądzę, że są w gazie, będą chcieli to udowodnić i wygrać u siebie tytuł. Ale to fajnie, że w ciągu ostatnich dwóch lat to jest pierwszy mecz, który gramy jako teoretyczny underdog - stwierdza Fornal, czym być może niektórych zaskoczył. Wszyscy nasi siatkarze po meczu ze Słowenią, w którym arbitrzy popełnili kilka błędów, wyrazili wiarę, że albo zmieni się obsada na finał, albo uwagi do sędziów przyniosą zdecydowany efekt. Nie ma natomiast wątpliwości, że nasi siatkarze powinni trzymać nerwy na wodzy, bo w półfinale momentami mocno "gotowali się" zwłaszcza Łukasz Kaczmarek i Norbert Huber. Ten drugi przekonał się, że z takim zachowaniem nie ma żartów, czyli kontestowaniem decyzji prowadzących pojedynek, za co zarobił żółtą kartkę. Fornal zapytany, czy jako zespół nastawiają się na to, że co bardziej krewkich kolegów trzeba będzie trochę pilnować i uspokajać, aby nie zostali wykartkowani, odparł: - Muszę byczka szlifować. Coś czuję, że czeka mnie to też w klubie - buchnął śmiechem, mając na myśli Hubera, a wraz z nim roześmiali się także dziennikarze. ""Forni" szybko przywrócił się do pionu i już z poważniejszą miną odpowiedział: - Żartuję, "Norbi" jest mega fajnym i sympatycznym gościem, a jeśli delikatne prowokacje, czy nawet zaczepienie sędziego gdy coś mu się nie podoba, pomagają mu i dzięki temu gra jeszcze lepiej, to ja uważam, że jest to część sportu. Wiadomo, że nie można przekraczać pewnych granic i limitów, żeby nie wyglądać jak totalny burak lub buc, ale jeśli to jest robione w dobrym stylu, to nie mam nic do takich prowokacji. Artur Gac, Rzym