Gdy patrzy się na obecne Mistrzostwa Europy w siatkówce, aż trudno uwierzyć, że turniej ten rozpoczynał się w 1948 roku od zaledwie sześciu zespołów. Nie było zresztą wśród wówczas nich Polski, niegotowej jeszcze do gry po zniszczeniach wojennych (była za to np. Portugalia, która zajęła czwarte miejsce). Mistrzostwa Europy w 2017 roku, rozgrywane na polskich parkietach i zakończone triumfem Rosji, były ostatnimi z udziałem 16 ekip. Powiększenie turnieju do 24 zespołów przypomina nieco reformy, do jakich doszło w wypadku imprez piłkarskich. Tam też niegdyś maleńkie, cztero-, a potem ośmiozespołowe Euro rozrosło się do początkowo 16, a następnie 24 drużyn. Od 2019 roku siatkarskie Mistrzostwa Europy są potężnym turniejem, którego nie organizuje już jeden kraj, ale całe ich kombo (w 2019 roku były to Francja, Belgia, Holandia i Słowenia; w 2021 roku logiki geograficznej było jeszcze mniej, bo turniej gościły Polska, Czechy, Estonia i Finlandia, a obecnie gospodarzami są Macedonia, Bułgaria, Izrael i w końcowej fazie Włochy). To także impreza, w której gra w zasadzie każdy, kto potrafi jakoś przyjąć i wystawić piłkę na trzy. W 2019 i 2021 roku Polska jeszcze tak mocno nie odczuła zmian. Dwa lata temu grupowe mecze z Portugalią, Grecją, zwłaszcza z Serbią były bardzo zacięte i jedynie okraszone łatwiejszymi z Ukrainą i Belgią. Teraz natomiast, na parkiecie w Skopje polscy siatkarze zagrali tylko jeden mecz z rywalem, który od biedy nawiązywał z nimi walkę - z Holandią. Zespoły Czech, a także Macedonii, Danii i Czarnogóry były o kilka klas niżej. Polacy nokautowali jem, bijąc rekordy XXI wieku i bez większych emocji, a szczególne zażenowanie sprawił mecz z Czarnogórą, która w ogóle nie zaistniała na parkiecie. Rekord reprezentacji Polski. Takiego meczu nikt nie zagrał To zrodziło pytanie, czy taki turniej ma sens? Skoro mecze są bez historii, różnica między zespołami okazuje się chwilami miażdżąca, a przebieg meczu i okoliczności (pusta sala w Skopje) upodabniają je do treningów czy lekcji w-f, to czy aby Mistrzostwa Europy nie rozmieniają się na drobne. Mistrzostwa Europy nie są tylko dla Polski Warto jednak pamiętać, że poszerzenie formuły mistrzostw, poza większymi pieniędzmi, jakie ma generować taka formuła, ma także inny cel. Turniej nie jest tylko dla Polski i podobnych zespołów, dla których pierwsza faza grupowa to rozgrzewka. Inne zespoły jednak, jak chociażby Macedonia, Czarnogóra i Dania w naszej grupie, to właśnie teraz toczą swój mały turniej, którego stawką jest wygranie choćby meczu i awans dalej. To dla nich jedyny sposób na kontakt ze światową czy europejską czołówką, nawet gdyby miała ich ona teraz nokautować. Nie ma innej drogi na to, by robić postępy, bo mecze towarzyskie nie dadzą tego, co starcia o stawkę. To trochę jak z polskimi siatkarkami, które niegdyś opowiadały, że kilkanaście czy dwadzieścia lat temu ich wyjście naprzeciw ekip pokroju Brazylii czy Chin było wielkim przeżyciem. Z czasem przestało. Polska przed wielką szansą. Drugi koszyk otworzy nam szansę Gdy spojrzymy na wyniki Mistrzostw Europy sprzed zmiany, zobaczymy że układ podium był często podobny. Podobny był nawet układ ćwierćfinałów. Przez lata w siatkówce niewiele się w układzie sił zmieniało - ot, czasem pojawiła się dobra Finlandia, czasem Belgia, czasem wyskoczyła Hiszpania. Generalnie jednak bezustannie Polska, Rosja, Włochy, Francja, względnie Serbia dzieliły łupy. Poszerzenie mistrzostw jest szansą na to, by spróbować coś zmienić. Aby pojawiało się więcej takich ekip jak chociażby Słowenia - niegdyś niezbyt istotnych, teraz bardzo mocnych. Aby siatkówka przestała być sportem mocno ograniczonym i lokalnym, a stała się globalna jak chociażby koszykówka. Poszerzenie turnieju początkowo zawsze ma takie konsekwencje jak obecnie - nudne mecze na 3:0, bez nawet chwilami wyrównanej walki. Istotniejsze są jednak konsekwencje późniejsze, jakie taka zmiana może przynieść.