Artur Gac, Interia: W poniedziałek do godziny 16 mieliście wolne. Jak sobie zorganizowałeś ten czas? Wilfredo Leon, przyjmujący reprezentacji Polski: - Trochę porozmawiałem z rodziną. Później m.in. poszedłem do sklepu i do restauracji na dobry obiad. A za chwilę, po rozmowie z tobą, zaczynamy trening. Miałeś okazję zobaczyć centrum Skopje? - Troszkę tak, ale niewiele, bo nie nastawiałem się na zwiedzanie. Nie jestem osobą, która specjalnie długo lubi chodzić. Ale zrobiłem zdjęcia kilku pomnikom i jednego muzeum. Tych pomników jest tutaj mnóstwo, na każdym kroku coś się wyłania. - Rzeczywiście, chyba nie do policzenia. I są dosyć duże, widoczne z daleka. Niektóre, szczerze mówiąc, są przepiękne. I będziesz polecał znajomym wypad do stolicy Macedonii Północnej choćby na 2-3 dni? - O właśnie tak, na kilka dni, to bez problemu. Jest tu trochę rzeczy do pooglądania i obiektów do zwiedzania. Dobrze byłoby też zaznajomić się z historią Macedonii, która mnie nie jest znana. A jeśli się ją pozna, wtedy łatwiej będzie zrozumieć symbolikę choćby tych pomników. Przejdźmy do sportu. Dwa razy wystąpiłeś w mistrzostwach Europy i dwukrotnie kończyliście z reprezentacją Polski imprezę zdobyciem brązowego medalu. Trzeci brąz też by cię uradował? - Radości wtedy nie będzie. Bo tak jak powiedziałeś, mam już dwa i myślę, że tyle brązowych medali wystarczy, więcej z tego koloru nie potrzebuję (uśmiech). Nie twierdzę, że to jest zły medal, ale po prostu byłoby już za dużo tego samego. Przyjechałem tu po to, żeby w końcu wykonać zadanie, a tym zadaniem jest wygranie tego turnieju. Jesteśmy w drodze i bardzo bym chciał z powodzeniem to zrealizować. W końcu mam gościa, który nie kokietuje i nie mówi, że wprawdzie jesteśmy jednym z faworytów, ale może wcale nie największym, być może są więksi. Wykładasz kawę na ławę, czyli cel jest jasny. - Mamy cel w głowie i trzeba to zrobić. Nie ma tu innego wariantu. Przygotowywaliśmy się przez całe lato, więc teraz jest tylko jedno wyjście. Turniej się rozkręca, przed wami jeszcze dwóch przeciętnych rywali, ale czy czujesz, że wszystko idzie odpowiednim torem? Tak sobie wyobrażałeś wzrost formy i stopień zazębiania waszej gry? - Teraz trudno to oceniać. Żeby to zrobić, potrzeba meczu z drużyną z wyższej półki. Do tego czasu w pełni nie będziemy wiedzieli, na jakim jesteśmy poziomie. Wiadomo, że teraz nawet z tymi słabszymi trzeba grać na poziomie, bo nie da się spać i wygrywać, coś trzeba pokazać, ale wyzwania dopiero przyjdą. Na razie nie mamy na swojej drodze drużyn tej klasy, z którymi będziemy się spotykali w ćwierćfinale czy już w finale. Dlatego tak naprawdę dopiero pierwszy mecz w Bari pokaże nam, w jakim miejscu jesteśmy w drodze do końcowego sukcesu. Wielkimi krokami zbliżają się igrzyska olimpijskie w Paryżu. Rozumiem, że dla ciebie złoto w Paryżu to sportowe pragnienie życia? - Tak jest. Wpierw, tuż po mistrzostwach Europy, walka o kwalifikację olimpijską. Myśli już coraz bardziej krążą wokół tej imprezy? - Na razie podchodzę do sprawy tak, że mam mistrzostwa Europy i tylko na nich się skupiam. I potrafisz tak się odciąć? - Oczywiście. Ten medal, który czeka w Rzymie, jest celem, który chcę teraz zrealizować. A dopiero jak będę go miał na szyi, wtedy skoncentruję się na kwalifikacji, a już później - wiadomo - cel będzie jeden. Nawet nie myślę o Lidze Narodów w 2024 roku. Okay, oczywiście będziemy w niej grali, bo to jest turniej, w którym trzeba wystąpić, ale skupiony będę już na igrzyskach. A zdarza się, że jeszcze wracasz pamięcią do przegranego starcia z Francuzami na igrzyskach w Tokio? Pamiętamy te gigantyczne emocje i was, zrozpaczonych i rozczarowanych. - Powiem ci, że to już zupełnie usunąłem z głowy. Co by mi dało, gdybym wciąż rozpamiętywał tamtą historię? Tyle że czasami, choć człowiek chciałby coś wyprzeć z pamięci, to ten obraz powraca. - To u mnie jeszcze powiedzmy rok po igrzyskach to ciążyło. Ale dziś? Od tego czasu mamy mocno przebudowaną drużynę. Serio, nie mam już w głowie tamtych wydarzeń. A jeszcze wracając do następnych igrzysk i mojego podejścia... Ja po prostu nie jestem osobą, która myśli o kilku celach na raz. Nie, to nie w moim stylu. U mnie jest koncentracja na najbliższym wyzwaniu. Teraz jesteśmy na mistrzostwach Europy i wszystko kręci się wokół tego, by wyjechać stąd maksymalnie zadowolonym. A w przyszłym roku choć Ligę Narodów potraktuję serio, to chciałbym, aby forma, jakiej jeszcze do tej pory nie miałem, wybiła na igrzyskach. To znaczy, że chcesz przygotować na Paryż formę życia? - Tak jest, będę ku temu pracował jeszcze ciężej niż do tej pory. Masz trójkę dzieci, z których najstarsza Natalia ma 6 lat. Ma coś wspólnego z siatkówką, ciągnie ją do tego sportu? - Ja mówię tak: "kochanie, na co się zdecydujesz, to będzie twoja decyzja i zawsze będę ci kibicował". Ja będę jej tylko podrzucał możliwości, żeby jak dorośnie, mogła mi odpowiedzieć: "tata, dzięki za to". Nie będę jej do niczego przymuszał. Jeśli najpierw zechce spróbować jednego sportu - bardzo dobrze, później posmakować drugiego - też fajnie. Sama niech sprawdzi, co jest dla niej najlepsze. Jeśli mam być szczery, to bardzo byśmy z żoną chcieli, żeby poszła w sport, ale nie za wszelką cenę. Ja nie jestem dowódcą w wojsku, żeby wydawać jej komendy na zasadzie: masz wstać rano i robić to, to i jeszcze to. To nie moja natura. Natomiast jeśli już zdecyduje się na przykład na tenis, to spróbuję zaszczepić w niej profesjonalizm. Czasu, żeby poważniej na coś się zdecydować, ma jeszcze moim zdaniem cztery lata, gdy będzie 10-latką. Rozmawiał Artur Gac, Skopje