Nie da się w tej chwili powiedzieć ze stuprocentową pewnością, że bez skutecznego bloku Polacy w starciu z Belgią nie podźwignęliby się z tarapatów w czwartym secie, gdy niewiele zabrakło do tie-breaka, ale bezsprzecznym faktem jest, że to właśnie ta formacja uratowała "Biało-Czerwonych" przed partią, często rządzącą się swoimi prawami. Polacy od początku mistrzostw Europy robią kapitalny użytek z gry na siatce, natomiast do tej pory wszelkie dane, które zostały zebrane, nie były w pełni miarodajne. Trudno bowiem przeceniać skuteczność bloku w starciach z Macedonią Północną, Danią i Czarnogórą, niemniej liczba 65 skutecznych "czap" działała na wyobraźnię. Jakub Kochanowski: Nie ukrywam, że trener mnie zaskoczył Starcie z Belgią na otwarcie fazy pucharowej to nie był przeskok od razu na półkę z rywalem z najwyższego topu, ale na tle takiego przeciwnika, naprawdę solidnego średniaka, już więcej da się wyczytać z liczb. I Polacy pod tym względem wprost znokautowali "Czerwone Diabły", na przestrzeni czterech setów wykonując 18 skutecznych bloków przy tylko sześciu po stronie rywali. Najważniejsze jednak, że broń nie zawodzi w momentach najważniejszych, a takim był finisz czwartego seta. W tej fazie spotkania na placu gry znów obecny był Jakub Kochanowski, który wyszedł w pierwszym składzie i miał walny udział w tym, że dwie pierwsze partie zakończyły się bardzo pewnymi zwycięstwami Orłów. Kochanowski był wczoraj drugim najlepiej punktującym blokiem zawodnikiem (pięć "oczek"), skuteczniejszy o jeden był tylko Łukasz Kaczmarek. 26-latek jest w tej chwili naszym najlepszym blokującym po sześciu meczach turnieju. Na koncie ma 19 punktowych bloków, drugi pod tym względem jest Norbert Huber (16), a trzeci Kaczmarek (15). Ogółem "Kochan" uzbierał do tej pory 52 punkty, co średnio daje mu niespełna 8,7 "oczek" na mecz. Punktowym liderem kadry jest "Zwierz", czyli wspomniany Kaczmarek - 60 punktów. Tak dysponowany środkowy, decyzją trenera Grbicia, został jednak ściągnięty w trzeciej partii, do czego odniósł się w rozmowie z dziennikarzami. Dopytany o szczegóły, co z jego punktu widzenia zadziało się w trzeciej partii, że zespół zaczął tracić kontrolę nad spotkaniem, Kochanowski odniósł się konkretnie. - To, co zmieniło się w porównaniu do dwóch pierwszych setów, to przede wszystkim to, że Belgowie zaczęli o wiele lepiej przyjmować. A na tym poziomie rozgrywek każda drużyna przy pozytywnym przyjęciu ma bardzo wysoką skuteczność w ataku. Dlatego zaczęło się nam grać z przeciwnikiem tak ciężko. A oprócz tego nic wielkiego się nie zmieniło, po prostu my zrobiliśmy może o dwa-trzy błędy za dużo, które "obudziły" Belgów i w efekcie zagrali bardzo dobry fragment spotkania, co pozwoliło im ledwo wygrać tego seta, bo do 23 - doprecyzował "Kochan". Kochanowski na niecodziennej kontroli antydopingowej. "Bardzo wywieraliśmy presję" Zdaniem siatkarza Asseco Resovii Rzeszów niepotrzebnie nadaje się zbyt duże znaczenie faktowi, że drużyna straciła jedną partię w rywalizacji z zespołem Emanuele Zaniniego. - Wszyscy są trochę przerażeni tym, że przegraliśmy jednego seta z Belgią, a przypominam, że awansowaliśmy w czterech setach do ćwierćfinału mistrzostw Europy. W mojej ocenie nie było nawet blisko tego, żebyśmy ten mecz przegrali, a wszyscy chyba bardzo boją się tego, byśmy w ogóle zagrali tutaj jakiegokolwiek tie-break. A najlepszą lekcją z tego meczu będzie to, że potrafiliśmy się bardzo szybko podnieść pod względem mentalnym - tłumaczył podopieczny Nikoli Grbicia. Wczoraj Polacy dopiero około północy opuszczali halę Palaflorio w Bari, co wynikało przede wszystkim z później pory zakończenia spotkania. Okazuje się, że "Biało-Czerwonych" o sporo dłużej wcale nie przytrzymała kontrola antydopingowa, na którą wezwany został właśnie Kochanowski. - Po raz pierwszy zaproszono mnie w trakcie trwania mistrzostw, a także wydaje mi się, że byłem pierwszym z reprezentantów Polski - zaznaczył środkowy. Gdy został zapytany o jej przebieg, czy w porównaniu do innych kontroli zachowana była tutaj standardowa procedura, Kochanowski z uśmiechem na ustach podzielił się zaskakującymi informacjami. Artur Gac, Bari